Liverpool FC po kwadransie gry z Tottenham Hotspur - w spotkaniu 34. kolejki Premier League - prowadził 3:0. Goście jednak nie poddali się.
W 3. minucie doliczonego czasu gry zrobiło się... 3:3 po golu Brazylijczyka Richarlisona. Kiedy wszystko wskazywało na podział punktów, Diogo Jota zdobył zwycięską bramkę dla Liverpoolu. Anfield eksplodowało ze szczęścia (więcej TUTAJ).
"Tylko Tottenham mógł stracić trzy bramki w 15 minut, strzelić wyrównującego gola w doliczonym czasie gry i ostatecznie przegrać mecz. To było naprawdę szalone popołudnie na Anfield" - komentuje "The Sun".
"Liverpool odniósł zwycięstwo nad Tottenhamem w najbardziej nieprawdopodobnych okolicznościach, jakich świadkiem było kiedykolwiek Anfield. Gospodarze odzyskali wygraną w 94. minucie. Wygląda na to, że Juergen Klopp, pochłonięty niesamowitym szaleństwem, nabawił się urazu ścięgna podkolanowego" - dodaje "Daily Mail".
ZOBACZ WIDEO: Niespodzianka na finiszu sezonu. "To nie wchodzi w grę"
Eksperci BBC piszą w komentarzu: "Liverpool pokazał dwie strony swojego sezonu w ciągu 90 chaotycznych minut przeciwko Tottenhamowi na Anfield. To było może i ekscytujące, a także do końca trzymające w napięciu, ale Liverpool musiałby się wytłumaczyć, jak mogło w ogóle do tego dojść".
"Liverpool wygrywa w dramatycznych okolicznościach. Diogo Jota wprawił Anfield w zachwyt. Menadżer Klopp sprint po zwycięskim golu przypłacił kontuzją" - to z kolei Sky Sports.
Zobacz:
Manchester City wskoczył na pozycję lidera Premier League. Zespół Bednarka o krok od spadku