Falstart Ruchu Chorzów. Jest apel

PAP / Sebastian Borowski / Trener Ruchu Chorzów Jarosław Skrobacz
PAP / Sebastian Borowski / Trener Ruchu Chorzów Jarosław Skrobacz

Nie tak Ruch Chorzów wyobrażał sobie powrót do PKO Ekstraklasy po sześciu latach. W wyjazdowej potyczce w Lubinie z KGHM Zagłębiem (1:2) Niebiescy nie przypominali zespołu, jaki występował w Fortuna I lidze. Eksperci uspokajają.

Klęski nie było, ale po pierwszym meczu sezonu w PKO Ekstraklasie piłkarze Ruchu Chorzów mogą być źli na siebie.

Niebiescy w Lubinie z KGHM Zagłębiem zasłużenie przegrali, zaledwie 1:2, ale po tym, co pokazali przede wszystkim po przerwie, mogą się cieszyć, że ulegli rywalom zaledwie jedną bramką. Pamiętać należy, że dwa gole dla gospodarzy zostały anulowane po VAR-ze.

W niedzielę to nie był ten Ruch do jakiego przyzwyczaił kibiców chociażby podczas poprzedniego sezonu. Trema wielu zawodnikom momentami wiązała nogi. Począwszy od bramkarza Jakuba Bieleckiego, skończywszy na formacji ofensywnej, która zresztą była pozbawiona podań. Co grosza, proste błędy popełniali doświadczeni gracze. Tylu niedokładnych podań Maciej Sadlok nie notował od wielu meczów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skradł show przed graczami Juventusu. Zobacz, co zrobił z piłką

Ruch w Lubinie strzelił gola, ale w całym spotkaniu nie oddał celnego uderzenia. Strzał Daniela Szczepana z bliska trafił w słupek i niefortunna interwencja Aleksa Ławniczaka rykoszet sprawił, że chorzowianie prowadzili i przewagę szczęśliwie dowieźli po przerwie.

W 2. połowie chorzowianie wręcz prosili się o stratę gola. Zespól cofnął się bardzo głęboko. Jarosław Skrobacz po meczu przyznał, że założenia były inne. W podobnym tonie wypowiedział się Patryk Sikora. - Nie potrafiliśmy przenieść ciężaru daleko od własnej bramki - ocenił pomocnik.

14-krotni mistrzowie Polski przegrali po strzale życia Bartłomieja Kłudki, ale wydaje się, że gol dla Miedziowych prędzej czy później i tak by padł. Ruch momentami panicznie się bronił, nie był w stanie wyjść z kontrą. Rywale szukali dziury w obronie gości i w końcu znaleźli sposób na pokonanie Jakuba Bieleckiego, który także potyczki w Lubinie nie może uznać za udaną.

Spokojnie do sytuacji po meczu podszedł prezes Ruchu Seweryn Siemianowski. "fRycowe zapłacone… Głowy do góRy!!!" - napisał na Twitterze jeden z głównych autorów błyskawicznych awansów Niebieskich.

Na kibicowskich forach opinie po premierowym meczu są podzielone. Część fanów domaga się wzmocnień, inni apelują o czas dla zespołu. W podobnym tonie wypowiadają się eksperci, zauważając, że Ruch po trzech awansach z rzędu w lidze musi okrzepnąć.

Terminarz nie jest jednak sprzymierzeńcem Niebieskich, którzy w piątek zagrają z innym beniaminkiem ŁKS-em Łódź, podrażnionym wysoką porażką w Warszawie. Później Ruch czeka wyjazd do stolicy, a następnie potyczka w Grodzisku z Wartą Poznań, która z każdym meczem ma być silniejsza, wszak do gry wrócą kontuzjowani zawodnicy.

W Ruchu sytuacja kadrowa także ma się poprawić. W niedzielę odczuwalny był brak chorego Czecha Jana Sedlaka. Z tego samego powodu nie wystąpił kapitan Tomasz Foszmańczyk. "Fosa" nie jest już w stanie rozegrać na wysokim tempie całego spotkania, ale w trudnych momentach wciąż jest w stanie skutecznie pomóc drużynie. Tego w 1. kolejce wyraźnie brakowało mocno wystraszonej drużynie z Cichej.

Czytaj także:
Waldemar Fornalik zaskoczony. "Nie pamiętam takiego meczu"
Niemiecki napastnik zawodnikiem Miedzi Legnica

Komentarze (0)