Szybkie odpadnięcie z europejskich pucharów (po koszmarnym dwumeczu III rundy eliminacyjnej Ligi Konferencji Europy ze Spartakiem Trnawa) miało sprawić, że "Kolejorz" zyska autostradę do mistrzostwa Polski, zwłaszcza w obliczu faktu, że przez całą jesień w Europie musieli walczyć jego główni rywale - Raków Częstochowa i Legia Warszawa.
Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Podopieczni Johna van den Broma zajmują dopiero 3. miejsce ze stratą 6 pkt. do liderującego Śląska Wrocław.
Krytykę potęguje nie tylko sytuacja w tabeli, ale też wyniki w minionych tygodniach. Na siedem ligowych spotkań poznaniacy wygrali zaledwie dwa. W tym czasie zdążyli roztrwonić trzybramkowe prowadzenie z Jagiellonią Białystok (ostatecznie zremisowali 3:3), a potem - także u siebie - przegrać z nisko notowanymi Widzewem Łódź (1:3) i Piastem Gliwice (0:1).
Droga kadra i siermiężny styl
Kadra Lecha była budowana przy założeniu gry na trzech frontach, dlatego jest szeroka, a klub nie szczędził latem pieniędzy, sprowadzając choćby Aliego Gholizadeha, który trafił na Bułgarską za rekordowe 1,8 mln euro.
Tymczasem dziś obraz drużyny jest taki, że wysoką formę prezentuje Kristoffer Velde (10 goli i 4 asysty we wszystkich rozgrywkach), po problemach zdrowotnych powoli buduje się Mikael Ishak i to właściwie tyle. Oprócz indywidualnych zrywów, "Kolejorz" nie ma wielu atutów. Właśnie to jest główny zarzut do jego opiekuna.
Magia trenera przestała działać
Nikt przy Bułgarskiej nie ma wątpliwości, że John van den Brom nie znajdzie sposobu na opanowanie tego regresu, dlatego sobotnie starcie z Radomiakiem Radom na wyjeździe może być dla niego ostatnim na ławce poznaniaków.
Decyzje jeszcze nie zapadły, lecz od kilku tygodni trwa poszukiwanie nowego trenera. Termin dymisji Holendra zależy już tylko od efektów tych rozmów. Jeśli Lechowi uda się wyłonić następcę, jeszcze przed końcem roku ogłosi rozstanie z dotychczasowym szkoleniowcem i nie ma tu wielkiego znaczenia fakt, że trzeba będzie spłacić mu jeszcze półroczny kontrakt.
Kierunek poszukiwań jest jasny
Nowym trenerem "Kolejorza" niemal na pewno nie będzie Polak. Powodów jest kilka. Kandydatów, którzy mogliby podołać takiemu wyzwaniu nie ma wielu, a ci, którzy są wolni, nie wchodzą w rachubę.
Do Poznania nie trafi Marek Papszun, którego sposób pracy całkowicie nie odpowiada prezesowi Piotrowi Rutkowskiemu. Nie będzie też powrotu Macieja Skorży. Ten ostatni rozstanie się wprawdzie z japońskim Urawa Red Diamonds, lecz na razie, ze względu na sytuację rodziną, nie podejmie nowej pracy.
Jest jeszcze inna kwestia. Jak ustaliły WP SportoweFakty, w Poznaniu doszli do wniosku, że trzecie podejście do współpracy z tym trenerem na razie nie nastąpi. Nie czyniono więc nawet podchodów pod jego ponowne zatrudnienie.
Potencjalni kandydaci zajęci
Już przy ściąganiu van den Broma latem ubiegłego roku, Lech miał więcej kandydatur i prowadził negocjacje równolegle z kilkoma szkoleniowcami. Jednym z nich był Marko Nikolić, który w przeszłości prowadził Lokomotiw Moskwa, Videton FC Fehervar, czy Partizana Belgrad. Być może teraz temat jego pracy przy Bułgarskiej by wrócił, gdyby nie fakt, że od lipca Serb ma lukratywny kontrakt z Shabab Al-Ahli ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Teraz na zmianę pracodawcy na pewno się więc nie zdecyduje.
W przeszłości Lech sondował również możliwość zatrudnienia Darko Milanicia (ma w CV m. in. NK Maribor, Slovana Bratysława czy Anorthosis Famagusta), jednak on też pracuje aktualnie w ZEA, gdzie prowadzi FC Baniyas.
Nie ma tematu powrotu do stolicy Wielkopolski Nenada Bjelicy, który od dwóch tygodni jest opiekunem Unionu Berlin.
Tylko mocne nazwisko
Nie powtórzy się również schemat, który zastosowano niegdyś przy zatrudnieniu Ivana Djurdjevicia. Serb był długo szykowany do roli pierwszego trenera Lecha (prowadząc rezerwy), ale potem zwolniono go po zaledwie kilku miesiącach.
Z tego powodu zresztą nikt nie zatrzymywał w klubie Macieja Kędziorka, który był asystentem van den Broma, ale odszedł po tym jak zgłosił się po niego Radomiak Radom.
Pion sportowy "Kolejorza" ma mnóstwo pracy. Holender na pewno nie przedłuży wygasającej w czerwcu umowy, a jeśli wyłoni się odpowiedni następca, nie wypełni nawet tej obecnej. Sęk w tym, że poszukiwania idą opornie i tylko dlatego 57-latek na razie nie został zdymisjonowany.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy