Dawid Szwarga: Drenaż emocjonalny

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Dawid Szwarga, trener Rakowa Częstochowa
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Dawid Szwarga, trener Rakowa Częstochowa

- Kiedy słyszysz hymn Champions League, wzbudza to w tobie duże emocje. Motywuje, powoduje, że wchodzisz na wyżyny umiejętności i zaangażowania emocjonalnego. Ale taki wysiłek emocjonalny też drenuje - mówi Dawid Szwarga, trener Rakowa Częstochowa.

[b]

[/b]

Latem, mając niespełna 33 lata, podjął pierwszą samodzielną pracę trenerską. Od razu z mistrzem Polski. Niewiele zabrakło, by wprowadził go do Ligi Mistrzów, finalnie nie udało mu się wyjść z grupy Ligi Europy. Wiosną na krajowym podwórku walczył będzie o obronę tytułu i odzyskanie Pucharu Polski.

Jarosław Tomczyk, "Piłka Nożna": Długo w panu tkwiło, a może wciąż jeszcze tkwi to 0:4 z Atalantą?

Dawid Szwarga, trener Rakowa Częstochowa: Trochę jeszcze siedzi. Najbardziej bolą porażki, kiedy czujesz, że mogłeś nawiązać rywalizację. Że za pomocą odrobinę lepszego zarządzania niektórymi sytuacjami czy to przez piłkarzy, czy sztab szkoleniowy, mogłeś wyjść z grupy. Statystyki pokazują, że to nie był mecz na 0:4. Mieliśmy sytuacje, momenty, w których dominowaliśmy, przy lepszych indywidualnych zachowaniach mogliśmy zdobyć bramkę lub uchronić się od straty.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jaki ojciec, taki syn. Niesamowity gol Cristiano Ronaldo juniora

A może bilans wyszedł na zero? Mecz w Sosnowcu z Atalantą nie był na 0:4, ale ten w Bergamo jak najbardziej.

W Bergamo zdecydowanie mogliśmy przegrać wyżej. Natomiast nie wierzę, że na przestrzeni całego sezonu bilans szczęścia równa się zero. Może na przestrzeni całego życia trenerskiego to się zrównuje, ale w poszczególnych sezonach szczęście sprzyja drużynie bardziej lub mniej.

Czego zabrakło, żeby Raków zagrał wiosną w fazie pucharowej Ligi Konferencji?

Pierwsze to nasze zachowania stricte piłkarskie w fazie przejścia do ataku. Mając w Sosnowcu z Atalantą ponad 40 odbiorów na połowie przeciwnika, co jest liczbą nawet wyższą niż osiągane w polskiej lidze, powinniśmy doprowadzić do strzelenia gola. Druga kwestia to stałe fragmenty w obronie, po których w fazie grupowej straciliśmy aż sześć bramek. Wpływ na to miało wiele elementów, dużo zmian w linii obrony, obniżenie składu, gdy na stoperze grał na przykład nominalny skrzydłowy Fran Tudor, czy też fakt wdrażania nowych graczy. Przy straconych bramkach mieli oni swój udział, bo nie do końca czuli jeszcze realizację naszych zasad. No i wreszcie trzecia przyczyna, olbrzymie rotacje. Analizując statystyki najlepszych drużyn na świecie, jak Real, Manchester City, Bayern, widać, że na przestrzeni całego sezonu, wszystko obraca się tam wokół 15, 16 graczy. U nas nie było to możliwe, ciągłe urazy doprowadzały do dużej ilości zmian, przez co brakowało stabilizacji.

Zgodzi się pan, że okresem najsłabszej gry Rakowa był początek etapu grupowego w pucharach? Po zrealizowaniu celu, awansie do fazy grupowej, dyspozycja musiała zejść w dół?

Kiedy grasz mecz w Kopenhadze, słyszysz hymn Champions League, wzbudza to w tobie bardzo duże emocje. Motywuje, powoduje, że wchodzisz na wyżyny umiejętności i zaangażowania emocjonalnego. Ale taki duży wysiłek emocjonalny też drenuje i jeśli w efekcie nie wchodzisz do Ligi Mistrzów, jesteś skrajnie wyczerpany, a za trzy dni masz kolejny mecz. Topowi zawodnicy, mający za sobą mnóstwo doświadczeń, mają tę umiejętność - dla nich to jest po prostu kolejny mecz, kolejny finał do rozegrania, nic nowego. Dla nas to była olbrzymia szansa, by dostać się do elitarnej ligi, marzenie zawodników. Finalnie odbiło się to jednak na poziomie ich energii, który spadł.

Często podkreśla pan wagę regeneracji przy grze w krótkich odstępach czasu, mówiąc głównie o regeneracji fizycznej. A jak wygląda regeneracja psychiczna, jak restartować głowę po meczu w Bergamo, by wyjść na mecz z Ruchem?

Pierwszą kwestią jest dawanie przykładu przez sztab. My, do meczu z Atalantą i Ruchem przygotowywaliśmy się w taki sam sposób. Wszystkie procedury związane z ilością odpraw formacyjnych, indywidualnych i dla całego zespołu były takie same jak przed meczem w Bergamo. Zawodnicy widzą, że traktujemy każdego przeciwnika w taki sam sposób. Druga kwestia to umiejętność znalezienia przez trenera dodatkowych, małych bodźców motywacyjnych. Typu mecze z beniaminkami dające ci szansę na obronę tytułu, punkty z nimi są takie same jak z Legią czy z Lechem. Nie są kluczowe, ale mogą pomóc. Trzecia rzecz, najważniejsza, to ciągła praca z zawodnikami jeden na jeden. Cały czas robimy to na zasadzie angażowania ich, pytania o zdanie jak istotny jest to mecz, co mogą zrobić, by się do niego dobrze przygotować, jak mogą pomóc drużynie wejść na odpowiedni poziom w takim spotkaniu jak z Ruchem czy ŁKS.

Z czego z minionej jesieni jest pan najbardziej zadowolony?

Z reżimu pracy, jaki sobie narzuciłem. Ten reżim był przeze mnie egzekwowany do ostatniego meczu. Nawet w momentach, gdy było trudniej - a były takie zwłaszcza po porażkach - grając co trzy, cztery dni, wraz z całym sztabem utrzymywaliśmy dyscyplinę w kontekście przygotowania do meczu, analizy poprzedniego, podsumowania, rozmów indywidualnych. Jako sztab nawet na moment nie odpuściliśmy. Z tego jestem dumny.

Raków broni mistrzostwa Polski
Raków broni mistrzostwa Polski

A z czego najbardziej jest pan niezadowolony, co z perspektywy czasu zrobiłby pan inaczej?

Zawodnicy wypełniali po rundzie specjalną ankietę, w której wskazywali między innymi najtrudniejsze momenty. Ich zdaniem był to wyjazdowy mecz z Jagiellonią i z Atalantą w Sosnowcu. Zgadzam się. Byliśmy dobrze przygotowani do meczu w Białymstoku, mieliśmy plan, ale zabrakło energii, determinacji w jego realizacji. O tym, że z Atalantą były momenty, którymi mogliśmy lepiej zarządzić, mówiłem.

Pół roku temu wsiadł pan na bardzo dobrego konia, który miał do pokonania parkur 35 przeszkód, do tego ciasno ustawionych. Udało się nie spaść, ale czy udało się go już ujeździć na swoją modłę?

Tak. Wdrożyliśmy kilka rzeczy, które zafunkcjonowały na dobrym poziomie. To oczywiście nie było widoczne w każdym spotkaniu, ale były mecze, w których pokazaliśmy czy to nowe rozwiązania w ataku, czy odrobinę inny sposób gry w obronie wysokiej. Małe zmiany, bo też trudno zmieniać bardzo dużo rzeczy, kiedy zespół jest mistrzem Polski i jest rozwijany sukcesywnie z roku na rok. Szliśmy tą samą ścieżką, w której wcześniej też przecież uczestniczyłem, i którą będziemy szli także w najbliższym okresie przygotowawczym. Chcemy wpłynąć na kilka detali, licząc, że te mikrokorekty dadzą makroefekt.

To znaczy, że nie planuje pan zmian w modelu czy organizacji gry, będzie to tylko doskonalenie?

Wizja klubu, patrzenie na piłkę na pewno się nie zmieni. W związku z wnioskami z europejskich pucharów będzie tylko ulepszana. Detale uległy delikatnej korekcie, bo bardzo dobre zespoły w Europie wskazały nam rzeczy do poprawy. Będziemy pracować nad dwoma subfazami, w których chcemy dokonać zmian, żeby zaskoczyć przeciwników, zwłaszcza na początku rundy, ale oczywiście nie będę zdradzał co to za rzeczy.

Jakich zmian oczekuje pan w obszarze kadrowym?

Mamy już nowych zawodników na pozycje lewo i prawonożnego skrzydłowego, kontrakty podpisali reprezentant Kenii Eric Otieno i Jakub Myszor. Nie jest tajemnicą, na jakie pozycje jeszcze chcemy nowych zawodników. Pierwsza to środkowy obrońca (po przeprowadzeniu rozmowy do Rakowa dołączył Matej Rodin - przyp. red.), co jest związane z kontuzjami Kamila Pestki czy Adriana Gryszkiewicza. Zawodnicy wracają do zdrowia po urazach, Gryszkiewicz jest już tego bardzo blisko, ale nie są jeszcze w pełni gotowi. Drugą jest pozycja numer 8, bo kontuzjowani są Ben Lederman i Giannis Papanikolaou. No i pozycja numer 9, na którą Raków szuka zawodnika od bardzo długiego okresu. I dalej chcemy znaleźć napastnika, który będzie nawet nie tyle powtarzalny w zdobywaniu bramek, bo to jest oczywistość, ale który będzie idealnie pasował do naszego sposobu gry.

Przyjścia z reguły wiążą się z odejściami. Którzy piłkarze opuszczą Raków?
Są zawodnicy, którzy dostali ode mnie informację, że ich szanse na grę będą bardzo małe i powinni sobie szukać nowego klubu. O konkretnych nazwiskach nie chcę mówić, oni o tym wiedzą. To podobna liczba jak zawodników do przyjścia.

Czy Sonny Kittel, z którego strony wypływały jesienią sygnały, że nie czuje się w Częstochowie tak jak oczekiwał, zostanie na wiosnę?

Myślę, że tak. Sonny zna swoją pozycję w zespole. Dostał informację, w jakich aspektach był dobry, a co musi poprawić. Na pewno miał bardzo duże oczekiwania wobec przyjścia do nas, wierzył, że przychodzi do zespołu, w którym jest w stanie osiągnąć status gwiazdy. Ja tego wcale jeszcze nie wykluczam. Wielu graczy miało problemy z aklimatyzacją, nie tylko w Rakowie, ale w ogóle w polskiej lidze, która przez zawodników zagranicznych jest niedoceniana. Sonny dołączył do Rakowa w trakcie rundy, bez okresu przygotowawczego, bez treningu, bo był poza Hamburgiem już przez cztery tygodnie. Trzeba było go wdrożyć do nowego zespołu, musiał przyswoić nowe zasady. Wszystkie te rzeczy sprawiły, że miał lepsze i słabsze momenty. Natomiast to nigdy nie będzie gracz, który zdominuje ligę, będzie dryblował i kreował po kilkanaście sytuacji w meczu. Warto też dodać, że Sonny miał duży wpływ na zdobycie bramki przez Raków - gol lub asysta - średnio co 95 minut. Statystycznie się obronił.

Rozumiem, że przyjścia planowane są już pod kątem jesieni, by latem nie trzeba było wdrażać nowych zawodników, równocześnie realizując cele w europejskich pucharach?

Dokładnie tak. Świadomość i siła klubu to wyciąganie wniosków w kontekście przygotowania do europejskich pucharów w kolejnym roku. Oczywiście trzeba się do nich najpierw zakwalifikować, ale trzeba coś zakładać, przewidywać. Po to robimy te transfery, żeby po sezonie dokonać ewentualnie trzech, czterech ruchów, a nie czternastu jak z konieczności miało to miejsce pół roku temu.

Na zdjęciu: Dawid Szwarga
Na zdjęciu: Dawid Szwarga

Jak się układa współpraca z Samuelem Cardenasem, nowym dyrektorem sportowym?

Komunikacja jest na dobrym poziomie. Natomiast chodzi przede wszystkim o to, jakich zawodników uda nam się ściągnąć, czy uda się dopiąć transfery, na których nam zależy, jak dyrektor będzie zarządzał strukturami pod kątem finansowym. Wierzę, że zrobimy razem dobrą robotę, ale dyrektora sportowego, jak i trenera, można ocenić dopiero po czasie, patrząc czy transfery wypalą.

Teoretycznie pozycja wyjściowa Rakowa przed rundą wiosenną jest bardzo dobra. Strata do lidera niezbyt duża, wrócą kontuzjowani zawodnicy, granie będzie głównie w mikrocyklach tygodniowych, w terminarzu wszyscy najgroźniejsi rywale u siebie. Gdzie jest zonk?

Przed rozpoczęciem jesiennego maratonu też nie zakładałem, że będziemy się mierzyć z aż takimi kłopotami zdrowotnymi. Podobnie może być teraz. Pamiętam pierwsze spotkanie wyjazdowe rundy rewanżowej za trenera Papszuna, na wyjeździe z Wartą. Wydawało nam się, że jesteśmy przygotowani do niego idealnie, a nagle po pół godzinie gry Fran Tudor dostał czerwoną kartkę i musieliśmy grać w dziesiątkę. Futbol napisał swój scenariusz. Niemniej, pełny mikrocykl, możliwość grania co tydzień, powrót zawodników kontuzjowanych, to rzeczy, które powinny nam pomóc.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty