Polsko - niemiecka wojna o Boenischa

Miroslav Klose, Lukas Podolski i Piotr Trochowski. Co łączy tych zawodników? Wszyscy zapewniali o miłości do Polski, ale ostatecznie wybrali grę w barwach Niemiec. Czy Boenisch pójdzie tą samą drogą?

Damian Gapiński
Damian Gapiński

Historia wspomnianych zawodników jest niemalże identyczna - przekonują publicyści Dziennika, którzy przybliżyli historię zawodników z polskimi korzeniami, którzy ostatecznie wybrali grę w reprezentacji Niemiec. Ojcowie Podolskiego i Klose byli piłkarzami, jednak po zakończeniu kariery nie znaleźli dla siebie miejsca w Polsce. Pod koniec lat osiemdziesiątych zdecydowali się na wyjazd do Niemiec. Tam zatrudnieni byli jako pracownicy fizyczni. Ojciec Sebastiana Boenischa - Piotr przeszedł tą samą drogę. Pochodził z górniczej rodziny. Ojciec pracował w kopalni jako elektryk. Piotr Boenisch najpierw pracował jako górnik, później dostał etat opiekuna obiektów sportowych. W 1988 roku zdecydował się na wyjazd do Niemiec, gdzie osiedliła się jego matka, babcia i siostra. Zatrudnił się w przemyśle metalowym, w którym pracuje do dzisiaj. W piłkarskiej karierze związany był z Sośnicą Gliwice i Górnikiem Knurów. W tym drugim klubie grał z Waldemarem Podolskim.

Związki rodziny Boenischów z Polską po wyjeździe do Niemiec stały się luźniejsze. Szybko odnaleźli się w niemieckiej rzeczywistości. - Takich rodzin są w Niemczech miliony. To są tacy sami Polacy jak my, dlatego jako selekcjoner będę jeździć i namawiać chłopaków do gry dla naszego kraju - przekonuje na łamach Dziennika Franciszek Smuda. Osobą odpowiedzialną z ramienia Polskiego Związku Piłki Nożnej za wyszukiwanie talentów za granicą jest Jacek Protasiewicz. W rozmowie z Dziennikiem opowiada o pierwszych kontaktach z matką Sebastiana Boenischa. - Z matką Sebastiana rozmawiałem, kiedy on miał 15 lat. Nie było to miłe. Nawet po polsku rozmawiać nie chciała, nie mówiąc o grze syna w naszej kadrze. Dobrze, że teraz Boenischom się odwidziało - powiedział dla Dziennika Protasiewicz.

Protasiewicz podkreśla, że o wyborze danej reprezentacji bardzo często decyduje przypadek. - Kilka lat temu odkryłem ciekawego chłopaka, nazywa się Sonny Kittel i gra teraz w Eintrachcie Frankfurt. Ktoś mi powiedział, że ma polskie korzenie. Pojechałem do jego rodziców, żeby namówić go na grę dla Polski. A oni na to: zgoda, ale niech PZPN zapłaci za paszport. To tutaj kosztuje ok. 100 euro. W PZPN usłyszałem, że to pewnie jacyś naciągacze. Teraz okazało się, że chłopak gra w U-17 Niemiec, a jego rodzice są bardzo biedni! Gdyby wtedy to wiedział, negocjacje wyglądałyby zupełnie inaczej. Straciliśmy wielki talent - wyjaśnił na łamach Dziennika Protasiewicz.

Podejście Polaków mieszkających od dłuższego czasu w Niemczech do ojczyzny zmieniło się wraz z naszym wejściem do Unii Europejskiej. Protasiewicz opowiada, że jeszcze w latach osiemdziesiątych, rozmowy w języku polskim na terenie Niemiec nie były zakazane, ale starsi Polacy uciszali swoich rodaków. Dzisiaj rozmowy w języku polskim to rzecz normalna. Coraz częściej również nasi rodacy mieszkający w Niemczech przyznają się do polskich korzeni i z dumą mówią o swojej pierwszej ojczyźnie. Nie inaczej było z Lukasem Podolskim, który po strzeleniu bramki Polakom w meczu mistrzostw świata pokazał, że w jego żyłach płynie polska krew. Przypadek Boenischa może być bliźniaczym odzwierciedleniem sytuacji Podolskiego, ale w barwach polskiej reprezentacji.

Więcej w Dzienniku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×