Smuda nie uczynił cudu (relacja)

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nie tak to miało wyglądać. Po objęciu reprezentacji przez "wybrańca ludu", czyli Franciszkę Smudę kadra miała zacząć grać i... wygrywać. Okazało się jednak, że teoria to co innego niż praktyka. Polska przegrała z Rumunią i mimo że zagrała lepiej niż w poprzednich meczach, to jednak musiała uznać wyższość lepiej poukładanego zespołu gości.

W tym artykule dowiesz się o:

Z dużymi nadziejami kibice piłki nożnej w Polsce oczekiwali na pierwszy mecz reprezentacji Polski pod dowództwem nowego trenera. Okazało się jednak, że przed biało-czerwonymi długa droga. Europejski średniak, reprezentacja Rumunii, okazała się za mocna na kadrę powołaną przez Franciszka Smudę.

Szansę gry od pierwszego gwizdka otrzymał m.in. Marcin Kowalczyk, którego nowy trener reprezentacji swego czasu widział w składzie Lecha Poznań. W wyjściowej jedenastce znalazł się również dawno nie oglądany w kadrze Kamil Kosowski.

Od pierwszych minut ambitnie grający Polacy uzyskali przewagę w polu, ale nie potrafili poważniej zagrozić bramce gości. Rumuni nastawili się na kontry, ale ich strzały były niecelne lub też pewnie bronił dobrze ustawiający się Tomasz Kuszczak.

Pierwszą dobrą okazję biało-czerwoni stworzyli sobie 26 minucie. Ładne zagranie z drugiej linii otrzymał Ireneusz Jeleń, strzelił z piętnastu metrów, ale Costel Pantilimon odbił uderzenie przed siebie. Żaden z Polaków nie potrafił dobić do bramki bezpańskiej piłki. Po tej sytuacji podopieczni Franciszka Smudy uwierzyli w swoje umiejętności i żwawiej zaatakowali bramkę Rumunów. Jednak golkiper przyjezdnych był czujny i pewnie wyłapywał piłki zagrywane w okolice jego bramki.

Do przerwy bramki przy Łazienkowskiej nie padły i zero na tablicy świetlnej nie było spowodowane słabą "kondycją" murawy. - Wszystko idzie w dobrym kierunku. Musimy być cierpliwi - zapewniał w przerwie aktywny na lewej stronie boiska Kamil Kosowski. Rzeczywistość okazała się jednak inna.

Początek drugiej odsłony był podobny do pierwszej. Przewagę w polu posiadali biało-czerwoni, ale poza wrzutkami w pole karne i rzutami rożnymi nie potrafili oddać strzału w kierunku bramki Pantilimona. Uczynili to goście, gdy w 54 minucie z dystansu przymierzył Banel Nicolita, ale Kuszczak odbił piłkę do boku. Po chwili po drugiej stronie strzelał Dariusz Dudka. Jednak strzał zawodnika Auxerre zagrozić mógł co najwyżej robotnikom pracującym przy budowie obiektu przy Łazienkowskiej.

W 59 minucie stało się to, co... wcale stać się nie musiało. Bez opieki 15 metrów przed bramką Polski został Daniel Niculae. Rumun strzelił, a piłka po nodze próbującego interweniować jego klubowego kolegi - Dariusza Dudki, wpadła do siatki. Kuszczakowi niewiele brakowało, aby odbić uderzenie, ale futbolówka nabrała dziwnej rotacji i lobem wpadła do siatki.

Po stracie gola Polacy ruszyli do odrabiania strat, ale grali zbyt nerwowo. Wszystko dobrze układało się do momentu ostatniego podania, które albo było niecelne, albo padało łupem bramkarza reprezentacji Rumunii. Spokojnie grający w defensywie przyjezdni czekali na kolejne akcje, po których mogliby zagrozić Kuszczakowi.

Po jednej z kontr podopieczni Răzvana Lucescu powinni podwyższyć prowadzenie. W 66 minucie po centrze z prawego skrzydła, głową z bliska uderzał Niculae, ale Kuszczak zdołał odbić piłkę, a po chwili zaasekurowali go obrońcy.

Im dłużej trwał mecz, tym odważniej atakowali Rumunii, którzy starali się wykorzystać podłamanie biało-czerwonych stratą gola. Na niewiele zdawały się zmiany przeprowadzane przez Franciszka Smudę. Na placu gry pojawili się m.in. debiutanci (Patryk Małecki, Maciej Rybus), ale nie potrafili wpłynąć na zmianę wyniku.

Najlepszą okazję w tej fazie gry Polacy mieli po dośrodkowaniu Piotra Brożka, które omal nie wpadło za "kołnierz" Pantilimona. W końcówce obydwa zespoły stworzyły sobie kolejne okazje do zdobycia gola. Najpierw Kuszczak popełnił błąd po strzale Nicolity sprzed pola karnego wypuszczając piłkę z rąk. Po chwili, po drugiej stronie boiska, wprowadzony kilka minut wcześniej Sławomir Peszko, w dobrej sytuacji uderzył zbyt słabo i golkiper Rumunów spokojnie złapał futbolówkę. W doliczonym czasie gry pomocnik Lecha miał wyśmienitą okazję. Peszko przez niemal pół boiska biegł naprzeciwko Pantilimona, minął bramkarza gości, ale zamiast strzelać do pustej bramki, dał się zatrzymać goniącemu go obrońcy reprezentacji Rumunii. Lepszej okazji na wyrównanie wybrańcy Smudy już sobie nie stworzyli.

Nowy selekcjoner reprezentacji Polski nie dołączy zatem do kilku poprzedników, którzy swój pierwszy, a czasem i jedyny, mecz w roli "pierwszego" zaraz po Prezydencie i Premierze wygrywali. Na szczęście do Euro 2012 pozostały jeszcze niespełna trzy lata i ten czas Franciszek Smuda będzie musiał dobrze wykorzystać. Nie udało się zgodnie z zapowiedziami odmienić reprezentacji w niespełna tydzień. Może uda się to w dłuższym przedziale czasu. Wiadomo jedno - "Franza" czeka długa i nie usłana różami droga. Na niekorzyść trenera działa fakt, że do Euro w Polsce i na Ukrainie biało-czerwoni nie zagrają żadnego pojedynku o stawkę.

Polska - Rumunia 0:1 (0:0)

0:1 - Niculae 59'

Składy:

Polska: Kuszczak - Kowalczyk, Żewłakow (90+1' Sadlok), Kokoszka, Piotr Brożek, Dudka, Błaszczykowski (80' Peszko), Obraniak (80' Roger), Kosowski (75' Rybus), Jeleń, Lewandowski (70' Małecki)

Rumunia: Pantilimon - Rat, Radoi, Chivu, Maftei (78' Sapunaru), Codrea (52' Ghioane), Apostol, Roman (46' Bucur), Tanase (69' Goian), Niculae, Marica (60' Bucur) .

Żółte kartki: Lewandowski, Kokoszka (Polska) oraz Codrea, Radoi (Rumunia).

Sędzia: Menashe Mashiah (Izrael).

Fotorelacja z Warszawy cz. 1 -->

Fotorelacja z Warszawy cz. 2 -->

Źródło artykułu: