27-latka z Krakowa żyje w świetle reflektorów od blisko dekady. Jest bohaterką nie tylko polskich, ale i zagranicznych mediów. W lutym znów zrobiło się o niej głośno za sprawą serialu Canal+ Sport "Sędziowie", w którym wystąpiła wraz z mężem Danielem Stefańskim, uznanym polskim sędzią międzynarodowym.
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty: Odcinek serialu "Sędziowie" z pani udziałem wywołał spore poruszenie.
Karolina Bojar-Stefańska, sędzia piłkarska: Rzeczywiście, ciągle obraz kobiety na boisku jest dla przeciętnego odbiorcy czymś wyjątkowym i także ta publikacja spotkała się z dużym zainteresowaniem. Przede wszystkim bardzo się cieszę, że mieliśmy okazję razem z mężem wystąpić w tym serialu. Mogliśmy razem pokazać pełne spektrum sędziowania, które ma wiele barw.
W serialu pojawiły się migawki z zawodów z najwyższej półki, które prowadził Daniel. Widzieliśmy chociażby obrazki z meczu Borussia Dortmund - Atalanta, ale też PKO Ekstraklasy, czyli ligi bardzo barwnej, którą mogliśmy śledzić od kuchni. Oprócz tego pojawiło się towarzyskie spotkanie międzynarodowe piłki kobiecej.
I ten mecz, który odbił się największym echem.
Zaprosiłam ekipę na mecz V ligi mazowieckiej, który pokazał zupełnie odmienne oblicze arbitrażu. Sędziowie na tym poziomie rozgrywkowym spotykają się z innymi wyzwaniami niż ich koledzy sędziujący topowe spotkania. Bardzo się cieszę, że w serialu znalazły się też takie obrazki przybliżające realia sędziowania w niższych ligach.
Ten mecz wydawał się dużym wyzwaniem.
Nie ukrywam, że wybór zawodów pełnych emocji, na gorącym terenie, nie był przypadkowy. Średnio atrakcyjne byłyby obrazki z meczu, podczas którego nikt się do siebie nie odzywa, a dodatkowo nie odzwierciedlałyby one realiów naszej pracy, która przebiega z dala od kamer, tłumów widzów, mediów oraz bez profesjonalnej organizacji zawodów. Przykład takich zawodów uzupełnił holistyczny obraz sędziowania. Arbitraż na meczu niższej ligi, meczu Ekstraklasy i w zawodach międzynarodowych to zupełnie inna bajka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ kontra! Wystarczyło tylko jedno podanie
Trudno zapanować nad 22 piłkarzami? Wielu z nich inaczej patrzy na sędziującą kobietę i sędziującego mężczyznę.
Moja płeć jest tylko jednym z czynników definiujących mnie na boisku. Każdy sędzia jest odbierany przez pryzmat swoich cech osobowościowych, przez wygląd, sylwetkę, sposób komunikacji. Przede wszystkim uważam, że piłkarze oczekują, aby arbiter był sprawiedliwy. To, czy sędzia jest kobietą, mężczyzną, czy jest młody lub starszy - to jest raczej drugorzędne. Arbiter na boisku musi być przede wszystkim sprawiedliwy i autentyczny. Nikt nie kupi sędziego, który ślepo naśladuje zachowania lub powiela obcy sposób bycia. Dlatego na boisku jestem sobą. Nie mam kompleksów związanych z moją płcią. Zdaję dokładnie te same egzaminy, co moi koledzy z ligi, pracujemy w tych samych warunkach. Nie oczekuję żadnej taryfy ulgowej. Moja płeć nie przekłada się na żadne dodatkowe wymagania. Nie oczekuję specjalnego traktowania zarówno na boisku, jak i poza nim.
Żałuje pani udziału w serialu?
Skąd ten pomysł, dlaczego mam żałować? Absolutnie nie czuję, żeby była to zła decyzja. Dostałam mnóstwo miłych wiadomości, z pewnością zyskałam wielu nowych kibiców, a to jako sędzia doceniam szczególnie, bo my zazwyczaj nie mamy okazji do usłyszenia o sobie wielu miłych słów. Najbardziej satysfakcjonują mnie wiadomości od kobiet, które doceniają to, jak radzę sobie w męskim świecie. Kilka z nich nawet zainspirowało się moją historią i deklaruje chęć zapisania się na kurs sędziowski. To jest olbrzymi sukces i nawet tylko dla samego tego faktu - było warto.
Wiem też, że stałam się twarzą jednego z kursów sędziowskich, bo wciąż nas, kobiet, wiele do sędziowania potrzeba. Jeśli ten wywiad czytają dziewczyny, które interesują się piłką i chciałyby przeżyć wspaniałą przygodę, to "you go girls!". Były też oczywiście osoby, które negatywnie odebrały odcinek - być może przeszkadza im moja płeć, być może kobiecy głos, który w krzyku brzmi strasznie, być może kłuje zestawienie gry w kałużach z zawodami na najwyższym szczeblu. Każdy ma prawo do swojej opinii, natomiast gdybym chciała się pokazać tylko na meczu międzynarodowym, to nie zapraszałabym ekipy realizacyjnej na spotkanie piątej ligi.
Kibice na co dzień obserwują w telewizji pracę arbitrów prowadzących spotkania PKO Ekstraklasy, I ligi. To nie jest pełny obraz sędziowania. Niżej nie sięgamy, a tam sędziują - w skali kraju - tysiące osób. Sędziowie w niższych ligach przyjeżdżają na boisko, które muszą sobie przygotować. Czasem trzeba wynegocjować to, żeby nie było kałuży. Z takimi wyzwaniami też musimy sobie radzić. Nie ma sensu pudrować rzeczywistości.
Jest pani popularna nie tylko w Polsce, ale też za granicą. W Niemczech czy Anglii pojawiają się nagłówki "Najgorętsza sędzia piłkarska na świecie" (na przykład TUTAJ). Jak pani się z tym czuje?
Mam do tego bardzo duży dystans, nie buduję na tym samooceny, nie przekładam tego na płaszczyznę zawodową, w której funkcjonuję jako sędzia sportowy. To się dzieje obok. Rozpoznawalność ma wiele zalet, bo umożliwia mi działania marketingowe, branie udziału w ciekawych akcjach, poznawanie świetnych ludzi na tej ścieżce. Z drugiej strony, jest to też wyzwanie. Było nim szczególnie, kiedy zaczynałam moją przygodę z gwizdkiem kilka lat temu.
Dlaczego?
Rozpoznawalność ma blaski i cienie. Mnie można było wypunktować bardzo personalnie. Można było odnaleźć mnie w Internecie, nawrzucać mi w prywatnych wiadomościach. Moi koledzy mieli przewagę anonimowości. Jechali gdzieś do małej miejscowości, prowadzili zawody, które układały się lepiej lub gorzej, wyciągali wnioski i uczyli się. Ja mierzyłam się z wyzwaniem nauki i rozwoju jako młoda sędzia w warunkach narażenia na hejt odpowiadających pracy dojrzałych sędziów w Ekstraklasie lub na boiskach międzynarodowych. Na pewno mnie to wzmocniło i w tej odporności dojrzałam szybciej niż rówieśnicy.
Jak radzi sobie pani z wszechobecnym hejtem?
Na hejt internetowy musimy mieć "firewall". Częścią tej profesji jest posiadanie grubej skóry i dystansu. To bardzo kształtuje charakter. Natomiast pierwszy raz z agresją na żywo spotkałam się na meczu trampkarzy. Mocno zwyzywał mnie wtedy trener jednego z zespołów, notabene opiekun dzieciaków. Użył takiej wiązanki wulgaryzmów, że przyznaję - kompletnie mnie zamurowało. Nikt nigdy nie skierował do mnie choć jednego z tych wyzwisk, byłam w szoku. Nie wiedziałam, jak się zachować w tej sytuacji. Po prostu stałam.
Ostatecznie interweniował trener przeciwnej drużyny. Po meczu wszystko opisałam, wsparł mnie też obserwator. Wiem, że ostatecznie agresywny trener został odsunięty od prowadzenia drużyny i dostał karę finansową. Okazało się, że nie był to pierwszy klub, z którego wyleciał przez swoje zachowanie. To był dla mnie taki chrzest bojowy, a wszystko działo się, kiedy jeszcze byłam niepełnoletnia.
Po nim już niewiele mogło panią zaskoczyć?
Pamiętam, że po tym meczu przyszłam do domu i byłam mocno zwieszona. Zastanawiałam się, czy chcę to robić. Tyle w tym agresji, tyle złych wibracji. Czy mi to na pewno potrzebne? Miałam wtedy 17 lat. Pomyślałam jednak, że żaden gość nie zabierze mi pasji i muszę robić swoje, poradzę sobie. Od tamtego czasu nic, co usłyszałam na boisku czy przeczytałam w Internecie, nie trafiło do mojego serca i nie wywołało smutku.
Jaki jest pani cel w karierze sędziowskiej?
Zawodowo jestem prawnikiem, obecnie aplikantem adwokackim. Sędziowanie jest dla mnie zajęciem dodatkowym, choć wkładam w nie bardzo dużo pracy i czasu. Sędziowanie na wyższym niż zupełnie amatorski poziomie, a w moim przypadku dodatkowo rywalizowanie w IV lidze z mężczyznami, wymaga tego, żeby regularnie trenować, zdrowo się odżywiać, chodzić do fizjoterapeuty, dbać o odnowę. Można powiedzieć, że mam dwa etaty - jeden sędziowski, drugi zawodowy. Nie mam punktu, do którego dążę, którym byłby konkretny mecz czy jakaś impreza sportowa. Chcę być po prostu najlepszą wersją siebie i zobaczę, gdzie mnie to doprowadzi.
Widzi się pani jako sędzia w meczu PKO Ekstraklasy?
Oczywiście. Świat futbolu bardzo otwiera się na kobiety. Jeszcze kilka lat temu cała piłkarska Europa przeżywała debiut Bibiany Steinhaus w Bundeslidze, a obecnie całe kobiece zespoły jadą już na męskie mistrzostwa świata. Żyjemy w erze wielkich zmian. Rzecz jasna kobiety wyznaczane na męskie spotkania muszą spełniać dokładnie takie same wymogi jak mężczyźni. Ciężka praca i konsekwencja zawsze przynoszą rezultaty, a obecnie płeć nie jest w sędziowaniu czynnikiem wykluczającym. Wiele lat pracy jeszcze przede mną. Sky is the limit.
Nie obawiałaby się pani odbioru kibiców?
Nie znam przypadku sędziego, który wchodzi do Ekstraklasy, a trybuny wiwatują i krzyczą "świetny jesteś!", "ale fajnie, że debiutujesz!". Niezależnie od tego, czy byłabym to ja, czy inna sędzia, na pewno takiemu kobiecemu debiutowi z gwizdkiem towarzyszyłby szum medialny. Presja byłaby większa, ale nadal po prostu wyszłybyśmy zrobić swoją robotę i nie za bardzo oglądałybyśmy się na to, jakie będą przyśpiewki na trybunach. Jestem przekonana, że każdy sędzia, który dotarł na krajowy szczyt rozgrywek, przeszedł długą drogę, podczas której zdążył uodpornić się na presję, również tę z trybun.
Czy arbiter, który nie jest sędzią zawodowym, może utrzymać się z samego sędziowania?
Znakomita większość z nas ma inny zawód, dzięki któremu zarabia na życie, a sędziowanie jest tylko dodatkiem. Trudno budować stabilność finansową na byciu arbitrem bez kontraktu zawodowego. Nie możesz przewidzieć na jakie mecze zostaniesz wysłany, zatem nie wiesz też, jakie będą twoje zarobki w danym miesiącu. Dodatkowo w sytuacji kontuzji nie możesz w ogóle zarobkować, a kobiety nie mogą liczyć na urlop macierzyński. Dlatego też sędziowanie to dodatek, forma resetu po pracy w tygodniu i realizacji swojej pasji. Wszyscy, niezależnie od płci i wieku, robimy to po prostu z miłości do piłki.
Rozmawiał Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Paul Pogba zabrał głos po dyskwalifikacji. "Jestem smutny i zszokowany"
To nie żart. "Klątwa Kane'a" ciąży nad Bayernem