Trzeba przyznać wprost, że reprezentacja Polski zawaliła eliminacje do Euro 2024. Po losowaniu nasza kadra była faworytem, a zakończyła zmagania za plecami Albanii i Czech. To sprawiło, że wspomniane zespoły awansowały na turniej kosztem Biało-Czerwonych.
Podopieczni Michała Probierza, który został następcą zwolnionego w czasie eliminacji Portugalczyka Fernando Santosa, zdołali jednak rzutem na taśmę wywalczyć awans na imprezę. W barażach Polacy najpierw ograli Estonię 5:1, a następnie Walię po serii rzutów karnych.
Od początku było jasne, że najlepsza reprezentacja ze ścieżki barażowej Polaków na Euro 2024 trafi do grupy D. W niej znajdowały się już Francja, Holandia oraz Austria. I to właśnie do nich dołączyli Biało-Czerwoni.
ZOBACZ WIDEO: Mamy Euro! Brak euforii wśród ekspertów pomeczowego studia
Tym samym naszą kadrę czeka rywalizacja w "grupie śmierci", o czym pisaliśmy TUTAJ. Oceny jej poddał się między innymi były reprezentant Polski Marcin Żewłakow.
- Nie mam oczekiwań, żeby czekać na punkty w grupie. Mam wrażenie, że jedziemy na bal, na którym czekają trzy piękne damy - Francja, Holandia i Austria. I trzeba się w tym tańcu utrzymać - wyznał w Kanale Sportowym brat bliźniak innego byłego piłkarza Michała Żewłakowa.
Trudno się nie zgodzić ze spostrzeżeniem Marcina Żewłakowa. W końcu Francja i Holandia to rywale z najwyższej półki. Nieco inaczej wygląda sytuacja Austrii, ale to również reprezentacja, która w rankingu FIFA plasuje się wyżej niż Polska. Podopieczni Probierza zainaugurują Euro 2024 16 czerwca meczem z drugą z wymienionych drużyn.
Przeczytaj także:
Są dokładne daty i godziny meczów Polaków na ME