Wydawało się, że nowi właściciele Lechii Gdańsk posprzątali po nieudolnych rządach Adama Mandziary i nad morzem wreszcie będzie spokój. Może nie finansowe eldorado, ale stabilny klub, w którym normalnością są terminowo wypłacane pensje. Właśnie, wydawało się.
W 2023 roku zdarzały się minimalne poślizgi, natomiast pensje regularnie trafiały na konta zawodników i sztabu szkoleniowego. Coś się jednak popsuło w 2024 roku już tak kolorowo nie jest. Źródełko wyschło i na skutek braku sponsorów w kasie zaczęło brakować pieniędzy. Portal "Interia" wspomniał o zaległościach sięgających ponad dwóch miesięcy. Dopiero niedawno wpłynęły wypłaty za styczeń.
Jeszcze przed meczem z Resovią docierały do nas sygnały, że choć piłkarze skupiają się przede wszystkim na grze, to jednak nie chcieli tak tego zostawić. W planach był nawet strajk i nie wyjście na jeden z treningów (coś na wzór Górnika Zabrze przed paroma tygodniami). Ostatecznie do tego nie doszło.
Była pełna koncentracja na grze i - póki co - przynosi to świetne rezultaty. Lechia wygrała wszystkie sześć meczów w 2024 roku i jest liderem Fortuna I ligi z przewagą ośmiu punktów nad trzecim GKS-em Katowice, z którym zresztą zagra już w najbliższą niedzielę (godz. 15).
ZOBACZ WIDEO: Jan Bednarek nie zachwycił. Meczem z Walią oddalił się od pierwszego składu reprezentacji?
Dziś fakty są takie, że Lechia ma zaległości względem piłkarzy, natomiast oni nie wykonują żadnych nerwowych ruchów. Według naszych informacji mają porozumienie z prezesem Paolo Urferem i wszystko ma być stopniowo regulowane.
Jeśli patrzy się na wszystko z zewnątrz, Lechia wydaje się zdrowa. Zimowy obóz w Turcji potrwał aż trzy tygodnie (chociaż nie obyło się bez zgrzytów, bo zabrakło pieniędzy dla kogoś z biura prasowego), a mecz do Bielska-Białej drużyna udała się samolotem. Podobnie będzie w przypadku wspomnianego już spotkania w Katowicach.
Ale za chwilę klub będzie musiał tłumaczyć się przed Komisją ds. Licencji Klubowych PZPN. Gdańszczanie walczą o awans do PKO Ekstraklasy, są dziś najlepsi na jej zapleczu, lecz w gabinetach dalej coś nie gra. Niewykluczone, wręcz bardzo prawdopodobne są kary od wspomnianej komisji, a ich wachlarz jest dość spory. Od kary finansowej, przez ujemne punkty, a w skrajnym przypadku Lechia może nawet nie otrzymać licencji na kolejny sezon, choć trudno sobie wyobrazić, by do tego doszło.
Czerwona lampka musi się jednak zapalić.
Zapytaliśmy o to trenera Szymona Grabowskiego.
- Z tego, co wiem, to wszystko jest regulowane. Właściciel robi wszystko, żebyśmy mogli w jak najlepszych warunkach przygotowywać się do kolejnych meczów. Trzy tygodnie w Turcji, podróżowanie samolotem - to rzeczy, za które trzeba zapłacić. Jeżeli finanse klubu byłyby niewłaściwe, to jeździlibyśmy autokarem z jednym kierowcą. Jestem spokojny, szatnia również. Jeśli cokolwiek byłoby nie po myśli zawodników, to media od razu by się o tym dowiedziały, może ktoś nie chciałby wyjść na trening, a na pewno odbiłoby się to na wynikach i postawie zespołu - powiedział trener Lechii.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty