Waldemar Sobota to były reprezentant Polski na dużym boisku (18 meczów), a także zawodnik między innymi Śląska Wrocław, Club Brugge czy FC St. Pauli. 36-latek dwa sezony temu zmienił boiska trawiaste na halę i został zawodnikiem futsalowej drużyny Dreman Opole Komprachcice. A niedawno zadebiutował w reprezentacji Polski w futsalu podczas meczów barażowych o awans na mistrzostwa świata.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak to jest wrócić do reprezentacji po prawie dziesięciu latach?
Waldemar Sobota: Często powtarzam młodym zawodnikom, żeby brali karierę całymi garściami. I podaję taki przykład z reprezentacji, kiedy to po raz ostatni zatelefonował Adam Nawałka. Byłem wtedy w hotelu przed meczem w Brugii. Selekcjoner mi powiedział: "Nie powołam cię na najbliższe zgrupowanie". Oczywiście, byłem zawiedziony, ale trener podkreśli, że mam pracować, bo dalej jestem pod obserwacją. Nawet nie pomyślałem, że już więcej w kadrze nie zagram.
No ale znowu pan jest w piłkarskiej kadrze.
Po odejściu ze Śląska Wrocław dwa sezony temu miałem możliwość dalszej gry na trawie. Świadomie jednak zdecydowałem się na futsal. W moich rodzinnych stronach znajomi zaczęli namawiać mnie na halówkę i tak zaczęła się ta przygoda. A teraz można mnie nazwać reprezentantem w dwóch różnych dyscyplinach. Dla mnie to niesamowita sprawa.
ZOBACZ WIDEO: 6 lat, a już czaruje. Zobacz, co potrafi syn reprezentanta Polski
Klamra się spięła.
Podchodziłem do tego na spokojnie, bo nawet nie wiedziałem, czy to realne, ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Piłka w hali to zupełnie inny sposób grania. Są inne ustawienia taktyczne i zmiany pozycji na boisku. Ja cały czas uczę się futsalu. Mimo że jestem doświadczonym zawodnikiem, to jestem w tym sporcie nowy.
Czego piłkarz z takim doświadczeniem musi nauczyć się, grając w butach z płaską podeszwą?
Wielu rzeczy: schematów, rozwiązań przy stałych fragmentach gry. Czasem brakuje tej przestrzeni, która była na boisku, żeby się rozpędzić, a ja zawsze bazowałem na szybkości. Cieszę się jednak, bo na parkiecie potwierdziło się, że jestem całkiem nieźle wyszkolony technicznie, co jest kluczowe w futsalu. Swoje atuty z trawiastego boiska przełożyłem na halę.
Stąd powołanie do kadry.
Wydaje mi się że zasłużyłem, bo statystyki w tym sezonie mam bardzo dobre - strzeliłem prawie trzydzieści goli, dołożyłem trochę asyst. Szkoda, że nie udało się awansować na mistrzostwa świata. Polskiej kadry nie było na tej imprezie ponad trzydzieści lat. W barażach wylosowaliśmy Chorwację, czyli najtrudniejszego rywala. W mojej opinii zadecydował pierwszy mecz w Koszalinie, który przegraliśmy 2:3, prowadząc dwukrotnie. Mecz wyjazdowy w Zagrzebiu zremisowaliśmy 2:2. Niedosyt po tym zgrupowaniu na pewno jest duży.
Ale atmosfera w hali na meczach reprezentacji była świetna. Przyszło kilka tysięcy kibiców, a doping w środku niesie się inaczej. Na futsal chodzą całe rodziny w tym dużo dzieciaków. Miło było, bo mimo upływu lat, wielu kibiców wciąż kojarzy mnie z dużego boiska. Ludzie podchodzili i prosili o autograf czy zdjęcie.
A ty jak pamiętasz tamten okres w kadrze?
Wszystkie mecze w reprezentacji są wyjątkowe i szczególne, ale wiadomo, że są takie, które wspomina się najmilej. Grałem w historycznym meczu z Niemcami, których pokonaliśmy 2:0 w eliminacjach Euro 2016, i z Anglią na Wembley za czasów Waldemara Fornalika. Ich stadion to prawdziwa świątynia futbolu, na trybunach było osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Myślę, że każdy chciałby kiedyś zagrać na Wembley. Świetne wspomnienia mam także z meczu towarzyskiego w Gdańsku z Danią. Wygraliśmy 3:2, ja strzeliłem jedną z bramek i schodząc z boiska dostałem owacje na stojąco.
Wydawało się, że pojedziesz na mistrzostwa Europy do Francji. Dlaczego tak się nie stało?
Zacząłem grać wtedy w kratkę w Brugii. Średnio wychodziłem na boisko w co drugim spotkaniu. Moje statystyki nie powalały, ale z perspektywy czasu oceniam, że powinienem zostać w klubie dłużej, a nie od razu szukać transferu. Podpisałem kontrakt z Brugią na cztery lata, a odszedłem po półtora roku.
Pierwszy sezon był bardzo udany. Szczególnie dobrze wyglądałem w play-offach o mistrzostwo Belgii. W następnym sezonie nie było wielkiej tragedii choć występowałem mniej. Graliśmy na trzech frontach, w tym w Lidze Europy. Problem w tym, że nie występowałem tyle, ile bym chciał. Niepotrzebnie się zagrzałem i zimą poprosiłem o możliwość wypożyczenia. Perspektywa gry w kadrze i powrotu do niej miała duży wpływ na tę decyzję. Mogłem powalczyć w Brugii o więcej, ale nie wiem, czy przeżyłbym tak fajną przygodę w Niemczech.
Odszedłeś do St. Pauli, w którym byłeś nawet kapitanem.
Są plany, bym pojechał do Hamburga na fetę pod koniec tego sezonu. Nie chcę zapeszać, ale chłopaki mają na wyciągnięcie ręki awans do Bundesligi. Mam kontakt z kilkoma osobami w klubie, zostawiłem tam świetne wspomnienia. Zostałem obcokrajowcem z największą liczbą występów dla drużyny i utrzymuję kontakt z kibicami klubu. Co ciekawe, oni jeżdżą na moje mecze na hali. Kilka razy w Opolu odwiedziła mnie grupka fanów z flagami klubu. To mi tylko pokazuje, że wykonałem tam kawał dobrej roboty.
Masz satysfakcje z tego, co osiągnąłeś?
Oczywiście zawsze można osiągnąć więcej, ale jak popatrzę na to, że pochodzę z Opolszczyzny, a w tym regionie od wielu lat nie było klubu w ekstraklasie, to jestem zadowolony ze swojej kariery.
Ze Śląskiem Wrocław wywalczyłem wszystkie medale, w tym mistrzostwo Polski i Superpuchar kraju. Graliśmy w europejskich pucharach, co dało mi transfer i granie w piłkę za granicą. Tam grałem w europejskich pucharach i zdarzało się być nawet kapitanem.
Żałuję jedynie, że nie zagrałem w Bundeslidze. Z St. Pauli przeplataliśmy walkę o awans do niemieckiej ekstraklasy z walką o utrzymanie. Ale pamiętam na przykład wygrane derby z HSV na ich stadionie, przy komplecie publiczności. Później świętowaliśmy zwycięstwo w naszej dzielnicy. Z Brugią do końca walczyliśmy o mistrzostwo.
Jak to wygląda w futsalu?
W Opolu trenujemy trzy razy w tygodniu, najczęściej wieczorami, a w weekendy są mecze. W zespole mamy chłopaków, którzy pracują w trakcie dnia i są też tacy, którzy żyją tylko z futsalu.
Jestem w tej dyscyplinie od prawie półtora roku. Świat futsalowy jest mały, ale ma się dobrze. Reprezentacja podlega pod PZPN i organizacja stoi na wysokim poziomie. Cieszę się, że było mi dane zagrać w kadrze na boisku trawiastym i w hali.
Zacząłeś nowy rozdział w wieku 36 lat.
Nie daję sobie żadnego limitu. Mam propozycję, by grać w futsal w przyszłym sezonie, ale jeszcze nie zdecydowałem. Nie zamykam się na żaden temat. Nie ukrywam, że jeżeli już całkowicie skończę karierę, to chciałbym wrócić do futbolu i zostać skautem piłkarskim. Mam również kontakty za granicą, które mogą się przyda. W tym kierunku będę chciał się rozwijać.
To dość żmudna praca.
Wiem, ale lubię znajdować perełki. Zdarzyło się kilka razy, że widząc młodego zawodnika, mówiłem sobie: "z niego coś będzie". A później go widziałem w telewizji, jak dobrze sobie radził. Mówię o młodych graczach, którzy stawiali pierwsze kroki w piłce, przychodzili do seniorów z rezerw lub młodzieżowych roczników. Dla mnie piłka nożna będzie zawsze numerem jeden, dlatego z nią wiąże swoją przyszłość.
Nie chciałeś zostać w Śląsku?
W pierwszym sezonie zagraliśmy w eliminacjach do europejskich pucharów, więc można go jeszcze uznać za udany, ale drugi był moim najsłabszym sezonem w karierze. Ubolewam na tym, ale wiele czynników na to wpłynęło. Ale jak spoglądam na całokształt - patrzę na Śląsk z podniesioną głową.
Co dalej?
Na razie oddycham piłką, potrzebuje tych emocji. Mam mniejszą szatnię, ale jest rywalizacja i radość ze strzelonego gola, asysty czy wygranej. Najważniejsze, że robię coś z uśmiechem na twarzy. Nie wiem, co będzie za miesiąc. U mnie wszystko dynamicznie się odbywa. Mam różne szalone pomysły.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Były kapitan reprezentacji: Klient chciał mnie udusić
Takich słów o Robercie Lewandowskim jeszcze nie było. Łukasz Piszczek nie ma wątpliwości
Oglądaj NA ŻYWO mecze Fogo Futsal Ekstraklasy! (link sponsorowany)