Lechia Gdańsk jest pierwszym polskim klubem od sezonu 2016/17, który awansował do Ekstraklasy bezpośrednio po spadku. Wtedy tak szybkiego powrotu dokonał Górnik Zabrze, w kolejnych sezonach nie udało się to nikomu, choć do pierwszej ligi spadały duże - jak na polskie realia - firmy.
W Gdańsku dokonano czegoś dużego. Niemal dokładnie rok temu Lechia była na dnie, a po mieście chodziły nawet głosy, że Adam Mandziara rozważał ogłoszenie upadłości. W klubowej kasie brakowało pieniędzy, zaległości w wypłatach sięgały kilku miesięcy. Przebąkiwano coś o kolejnej tułaczce od A Klasy do Ekstraklasy, odbudowywania klubu od zera. Do tego jednak nie doszło, Lechia została sprzedana i nastały nowe porządki.
Początki były bardzo trudne, z dnia na dzień odchodzili kolejni zawodnicy. To był plan nowego prezesa Paolo Urfera - pozbyć się ludzi zamieszanych w spadek, zostawić tylko tych najbardziej perspektywicznych. Ostali się nieliczni i na treningach raczej nie było tłoku. Nowo zatrudniony trener Szymon Grabowski nie mógł zorganizować gierki wewnętrznej, bo miał do dyspozycji zaledwie kilkunastu piłkarzy, z czego większość stanowiła młodzież.
ZOBACZ WIDEO: Kwiatkowski ostro o kadrze Santosa. "Piłkarze nie wiedzieli, o co mu chodzi"
Odejść mieli też pracownicy klubu. Kierownik drużyny Patryk Dittmer, kitman Dawid Pajor, opiekun zespołu Leszek Matejak. Wszyscy są związani z Lechią od bardzo dawna. Ówczesny zarząd obciął im pensje, złożyli wypowiedzenia i mieli zostać do końca września/października. Z czasem jednak udało się dojść do porozumienia i zostali na swoich stanowiskach.
Zaczęto też dokonywać transferów. Pojawiali się kolejni zawodnicy, w większości zagraniczni. Na początek mieliśmy prawdziwą bombę, bo do zespołu dołączył Luis Fernandez, a więc jedna z gwiazd poprzedniego sezonu Fortuna I ligi. Kibice nerwowo spoglądali w kalendarze, czy aby przypadkiem to nie jest 1 kwietnia. Ale nie, to była najprawdziwsza prawda. Inna sprawa, że zespół był w budowie praktycznie przez całą rundę jesienną. Pierwsze mecze nowego sezonu? Grała głównie młodzież, a i tak dawała radę.
Przed pierwszym meczem sezonu z Chrobrym Głogów trener Grabowski mówił, że Lechia nie jest faworytem i jedzie na Dolny Śląsk sprawić niespodziankę. Takie były wtedy realia. Miał kilkunastu ludzi do gry, ale nie mógł mówić o personaliach, bo cały czas ktoś odchodził. Dziś widzimy, że drużyna jest w zupełnie innym miejscu.
Pierwszym celem była jak najmniejsza strata do czołówki przed rundą wiosenną. Chyba nawet najbardziej optymistycznie nastawieni kibice nie spodziewali się jednak, że parę miesięcy później Lechia będzie najlepsza w lidze. Przecież w lipcu śmiano się z Lechii, że piłkarze występowali w tzw. "przejściowych strojach", bo nie było jeszcze właściwych kompletów.
A teraz? Do końca sezonu Lechia ma do rozegrania jeszcze dwa mecze. Najbliższy bardzo prestiżowy, bo derbowy z Arką Gdynia (przy ponad 36 tys. kibiców), a ostatnie spotkanie w Fortuna I lidze odbędzie się w Legnicy. Teraz już nic nie zabierze Lechii awansu do Ekstraklasy.
Nawet sprawy licencyjne, choć w pierwszym terminie Lechia jej nie otrzymała (----> WIĘCEJ). Klub miał pięć dni na złożenie odwołania i uregulowanie długów, ale już następnego dnia Lechia poinformowała, że wszystkie płatności zostały dokonane, zatem sprawa licencji wydaje się przesądzona.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty