Jeszcze chwilę temu Śląsk Wrocław kompromitował się w meczu z Ruchem Chorzów (2:3 na własnym boisku), ale tydzień później wrócił do świata żywych po pokonaniu ŁKS-u Łódź. Teraz wrocławianie poszli za ciosem, rozegrali zdecydowanie najlepsze spotkanie w rundzie wiosennej i okazali się zdecydowanie lepsi od Cracovii.
Śląsk chyba uznał, że pora przestać się wygłupiać. Dotychczas był to drugi najgorszy zespół w 2024 roku (mniej punktów zdobył tylko wspomniany już ŁKS). Cracovia była zaś świeżo po wygranej z Górnikiem Zabrze 5:0. Wydawało się, że "Pasy" będą równorzędnym przeciwnikiem dla Śląska. No właśnie, tylko się wydawało.
Na boisku oglądaliśmy różnicę klas. To było zaprzeczenie logice Ekstraklasy (a wiemy, że ta bywa pokręcona) i zespół walczący o mistrzostwo pokonał tych, którzy bronią się przed spadkiem. To nie zawsze jest regułą w Polsce, o czym przekonujemy się w zasadzie co tydzień. Podopieczni Jacka Magiery urządzili sobie koncert, dzięki czemu awansowali na pierwsze miejsce w tabeli i wywarli presję na Jagiellonii Białystok.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To nie jest fake. Szalona parada bramkarza
Jeśli znalazł się kibic, który wszedł na trybuny o godz. 20.33, to nie zobaczył pierwszego gola. Śląsk postanowił nie czekać, tylko od razu zabrał się do roboty i momentalnie wyszedł na prowadzenie. Simeon Petrow wykorzystał bardzo dobre dośrodkowanie Petra Schwarza z rzutu rożnego i strzałem głową pokonał Lukasa Hrosso.
Można dorabiać do tego różne teorie, ale oczywiście ta sytuacja miała wpływ na boiskowe wydarzenia. Śląsk złapał luz i nakręcał się coraz bardziej, czego efektem były kolejne dwa gole. Inna sprawa, że nie popisali się przy nich zawodnicy Cracovii (w pierwszej piłka odbiła się od Kamila Glika, w drugiej piękną "asystę" zanotował Andreas Skovgaard), wobec czego Erik Exposito i Piotr Samiec-Talar podwyższali prowadzenie Śląska.
Żaden kibic Śląska nie miał prawa narzekać po końcowym gwizdku sędziego. W drugiej połowie działo się trochę mniej, ale i tak gospodarze potrafili jeszcze mocniej dobić Cracovię - konkretnie zrobił to wprowadzony na boisko chwilę wcześniej Mateusz Żukowski. A mogło być jeszcze wyżej, lecz stuprocentowej sytuacji nie wykorzystał m.in. Nahuel Leiva). Cracovia w żadnym momencie nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki. Nie było widać po tej drużynie, że przyjechała walczyć o utrzymanie.
Podsumowując: liga będzie ciekawsza.
Śląsk Wrocław - Cracovia 4:0 (3:0)
1:0 Simeon Petrow 2'
2:0 Erik Exposito 34'
3:0 Piotr Samiec-Talar 43'
4:0 Mateusz Żukowski 88'
Składy:
Śląsk: Rafał Leszczyński - Jehor Macenko (89' Tommaso Guercio), Aleksander Paluszek (27' Martin Konczkowski), Aleks Petkow, Simeon Petrow, Łukasz Bejger - Piotr Samiec-Talar (80' Jakub Jezierski), Peter Pokorny, Petr Schwarz, Nahuel Leiva (89' Burak Ince) - Erik Exposito (81' Mateusz Żukowski).
Cracovia: Lukas Hrosso - Otar Kakabadze (62' Filip Rózga), Virgil Ghita, Kamil Glik, Andreas Skovgaard, David Kristjan Olafsson - Patryk Makuch (69' Mateusz Bochnak), Patryk Sokołowski (77' Mikkel Maigaard), Karol Knap (62' Jani Atanasov), Michał Rakoczy - Benjamin Kallman (69' Paweł Jaroszyński).
Żółte kartki: Exposito (Śląsk) oraz Glik, Knap, Skovgaard (Cracovia).
Karol Knap został ukarany drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką chwilę po tym, jak został zmieniony.
Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom).