Mistrz z przypadku. Nikt by na to pięciu złotych nie postawił [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Artur Reszko / Jagiellonia Białystok zdobyła mistrzostwo Polski
PAP / Artur Reszko / Jagiellonia Białystok zdobyła mistrzostwo Polski
zdjęcie autora artykułu

To paradoks, że mistrzostwa nie zapewniła Jagiellonii wielka trójca: Cezary Kulesza, Michał Probierz, Agnieszka Syczewska. Tytuł wywalczyło trzech zwykłych facetów, na których wcześniej nikt by nawet 5 zł nie postawił. I to jest fenomen Ekstraklasy.

Tego, że Jagiellonia zostanie mistrzem Polski, przed sezonem nie mógł przewidzieć nikt. Tak doskonałych wróżek na świecie po prostu nie ma. To było niewyobrażalne. A jednak stało się faktem i jest to tytuł w pełni zasłużony.

Nie tylko dlatego, że tak wychodzi z tabeli i zgromadzonych punktów, ale także ze względu na ofensywny, widowiskowy styl, jaki prezentowała Duma Podlasia. Drużynę Adriana Siemieńca po prostu przyjemnie się oglądało. "Jaga" grała w piłkę, gdy jej rywale głównie przeszkadzali. To, że tytuł dla "Jagi" jest zasłużony, to jedno, ale fenomenu tegorocznego mistrzostwa Polski - przy całym szacunku dla zwycięzców - nie da się wyjaśnić bez teorii przypadku i teorii nieciągłości. I nawet nie chodzi o to, że kilku drużynom, etatowym faworytom ligi, można po tym sezonie przyznać mało zaszczytny tytuł "frajerów roku", bo Jagiellonia mistrzostwo wygrała, ale przecież jednocześnie przegrali je Legia, Lech, Raków, a nawet Pogoń.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!

Wróćmy jednak do teorii przypadku, bo ona doskonale opisuje ligę. Niesamowite, że mistrzostwa dla "Jagi" nie zdobyła wielka trójca: Cezary Kulesza, Michał Probierz, Agnieszka Syczewska, na których wisiał ten klub przez całe lata, a zapewniło go trzech zwykłych facetów, na których nikt by nawet 5 złotych nie postawił, że to właśnie oni dadzą ten zaszczyt Białemustokowi.

Dziś swój wielki dzień ma triumwirat: prezes Wojciech Pertkiewicz (w klubie od lutego 2022), dyrektor sportowy Łukasz Masłowski (w klubie od marca 2022) i trener Adrian Siemieniec (prowadzi pierwszy zespół od kwietnia 2023). Bądźmy szczerzy, nikt nie postrzegał ich jako "dream team". Pertkiewicz spędził wcześniej dekadę w Arce Gdynia. I różnie w tym czasie tam bywało. Raz lepiej, raz gorzej. No i - znów przepraszam za szczerość - znam lepsze rekomendacje niż praca w Arce. Kto wtedy myślał, że Pertkiewicz tu takie sukcesy będzie odnosił. Przecież na początek musiał rozwiązać konflikt ze spółką zarządzającą miejskim stadionem. "Jaga" groziła, że się z Białegostoku wyprowadzi! Takimi problemami miał się zajmować Pertkiewicz, a nie robieniem mistrza!

Łukasz Masłowski jest ojcem chrzestnym tegorocznego sukcesu Jagiellonii. To właśnie dyrektor sportowy w dwa lata zrobił z klubu, który broni się przed spadkiem, ekipę na tytuł. I zrobił to - porównując do wydatków rywali - za grosze. Nikt w lidze tak dobrze nie trafił z transferami. No mistrz. Ale tu znów musimy wrócić do teorii przypadku. Bo przypomnijmy, że niewiele brakowało, a tego Masłowskiego w ogóle by w Jagiellonii nie było. Trzy miesiące przed tym, zanim trafił do Białegostoku, dyrektorem sportowym "Jagi" miał zostać Jacek Zieliński (wówczas odsunięty w Legii na boczny tor pracował w klubowej akademii).

Na zdjęciu: Adrian Siemieniec
Na zdjęciu: Adrian Siemieniec

"Zielu" już nawet zaakceptował warunki klubu z Podlasia, ale jak się poszedł żegnać z Dariuszem Mioduskim, to właściciela Legii nagle olśniło. Zapewnił, że odda mu całą władzę nad pionem sportowym przy Łazienkowskiej i przekonał, żeby do Białegostoku nie jechał. Zieliński został w Warszawie i wydawało się, że to "Jaga" została na lodzie. Jak to ostatecznie wyszło, widać na koniec tego sezonu. Teoria przypadku przyda się nam także do wyjaśnienia, skąd się w Jagiellonii wziął Adrian Siemieniec. Była końcówka ubiegłego sezonu, a drużyna z Białegostoku zamieszała się w walkę o utrzymanie. Na kilka kolejek przed końcem wyrzucono trenera Macieja Stolarczyka. Zastąpiono go - z biedy - trenerem klubowych rezerw - właśnie Siemieńcem.

Facet wtedy nawet licencji UEFA Pro jeszcze nie miał. Wydawało się, że to typowy trener tymczasowy, na przetrwanie. Ale Siemieniec szybko okazał się kapitalnym szkoleniowcem. Najpierw uratował "Jagę" przed spadkiem, a w następnym sezonie tak ją rozbujał, że skończyła jako mistrz. Jagiellonii - niezależnie od charakterystycznego dla Ekstraklasy fenomenu przypadku - należą się szczere gratulacje. Ale jeśli miałbym powiedzieć, że to początek jakiejś większej, sensownej i długotrwałej całości, tobym nic nie powiedział.

Nie zaryzykuję też tezy, że mistrz Polski Adrian Siemieniec przepracuje w Białymstoku cały kolejny sezon. U nas zawsze liczy się tylko to, co tu i teraz. Zasługi nie istnieją, a przekleństwem polskiej piłki jest hasło: "jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz". A na tym nie da się nic zbudować.

Naszą ligę - poza przypadkiem - charakteryzuje także nieciągłość. Pośród wielu słabości Ekstraklasy, pośród słabych trenerów, miernych piłkarzy, mamy też całe zastępy słabych działaczy. Zwalniają i zatrudniają trenerów jak popadnie. Własne błędy przykrywają dymisjami szkoleniowców. Wicemistrzem Polski został Jacek Magiera. Dla mnie jest mistrzem za to, co zrobił przez sezon ze Śląskiem. Wrócił tam rok temu, by uratować ligę dla Wrocławia. W tym samym miejscu został wcześniej zwolniony. Czy dadzą mu teraz, w uznaniu zasług, jeszcze rok popracować? Takiej tezy też nie zaryzykuję.

Wcześniej Magierę zwalniał w Legii Dariusz Mioduski. To było tuż po tym, gdy pan Jacek poprowadził Legię w Lidze Mistrzów i zdobył z nią tytuł. Mioduskiemu wydawało się wtedy, że mistrzostwo kraju to i tak będzie wygrywał co roku. Chodzi o ekspansję w Europie. I zatrudnił... Romeo Jozaka, który w ogóle nie był trenerem. A po nim zatrudnił jeszcze trenera piłki kobiet.

Trochę wcześniej w Legii Jan Urban - też zwolniony i przywrócony w tym sezonie do Górnika Zabrze - został zwolniony przez Bogusława Leśnodorskiego, gdy Legia była liderem tabeli. Mamy w Polsce długą tradycję i wiele przykładów na teorię przypadku i nieciągłości. Legia i Lech to są kliniczne przypadki. Bo to, co się dzieje w Lechu, to w ogóle jest temat na głębszą analizę. Gdyby temat "jak uzdrowić Lecha" wrzucono jako zadanie dla sztucznej inteligencji, toby się tym wszystkim chatom styki poprzepalały. Śpieszmy się więc kochać zwycięzców tego sezonu. Doświadczenie pokazuje, że szybko odchodzą.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty