Adam Buksa spędził ostatni rok na tureckich boiskach jako zawodnik Antalyasporu. Wypożyczenie do tego klubu z francuskiego RC Lens było udanym posunięciem, bo polski napastnik odżył nad Bosforem, czego dowodem jest 16 strzelonych goli w tamtejszej ekstraklasie.
Przez ostatnie 12 miesięcy Buksa dobrze poznał nie tylko ligę turecką, ale i kilku reprezentantów Turcji, którzy mają szansę zagrać w poniedziałek przeciw Polsce na Stadionie Narodowym (początek spotkania o 20:45).
Z napastnikiem reprezentacji Polski poruszyliśmy jednak nie tylko temat dzisiejszego sparingu, ale i przyszłości. Zarówno tej najbliższej, czyli Euro 2024, ale i klubowej. Jeszcze niedawno mówiło się, że Buksa może przejść do jednego z tureckich gigantów ze Stambułu, niemniej okazuje się, zainteresowanie po jego udanym sezonie nie ogranicza się tylko do Turcji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zbliża się Euro, a Glik... Piłkarz pokazał zdjęcia
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: W trakcie przygody z piłką zaliczyłeś do tej pory takie kraje jak Polska, Włochy, USA, Francja i ostatnio Turcja. Czy to właśnie w Turcji jest najbardziej fanatyczne podejście do piłki patrząc, na te wszystkie miejsca, które poznałeś?
Adam Buksa, piłkarz RC Lens i reprezentacji Polski: Myślę, że mógłbym zestawić tu Włochy i Turcję. Oczywiście, dużo zależy od miejsca i regionu. Wiadomo, iż w Turcji największe emocje generują trzej potentaci ze Stambułu, czyli Galatasaray, Fenerbahce i Besiktas. Do tego dochodzi Trabzonspor. I to widać nie tylko tam. Pamiętam mecz Fenerbahce z Galatasaray, to była przedostatnia kolejka ostatniego sezonu, kiedy Fener miał jeszcze szanse zmienić losy walki o tytuł. Po tym meczu, w Antalyi, gdzie grałem i mieszkałem, część miasta była w żałobie, a część jak na weselu, bo tam też Galatasaray i Fenerbahce mają swoich kibiców.
Piłka wywołuje tu wielkie emocje. Ale, jak mówiłem, w Italii też. OK, nie mówię tu o osobistych doświadczeniach, bo wyjechałem do Novary, gdy miałem 16 lat i nie zawsze mogłem nawet opuszczać ośrodek, w którym mieszkałem, ale powszechnie wiadomo, jak ważna dla Włochów jest piłka. Im dalej na południe, tym bardziej to widać, choć Turyn i Mediolan to też przecież bardzo mocne piłkarskie ośrodki.
Czyli można powiedzieć, że dla Turków futbol to coś więcej niż sport.
Zdecydowanie tak. Turcy nie są narodem indywidualistów, mam tu na myśli sposób spędzania czasu. Oni go spędzają w grupach, przy herbacie, kawie czy baklawie. I piłka nożna to numer jeden, jeśli chodzi o tematy rozmów. OK, może piłka nożna i polityka. Natomiast fajne jest to, że futbol w jakimś sensie ich jednoczy. Nie chodzi tylko o to, żeby iść na stadion, zobaczyć mecz i wrócić do domu. Nie, futbol w ich życiu jest obecny cały czas.
A dla piłkarza grającego w takim kraju to oznacza więcej plusów czy minusów? Czy to zależy od wyników?
Ano właśnie… Na pewno, gdy wygrywasz, to dostajesz mnóstwo wyrazów sympatii i wdzięczności. Natomiast, gdy przegrywasz, to nie zawsze jest przyjemnie, choć akurat mnie nic złego tam nie spotkało. O tych emocjach pewnie więcej mógłby powiedzieć Sebastian Szymański. W Stambule to pewnie czasem trudno wyjść z domu ze względu na nastroje wśród kibiców. Czy to Galatasaray, czy Besiktasu, czy Fenerbahce.
W krajach żywiołowo reagujących na piłkę często bywa tak, że piłkarz po dobrym występie nie płaci za jedzenie czy picie. Ciebie też to spotkało?
Wypiłem dużo kaw na koszt różnych kawiarni. Bardzo często słyszałem słowo dziękuję za to, że zostawiam zdrowie dla Antalyasporu, że strzelam gole. Natomiast po pewnym czasie znaleźliśmy z żoną kilka takich miejsc, gdzie już nie byliśmy traktowani przez pryzmat tego, że jestem piłkarzem. Poznaliśmy właścicieli, byliśmy już po prostu na innym poziomie relacji.
Kolejna sprawa to żywiołowość prezesów i właścicieli klubów tureckich. Doświadczyłeś tego na własnej skórze?
Ja nie, ale nie zapominajmy o tym fatalnym incydencie, gdy prezes Ankaragucu wymierzył sprawiedliwość czy niesprawiedliwość sędziemu, uderzając go w twarz. Nie zapominajmy o kibicach wbiegających na murawę, co kończyło się rękoczynami z piłkarzami. To katastrofalne momenty, które zamazują obraz Turcji jako kraju i ligi tureckiej. A Turcja to naprawdę fajny kraj, liga też. Natomiast osobiście w żaden sposób czegoś tak negatywnego nie doświadczyłem. Owszem, w trakcie sezonu zdarzyła się u nas zmiana trenera i prezesa, ale odbyło się to w dżentelmeński sposób.
A historie o premiach? Nagle, po wygranym meczu… Płacone w gotówce, w szatni.
Zdarzyło mi się kilka razy otrzymać dodatkową premię, ale na nieco innych zasadach. Przed niektórymi meczami kapitan informował nas, że w przypadku wygranej będzie podwójna nagroda. I była, ale normalnie, przelewem. Nie zdarzyło się to, co słyszeliśmy od starszych kolegów po fachu, którzy grali w Turcji, że na przykład w szatni pojawiały się worki pieniędzy i trzeba było je stamtąd taszczyć. Nie, tak to nie.
Z naszej poprzedniej rozmowy pamiętam, że jeśli chodzi o ostatni sezon, to celowałeś w "okolice 16 goli". I skończyłeś z 16 bramkami na koncie. Czyli misja wypełniona.
Wychodzi na to, że tak. Jestem bardzo zadowolony, zwłaszcza mając w pamięci to, że byłem po kontuzji, że ten sezon przed Antalyasporem był dla mnie bardzo trudny. W ostatnich rozgrywkach wszystko poszło bardzo dobrze.
Ale z Antalyasporu odchodzisz, bo nie stać ich na wykupienie cię z Lens?
Piłkarzem Antalyasporu jestem do 30 czerwca. A potem faktycznie nastąpi zmiana klubu. Tyle że nie wiem jeszcze, gdzie zagram. Nie jest tak, że już blisko do podpisania z kimś umowy. Przyznaję jednak, że wachlarz możliwości jest spory.
Jak spory? Liczbę zainteresowanych klubów można pokazać na palcach rąk, czy jednak i nóg?
(śmiech). Myślę, że rąk i nóg. Choć oczywiście ciężko to zdefiniować. Są zapytania, propozycje, różne dyskusje. Tu się wiele elementów musi zgrać. Klub, jego wizja, miejsce do życia… Sporo się dzieje, ale zajmują się tym głównie moi agenci. Ja się teraz skupiam na EURO.
A z jakich krajów są te propozycje? Wcześniej mówiło się, że możesz przejść właśnie do jednego z gigantów ze Stambułu.
Powiem może kontynentami: Europa, Azja i Ameryka Północna.
Czyli gole strzelane na EURO mogą mieć znaczenie? W sensie jeszcze zwiększyć zainteresowanie, bo będziesz wciąż "do wzięcia"?
Gole na EURO mają znaczenie, ogromne znaczenie, same w sobie. Bo mają pomóc reprezentacji. Natomiast co do transferu… Nie jestem w stanie niczego zagwarantować, kiedy to się wydarzy. Jak to w transferach, czasem sprawy idą wolniej, a czasem nagle nabierają przyspieszenia.
Wracając do Turków. Czego spodziewasz się po nich, jeśli chodzi o towarzyski mecz w Warszawie i szerzej, w perspektywie EURO?
O reprezentacji Turcji mogę mówić na bazie indywidualnych zawodników, z którymi się zetknąłem w lidze. Nie śledziłem aż tak blisko samej reprezentacji, ale część kadrowiczów znam, właśnie z ligi tureckiej, choć wiadomo, że spora część ich uczestników EURO wywodzi się z klubów zagranicznych.
Na pewno warto zwrócić uwagę na Semiha Kilcsoya z Besiktasu, który może zagrać z boku albo jako fałszywa "9". Ma 18 lat i wydaje mi się, że po EURO, jeśli taka będzie wola klubu, to Besiktas może zarobić na nim bardzo duże pieniądze.
Grałem też przeciwko reprezentacyjnym obrońcom, jak choćby Abdulkerima Bakdakciego z Galatasaray czy Ferdiego Kardioglu z Fenerbahce, a także bramkarzowi Ugurcana Cakira z Trabzonsporu. To elita, jeśli chodzi o swoje boiskowe pozycje w Turcji.
W świetnej formie jest podobno obecnie Hakan Calhanoglu z Interu. No i wschodząca gwiazda Turcji, czyli Arda Guler.
Guler jest w Turcji bardzo popularny, ma rzesze sympatyków, a jego występy w Realu Madryt wzbudzają tu duże emocje. Generalnie Turcja to dobry zespół i myślę, że ma szansę na wyjście z grupy. Skoro mierzą się z Portugalią, Gruzją i Czechami, to trzeba powiedzieć, że to wyrównana stawka. A że wchodzą dwie drużyny z automatu i cztery spośród sześciu trzecich zespołów, to Turcja na pewno ma szansę na awans.
A jak twój nastrój przed EURO?
Jestem podekscytowany. Nie mogę się już doczekać tego turnieju, tych meczów, pełnych trybun. To będzie moja pierwsza duża impreza, nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego.
Na końcu trener Probierz musiał zrezygnować z kilku zawodników. Mówiło się, że napastnicy, poza Lewandowskim, też muszą walczyć do końca. Tylko że o tym, kto nie jedzie ostatecznie, zadecydował los.
Bardzo nam wszystkim szkoda Arka Milika. Ma nasze pełne wsparcie. To jeden z największych koszmarów dla napastnika, kontuzja przed turniejem. OK, można sobie w naszej sytuacji wyobrazić kilka fatalnych zdarzeń, jak na przykład pudło z metra do pustej bramki, ale uraz przed samym wielkim turniejem to coś najgorszego. Dopada cię wtedy bezsilność. Wiem, co mówię, bo sam to przeżyłem przed mundialem w Katarze.
Natomiast jeśli szukać tu jakichś pozytywów, to "na szczęście" to łąkotka, a wiemy przecież, że są cięższe kontuzje kolana. Bardzo mi przykro z powodu Arka, bo to piłkarz z jakością. Natomiast teraz pozostała czwórka musi to wziąć na siebie i pokazać tę jakość na EURO.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty