Hoek pracował z polskimi bramkarzami w sztabie Leo Beenhakkera w latach 2006-2009. Holendrzy doprowadzili kadrę do historycznego awansu na Euro, ale odchodzili w atmosferze skandalu.
- Zwolnienie Leo przez Grzegorza Latę w wywiadzie telewizyjnym było szalone. Żaden trener nie zasługuje na takie traktowanie - mówi Hoek.
- W piłce przeżyłem już bardzo wiele. O tym, że Van Gaal zostanie wyrzucony z Manchesteru United, dowiedzieliśmy się w przerwie finału FA Cup - opowiada.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Myślałem, że nie zgodzi się pan na spotkanie. Relacje sztabu Leo Beenhakkera z polskimi dziennikarzami zawsze były napięte.
Frans Hoek, trener bramkarzy, pracował m.in. w reprezentacji Polski, kadrze Holandii, Barcelonie i Bayernie Monachium: Nigdy nie rozmawiałem z prasą, jeśli trener nie wydawał takiego polecenia. Uznawałem, że mamy od tego rzecznika prasowego. Unikałem mediów, żeby nie robić sobie problemów. Ale teraz jestem wolny. Mogę otwarcie rozmawiać.
Ówczesny prezes PZPN, Michał Listkiewicz, ostrzegał Leo Beenhakkera, że Polska ma "najgorszą prasę na świecie".
Listkiewicz okazał się fajnym, otwartym człowiekiem. Mówiąc szczerze, nie rozumiem, że niektórzy dziennikarze nie lubili Beenhakkera. Był dla nich wymarzonym rozmówcą - zawsze mówił, co myśli. Druga strona medalu jest taka, że funkcjonując w piłce na najwyższym poziomie, musisz radzić sobie z prasą. Dzisiaj media często wrzucają informacje bez żadnej weryfikacji. W dobie dziennikarstwa internetowego wiele rzeczy pisze się wyłącznie dla klików. Ale są jeszcze reporterzy z prawdziwego zdarzenia.
Jaka była pana pierwsza myśl, gdy usłyszał pan od Leo Beenhakkera, że jest oferta z Polski?
Pierwsze skojarzenie: mistrzostwa świata 1974, które oglądałem jako młody chłopak. Grzegorz Lato, Jan Tomaszewski i inne wielkie nazwiska. Polska kojarzyła mi się naprawdę dobrze. Dlatego kiedy Leo zapytał: "Frans, pomożesz?", miałem pozytywne myśli. Odpowiedziałem: "OK, ale musimy się do siebie przyzwyczaić. Więc podpiszmy papiery na każdy kolejny mecz. Jeśli ci się nie spodobam, wylejesz mnie. A jeśli ja stwierdzę, że coś nie tak, będę mógł odejść". Wszystko zadziałało. Spędziliśmy w Polsce fantastyczny czas, który wiele mnie nauczył. Nie żałuję, że pracowałem w waszym kraju.
Który polski piłkarz zrobił na panu największe wrażenie?
Mariusz Lewandowski. Prawdziwy lider środka pola, niesamowity pracuś. Pamięta pan mecz z Kazachstanem? Leo ściągnął go w 30. minucie. Był ważnym piłkarzem, ale selekcjoner uznał, że potrzebna jest zmiana. Mariusz zszedł do szatni, naprawdę się wściekł! Próbowałem wytłumaczyć mu sytuację, ale się nie dało. Na lotnisku nadal był bardzo wkurzony, więc znów z nim rozmawialiśmy. Gdy Mariusz ochłonął zrozumiał, że chodziło o drużynę. Stał się jej niesamowicie istotnym elementem. Po początkowej złości zareagował wspaniale.
Dlaczego na Euro 2008 nie wyszliśmy z grupy? Zabrakło jakości?
Wywalczyliśmy historyczny awans, lecz kiedy jedziesz na taki turniej, potrzebne ci są doświadczenie i pewność siebie. Prócz tego - trochę szczęścia. Nam go zabrakło. Jak się nazywał sędzia, który w meczu z Austrią podjął kontrowersyjną decyzję o rzucie karnym?
Howard Webb.
O, właśnie. Jeśli jesteś taką drużyną jak Polska, średniakiem, w decydującym momencie los musi się do ciebie uśmiechnąć. Zasługiwaliśmy podczas tamtego turnieju na więcej. Pamięta pan mecze eliminacyjne z Portugalią? Potrafiliśmy zremisować w Lizbonie 2:2, mając przy tym odrobinę szczęścia. Tamto spotkanie pokazało, na co nas stać. Natomiast w piłce nie zawsze dostajesz to, na co zasługujesz.
Przejdźmy do pamiętnego meczu ze Słowenią w 2009 r. Po końcowym gwizdku Grzegorz Lato zwolnił Leo Beenhakkera w wywiadzie telewizyjnym. Czy coś takiego zdarzyło się wcześniej lub później w pana karierze?
To było coś szalonego. Jak wspomniałem, Lato był moim bohaterem z MŚ 1974. Dlatego na starcie obdarzyłem go kredytem zaufania. To, co się stało, nie było dobre dla polskiej piłki. Jeśli jako prezes nie chcesz kontynuować współpracy z trenerem, masz pełne prawo się z nim rozstać. Ale nie w taki sposób. Odpowiadając na pytanie: nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego. I nadal żałuję, że tak to się potoczyło. Gdyby Lato zaczekał jeden dzień, zaprosił Leo na kawę i powiedział o swojej decyzji, wszyscy byśmy to zrozumieli. Tak działa futbol. Dzisiejszy sukces nie gwarantuje ci pracy w przyszłości.
Beenhakker grzmiał o braku szacunku.
Zgadzam się, żaden trener nie zasługuje na takie traktowanie. Widziałem, czego Leo dokonał z polską drużyną. Zrobił dla polskiego futbolu wiele dobrego. Jeśli decydujesz się pożegnać takiego człowieka, musisz okazać mu szacunek. Dotyczy to zresztą nie tylko Beenhakkera.
Pamięta pan swoją reakcję, gdy dowiedział się pan, że Beenhakker został zwolniony w wywiadzie telewizyjnym?
Nie, ale mówiąc szczerze, w futbolu przeżyłem już bardzo wiele zaskakujących chwil. Pamiętam, jak pracowaliśmy z Louisem van Gaalem w Manchesterze United. Graliśmy finał FA Cup z Crystal Palace. W przerwie meczu dostaliśmy nieoficjalną informację, że nowym menedżerem zostanie Jose Mourinho.
Od kogo przyszła?
Od osób świetnie zorientowanych w temacie. Poprzez tę historię chcę powiedzieć, że w futbolu dzieją się przeróżne rzeczy. Ale teraz pozytywny przykład - Bayern Monachium. Pod wieloma względami najlepszy klub, w jakim pracowałem. Prawdziwi dżentelmeni. Kiedy chcieli zwolnić Louisa van Gaala, zaprosili go na spotkanie i szczegółowo wyjaśnili swoją decyzję. Gdy musisz odejść przed końcem kontraktu, nigdy nie jest miło,. Ale patrząc na sam sposób rozstania, myślę: "wow, klasa". Bayern zrobił to z godnością i szacunkiem. Dokładnie tak, jak powinien. Niezależnie od tego, jak ktoś przekaże ci decyzję o zwolnieniu, musisz się z tym uporać i iść dalej. Możesz ewentualnie jedynie dodać: "panowie, następnym razem rozwiążcie to komunikacyjnie trochę inaczej".
Były dyrektor reprezentacji Polski, Jan De Zeeuw, powiedział mi po latach, że "tamten związek PZPN to był kabaret" i że "w takim układzie nie dało się normalnie funkcjonować". Uważa pan podobnie?
Mam inną perspektywę, bo w przeciwieństwie do Jana i Leo, nie miałem tak częstego kontaktu z zarządem. Dlatego nie mogę wypowiedzieć takich słów jak Jan.
W Polsce pracował pan m.in. z Wojciechem Szczęsnym. Jako specjalista zgodzi się pan, że to jeden z najlepszych bramkarzy?
Prezentuje światową klasę, tak było chociażby podczas mistrzostw świata w Katarze. Polska to ewenement, nigdy nie mieliśmy problemu z golkiperami. Sytuacja jest ciekawa, bo wiele reprezentacji napotyka tu pewne kłopoty. Niedawno to analizowałem. Niemcy mają Neuera i Ter Stegena, ale potem jest znak zapytania. Belgia? Courtois, a po nim niewiadoma. Holendrów i Anglików też to dotyczy. I bardzo wielu innych reprezentacji, tylko nie Polski. To coś niesamowitego.
Mam kontakt z trenerem Andrzejem Dawidziukiem i wiem, jak wygląda sytuacja w Polsce. Jest naprawdę dobrze. Wystarczy wspomnieć Kamila Grabarę, który broni w Kopenhadze i idzie do VfL Wolfsburg. Nie ma żadnej dziury do zasypania. W najbliższym czasie Polacy na pewno nie będą mieli problemu z obsadą bramki. To naprawdę ewenement.
Wiele osób w Polsce twierdzi, że Fabiański jest równie dobry jak Szczęsny. Dlaczego jeden z nich po Arsenalu ma w CV Romę i Juventus, a drugi - dużo mniejsze marki?
Kiedy występowali w Arsenalu, twierdziłem, że obaj są wystarczająco dobrzy, by zostać jedynką "Kanonierów" na długie lata. Tak się nie stało, ale obaj mają fantastyczną karierę. Jeśli chodzi o kluby, musi sprzyjać ci szczęście. Kiedy pracowałem w Manchesterze United i mówiło się o odejściu Davida De Gei, "Fabi" był na naszej liście. Jestem przekonany, że mógłby wykonać na Old Trafford dobrą robotę. Znałem jego klasę, charakter i byłem świadomy, co potrafi. Spokojnie mógłby grać przez kilka lat w topowym klubie.
W takim razie dlaczego Fabiański nie trafił do Manchesteru?
Wybraliśmy Sergio Romero. Świetnie radził sobie w reprezentacji Argentyny. Znałem go dobrze z występów w AZ Alkmaar. Przede wszystkim przyszedł za darmo. Był gotowy, aby zostać numerem dwa. Dyskutowaliśmy na temat obsady bramki, lecz ostateczna decyzja zawsze należy do menedżera.
Ma pan jeszcze kontakt z Beenhakkerem?
Tak, raz, dwa razy w roku. Łączyły nas bardzo bliskie zawodowe relacje. Uważam, że był wspaniałym selekcjonerem reprezentacji Polski.
Porozmawiajmy o Louisie van Gaalu, który też jest niezwykle ważną postacią w pana karierze.
Miałem niesamowite szczęście. Dorastałem w czasach, gdy Holandia zaczynała wiele znaczyć w światowym futbolu. Poznałem Rinusa Michelsa, Johana Cruyffa oraz Van Gaala. Cruyff sprowadził mnie do Ajaksu, gdy został jego trenerem. Pracowaliśmy razem 2,5 roku. Później zetknąłem się z Michelsem oraz Van Gaalem. Od tej trójki wszystko się zaczęło. W następnych latach każdy holenderski trener znajdował swój własny sposób, ale zawsze nawiązywał do ich myśli. Byli na zupełnie innym poziomie niż reszta.
Często zestawia się Van Gaala i Cruyffa jako przeciwieństwa. Pierwszy kojarzy się z żelazną dyscypliną, drugi - ze swobodą.
Jeśli chodzi o poziom rozumienia futbolu, byli tacy sami. Kiedy zaczynałem pracować z Cruyffem, byłem po kursie trenerskim. A on opowiadał mi... zupełne przeciwieństwa! Czułem się zdezorientowany. Potem zobaczyłem, że jego metody naprawdę działają. Niesamowicie inteligentny facet. Kiedy wrócił ze Stanów Zjednoczonych, powiedział, że chce mieć w każdej działce specjalistów, bo podpatrzył to u amerykańskich drużyn koszykarskich i baseballowych. Obserwował rzeczywistość, czerpał z niej.
Z kolei Van Gaal miał akademickie przygotowanie. Jest nauczycielem. Więc w obu przypadkach fundamenty ich wielkości są zupełnie inne. Ale obaj czytali grę w absolutnie wyjątkowy sposób. Początkowo myślałem, że to coś normalnego. Dopiero z perspektywy czasu mogłem dostrzec ich unikalność. Zgadzam się natomiast, że to inne osobowości. Cruyff bazował na intuicji. Louis kocha mieć wszystko zaplanowane.
Jak wspomina pan pracę z Van Gaalem podczas mundialu 2022 w sztabie Holandii? W czerwcu 2022 r. ujawnił, że walczył wówczas z rakiem prostaty.
Oczywiście jako sztab o tym wiedzieliśmy. I mieliśmy świadomość, czego od nas oczekuje, więc mógł rozdzielić zadania między mnie, Danny’ego Blinda i Edgara Davidsa. Rzecz jasna, wykonywał swoje obowiązki. Przyznaję, że była to dla nas trudna sytuacja. Co może być ważniejszego od zdrowia? Daliśmy sobie radę, bo stanowiliśmy bardzo silny zespół. I wszyscy jesteśmy pasjonatami piłki.
Odpadnięcie w ćwierćfinale z Argentyną było dużym rozczarowaniem?
Ogromnym. Kiedy jechaliśmy na mistrzostwa świata, nikt w nas nie wierzył. Mieliśmy jednak na ławce Van Gaala, co zwiększało nasze szanse na sukces. Przeciwko Argentynie przegrywaliśmy 0:2, a mimo to się podnieśliśmy. Zazwyczaj nie komentuję pracy sędziów, ale arbiter Antonio Mateu Lahoz podjął w tamtym spotkaniu kilka dyskusyjnych decyzji. Przeżywał trudne chwile. Znam go dobrze z Hiszpanii, fantastyczny człowiek. Niemniej jego wybory były kontrowersyjne.
Po meczu doszło do awantury - wściekli Argentyńczycy krzyczeli w stronę waszej ławki. Jak pan to ocenia z perspektywy czasu?
Przed spotkaniem było duże napięcie. Argentyńska prasa pisała, że Van Gaal wypowiada się o zespole Albicelestes bez szacunku, co moim zdaniem nie było prawdą (holenderski selekcjoner mówił m.in, że "chce rewanżu za mecz z 2014 r., gdy Messi prawie nie dotknął piłki").
Ale bardzo zdenerwowany Messi ruszył w waszym kierunku.
To były niezwykłe sceny. Leo był rozgorączkowany, podobnie jak Emiliano Martinez. Poznałem Messiego, kiedy miał zaledwie dwanaście lat. Tamtego wieczoru zachowywał się w nietypowy dla siebie sposób. Pewnie także dlatego, że ciążyła na nim ogromna presja. Nieustannie porównywano go w reprezentacji do Maradony. Mógł wyjść z jego cienia tylko poprzez wygranie mundialu.
Krzyczał do Van Gaala, żeby "w przyszłości tyle nie gadał!".
Tak, to było coś podobnego. Słowa nie są tu jednak najważniejsze. Jak mówiłem, był rozgorączkowany. Potem mieliśmy kontakt przez trenera bramkarzy PSG. Wiem, że nie czuł się dobrze z tym, jak się zachowywał. Publicznie przyznał później, że nie powinien przyjmować takiej postawy. Ale tłumaczę to temperaturą meczu. To najlepszy piłkarz, jakiego widziałem. W dodatku utrzymuje się na najwyższym poziomie przez tak długi czas. Jest niesamowity.
Jakie ma pan oczekiwania względem Holandii na Euro 2024?
Mogą zostać mistrzami Europy. Mają wspaniałych piłkarzy, także takich, którzy potrafią zdobyć gola z niczego. Poza tym widzieliśmy już w Katarze, że nasza reprezentacja całkiem nieźle broni. Myślę, że drużyna Koemana jest w gronie faworytów do zwycięstwa w całym turnieju.
Po meczu barażowym w Cardiff Marco van Basten mówił, że Polska nie lubi grać w piłkę i myśli tylko o obronie. Mocne słowa.
Chodzi tylko o styl. Każda drużyna ma swój własny.
Dyplomatyczna odpowiedź.
Nie chodzi o dyplomację. Styl Polaków jest kompletnie inny od modelu gry Holendrów. Zawsze chcieliśmy atakować, grać pięknie. Choć patrząc na mundiale w Brazylii i Katarze, trzeba uczciwie przyznać, że Holandia gra zupełnie inaczej niż w przeszłości. A wracając do Polski, zawsze dopasowujesz taktykę do możliwości piłkarzy i charakterystyki rywala. Van Basten patrzył z własnej perspektywy. A ja dostrzegam, jaki może być polski punkt widzenia.
Nie tylko Van Basten nie ma o Biało-Czerwonych dobrego zdania. Kiedy podczas rozmowy z Janem De Zeeuwem przypomniałem, że Polska gra swój mecz otwarcia z Holandią, przerwał mi i poprawił: "Holandia będzie grać, a Polska będzie biegać za piłką". Pan myśli podobnie?
Jak wspomniałem, Holendrzy zawsze lubią mieć piłkę, dyktować warunki gry. Pamięta pan mecz obu drużyn w Rotterdamie. Skończyło się remisem 2:2. Biało-Czerwoni potrafią być bardzo niebezpieczni. I tacy mogą się okazać w niedzielnym starciu.