Sezon 1991/92 w polskiej lidze należał do niego. Gija Guruli techniką i repertuarem zwodów zachwycał nie tylko kibiców z Bukowej, był "ozdobą" całej Ekstraklasy. Gruzin strzelał piękne gole, zaliczał asysty i nic dziwnego, że szybko trafił do lepszej ligi, do francuskiego Le Havre. Tam też na początku błyszczał, zresztą z Francją związany jest do dziś.
A jak Guruli ocenia występ swoich młodszych kolegów na niemieckich boiskach? Który nieoczywisty piłkarz z jego kadry zrobił na nim największe wrażenie? Czy Gruzja ma szanse w niedzielnym starciu z Hiszpanią? O tym Guruli opowiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Gruzja już została uznana za rewelację mistrzostw. A jakie miał pan nadzieje przed turniejem?
Gija Guruli, były piłkarz m.in. GKS Katowice, Le Havre, USL Dunkerque, były reprezentant Gruzji: Mamy bardzo zdolne pokolenie piłkarzy, którzy w wielu przypadkach znają się i grają ze sobą od 15.-16. roku życia. Są liderzy, tacy jak Kwaracchelia czy Mamardaszwili. Gruzja to dobry zespół, więc ja ich na porażkę w fazie grupowej nie skazywałem. Liczyłem na awans i to się ziściło. Natomiast to, co się wydarzyło w meczu z Portugalią i to co się wydarzyło w Gruzji po tym spotkaniu... Powiem wprost: patrząc na te obrazy, miałem łzy w oczach.
No właśnie. Co oznacza dla Gruzji zwycięstwo nad Portugalią? To tylko sport?
Myślę, że jednak coś więcej. Ta manifestacja radości w Tbilisi i innych miastach. Te samochody na ulicach, flagi. Ludzie w Gruzji ostatnio przestali mówić o polityce, teraz wszyscy mówią o futbolu i o naszej reprezentacji. To wielkie zwycięstwo również na tym polu. Niech więc to trwa jak najdłużej.
O liderach reprezentacji Gruzji pan wspomniał. A jest jakiś cichy bohater w tym zespole?
Według mnie tak. Zachwycił mnie Giorgi Koczioraszwili. Po raz pierwszy widzę go w akcji w dłuższym aspekcie czasowym. Co to jest za piłkarz! Jeszcze niedawno grał w czwartej lidze hiszpańskiej, a tu taka forma teraz. Jest jak pitbull. Agresywny, dynamiczny, zadziorny. Dobry technicznie, ale i silny. Jak dla mnie prezentuje się fantastycznie.
Wygrana z Portugalią to największy sukces w historii reprezentacji Gruzji?
Na tym poziomie jeszcze nigdy nie graliśmy, więc na pewno tak. Natomiast, jeśli chodzi o pojedyncze mecze, to Gruzja w przeszłości też miewała już swoje chwile chwały. Potrafiliśmy na przykład pokonać Walię 5:0 w eliminacjach EURO, to było w 1994 roku. Albo pokonać Bułgarię 5:2 w Lidze Narodów, całkiem niedawno. Natomiast jeszcze raz: nigdy nie graliśmy na takim poziomie jak finały EURO, więc spokojnie możemy to uznać za największy sukces. Awans do 1/8 to ogromna sprawa dla Gruzji.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Mecz z Francją nie przekonał go. "Boje się"
To jeszcze inaczej: obecne pokolenie jest najlepsze w waszej historii?
Gruzja z lat dziewięćdziesiątych też miała dobry zespół, super piłkarzy. Temur Kecbaja, Kacha Kaładze, Szota Arweładze, Giorki Kinkladze. Wystarczy sobie przypomnieć w jakich klubach grali. AC Milan, Ajax, Manchester City. To też była dobra kadra, ale wtedy o awans na EURO było trudniej. Od pewnego czasu te drzwi na wielkie turnieje są mocniej uchylone i chwała drużynie za to, że z tego skorzystała.
A jaką rolę odegrał w tym sukcecie trener Willy Sagnol?
Według mnie po tym co go spotkało we Francji miał dodatkową motywację. Zapytano mnie nawet o niego w kontekście pracy z reprezentacją Gruzji. Mieszkam we Francji, więc znam dobrze to środowisko. I wiedziałem, że Sagnol to może być dobry wybór. Że będzie chciał coś Francuzom udowodnić.
Ale co ma pan na myśli?
Kiedy Sagnol był trenerem Bordeaux, w pewnym momencie niektórzy oskarżyli go o rasizm. Po wywiadzie dla regionalnej gazety wybuchła burza. Sagnol wypowiedział się wtedy o czarnoskórych piłkarzach, mówił między innymi o tym, że nie chce ich zbyt wielu w swoim zespole, bo co dwa lata jest Puchar Narodów Afryki i nie podobałoby mu się, gdyby w trakcie sezonu pół drużyny wyjechało mu na turniej. Niektórzy rozpętali z tego wielką awanturę. Tyle że w mojej ocenie to nie był żaden rasizm, a stwierdzenie faktu.
Przed Gruzją mecz z Hiszpanią. Nie ma wątpliwości, kto jest wielkim faworytem.
Tak. Ale jeśli mnie zapytasz na kogo stawiam, to powiem, że awansuje Gruzja.
Optymistycznie.
Inaczej nie ma sensu do tego podchodzić. Najwięcej do wygrania jest w głowie. Gruzja powinna wyjść na boisko tak jak na Portugalię. Z wielkim głodem wyszarpania zwycięstwa, z wiarą. Jeśli postawa chłopaków przeciw Hiszpanii będzie taka sama, to uważam, że i ten mecz możemy wygrać.
W Polsce wiele osób kibicuje waszej reprezentacji. Pan zresztą ma z naszego kraju bardzo dobre wspomnienia.
Dokładnie. Wciąż mówię po polsku, choć wiele lat już minęło. Spędziłem fantastyczny czas w GKS Katowice. Mieliśmy super zespół, na boisku i poza nim. Do tej pory mam kontakt z niektórymi chłopakami. A wszystko zaczęło się od tego, że moje Dinamo Tbilisi grało sparing z GKS. Wygraliśmy 2:0, po dwóch moich bramkach. Działacze z Katowic już wtedy chcieli mnie zatrzymać, ale Dinamo walczyło o mistrzostwo i Puchar Gruzji i trener się nie zgodził. A ja byłem wtedy ważnym zawodnikiem. Zagrałem w lidze 25 meczów, strzeliłem 23 gole.
Co się jednak odwlecze...
Niedługo potem uszkodziłem łąkotkę i nie grałem. A wtedy GKS przyleciał do Tbilisi, na mini turniej piłkarski. I działacze z Katowic zaczęli pytać, gdzie jest Guruli. Kiedy dowiedzieli się o moim urazie, wcale nie zrezygnowali. Zorganizowali mój przylot do Polski i natychmiastowy zabieg w Piekarach Śląskich, u doktora Widuchowskiego. To było w grudniu. Niestety, przed sezonem graliśmy sparing na śniegu, poślizgnąłem się i "poszło" kolano. Byłem załamany, chciałem wracać do Gruzji. Ale Marian Dziurowicz, wielki prezes, powiedział, że nigdzie się nie ruszam. Wróciłem do gry pod koniec sezonu, ale następny już należał do mnie.
No właśnie. Piotr Świerczewski powiedział w wywiadzie dla Weszło, że pokazywał pan wtedy sztuczki, jakich piłkarze GKS jeszcze nie widzieli. Rzucił hasło, że był pan takim ich Ronaldinho.
Piotrek... Dobry chłopak, jego brat Marek też. A co do tego sezonu, to tak, dobrze mi się grało. 10 bramek wtedy w lidze strzeliłem.
Pamiętam taki mecz, w którym strzelił pan piękną bramkę z rzutu wolnego. Dziennik "Sport" dał wtedy tytuł "Platini z Bukowej".
Tak, to był mecz, w którym strzeliłem dwa gole z rzutów wolnych. Natomiast za najlepsze spotkanie w barwach GKS Katowice uważam to przeciwko Legii Warszawa. Wygraliśmy wtedy 4:2. Wprawdzie nie strzeliłem gola, ale grało mi się bardzo dobrze. Z GKS zdobyłem Puchar Polski, wicemistrzostwo Polski. Jest co wspominać.
Z Katowic trafił pan do Francji, do Le Havre. I pierwszy sezon był znakomity.
Tak. Strzeliłem dziewięć goli w Ligue 1, uznano mnie za jedną z rewelacji ligi. Za trenera Pierre'a Mankowskiego grało mi się znakomicie. Potem jednak zmienił się szkoleniowiec, a nowy sprowadził dwóch swoich napastników. I dobre czasy dla mnie się skończyły, odszedłem do Dunkierki. Zresztą, wtedy też byłem kontuzjowany, naderwałem mięsień. Ale w Dunkierce mi zaufali. A dziś też jestem w tym klubie, pracuję jako trener grup młodzieżowych, szkolę też napastników.
To na koniec jeszcze raz słówko o GieKSie. Klub po 19 latach wrócił do Ekstraklasy.
Jestem dumny, że GKS znów zagra w najwyższej lidze. To wspaniałe. Mam nadzieję, że mój były klub będzie zajmował jak najlepsze miejsca i że dorzuci do tego pucharowe trofea. Tak jak to już kiedyś bywało.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty