"Manchester City znalazł następcę Leroy'a Sane. W mediach roi się od spekulacji, że do zespołu Pepa Guardioli dołączy Mikel Oyarzabal z Realu Sociedad", "Liverpool zarzucił sieci na Oyarzabala, ponieważ uważa, że może być on następnym Davidem Silvą" - to tylko przykładowe nagłówki, które na przestrzeni lat pojawiały się w mediach, w kwestii transferu Mikela Oyarzabala.
Transferu, który nigdy nie doszedł do skutku, choć kusili go najwięksi. 27-latek zawsze pozostawał jednak wierny Realowi Sociedad. Klubowi, którego fanem jest od dzieciństwa.
- Kocha Real od małego. Ma nawet zdjęcia z siostrą w koszulce Sociedad - zdradził w jednym z wywiadów Igor Arriaga, pierwszy trener Oyarzabala z czasów jego gry.... w Eibarze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
Coś, czego nie ma nigdzie indziej
Oyarzabal na świat przyszedł bowiem właśnie w tym oddalonym o 60 kilometrów od San Sebastian mieście i to w nim zaczął swoją przygodę z futbolem. Do ukochanego klubu przeniósł się w wieku 14 lat.
- Najtrudniejsze były dojazdy. Na treningi dojeżdżałem taksówką, co zabierało mi sporo czasu. Dzięki dobrej organizacji wszystko jednak się udało – wspominał swoje początki Oyarzabal.
Nie było bowiem takiej siły, która powstrzymałaby Mikela przed spełnieniem marzeń i grą w ukochanych barwach. Ani gdy był nastolatkiem, ani później, gdy biły się o niego największe potęgi z prowadzonym przez Pepa Guardiolę Manchesterem City na czele.
Najwięcej emocji wzbudził jednak jego niedoszły transfer do Athleticu Bilbao.
- Ta decyzja oznacza zaangażowanie, dumę i miłość do barw. Mikel pokazał, że nie wszystko w dzisiejszym futbolu rozwiązuje się poprzez wyłożenie milionów na stół - komentował decyzję Oyarzabala burmistrz San Sebastian, Eneko Goia.
Była to odpowiedź na wcześniejsze ataki pod adresem Oyarzabala ze strony innego hiszpańskiego polityka, wspierającego Athletic, który stwierdził, że "to całe szczęście, że Oyarzabal powiedział jego klubowi 'nie', a gdy kiedyś odezwie się do niego Real Madryt, to na pewno porzuci swoje wartości".
Jak widać, mimo licznych pokus, przez lata nie porzucił.
- Jest coś, co istnieje w bardzo niewielu miejscach, a być może w żadnym innym. To coś, co musimy pielęgnować. Kiedy tu przychodzisz, widzisz co starsi robią, aby to podtrzymać, a w miarę upływu lat nadchodzi i twoja kolej, aby nieść to świadectwo - wyjaśniał Oyarzabal.
- Uważam, że atmosfera pracy tutaj jest bardzo ważna. Ja, jak i zdecydowana większość z nas, którzy przyjeżdżają do Zubiety, robimy to z entuzjazmem, nie dbając o to, jak długo będziemy tu pracować. Kiedy jesteś z ludźmi, z którymi dobrze się bawisz, z którymi masz dobre relacje, wszystko jest łatwiejsze - dodawał na temat atmosfery panującej w San Sebastian.
"Czegoś takiego nie życzę nikomu"
Wierność klubowi ma jednak swoją cenę. Gdyby kilka lat temu Oyarzabal zdecydował się przenieść do któregoś z gigantów Premier League czy Serie A, dziś mógłby być wymieniany jednych tchem obok najlepszych skrzydłowych świata, walcząc o triumf w europejskich pucharach. Zamiast tego rokrocznie bije się w La Lidze o to, by w ogóle móc wystąpić w Lidze Mistrzów, co, zresztą jak dotąd, udało mu się raz.
Teraz jednak wreszcie to on jest na ustach wszystkich. Nie Lamine Yamal, Rodri czy Nico Williams. To właśnie Mikel Oyarzabal stał się bohaterem Hiszpanii, zapewniając jej triumf w finale mistrzostw Europy swoim trafieniem na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem Francois Letexiera.
"Jest kapitanem drużyny swojego życia... Realu Sociedad. A w takich drużynach dojście do reprezentacji kosztuje dwa razy więcej niż w innych. Dzisiaj sprawił jednak, że byliśmy wzruszeni i przeszedł do historii całego kraju, a nazywa się Mikel Oyarzabal" - napisał na Twitterze popularny hiszpański dziennikarz Cristobal Soria.
A warto pamiętać, że droga Oyarzabala do Euro wcale nie była łatwa i przyjemna. Z ostatniego mundialu wyeliminowała go bowiem bardzo poważna kontuzja - zerwanie więzadła krzyżowego - która wykluczyła go z gry na blisko rok. Tak naprawdę do reprezentacji zaczął wracać dopiero pod koniec eliminacji do Euro.
- Nie wiem, czy jestem wciąż tym samym zawodnikiem. Na wszystko patrzysz z innej perspektywy. Prawdą jest, że głowa pracuje inaczej. Przeszedłem przez kilka miesięcy przez coś, czego nikomu nie życzę - mówił wracając po kontuzji w rozmowie z Relevo.
Najważniejsze jednak, że pozostał równie skuteczny, jeżeli chodzi o boisko. Miniony sezon zakończył z 14 golami 3 asystami w 44 meczach Realu Sociedad, co dało podstawy Luisowi de la Fuente, by zabrać go na Euro do Niemiec.
Zresztą obecny selekcjoner "La Furia Roja" nie potrzebował też specjalnych argumentów, bowiem Oyarzabala zna doskonale jeszcze z czasów pracy z młodzieżowymi reprezentacjami, gdzie bohater Realu Sociedad zawsze stawiany był przez niego w kluczowej roli.
I nawet jeżeli teraz stał się postacią drugoplanową, to ostatecznie to właśnie on zapewnił de la Fuente największy triumf w karierze.
Czytaj także:
- Anglik może trafić do Atletico
- De la Fuente broni Mbappe