KGHM Zagłębie Lubin prowadzone przez trenera Franciszka Smudę przegrało w piątek z Lechem Poznań, w którym to klubie poprzednio pracował popularny "Franz". - Mieliśmy swoje szanse, Lech też je miał. Myślę, że kibicom mecz mógł się podobać. Była walka. Na pewno w drugiej połowie zagraliśmy odważniej niż w pierwszej i Lech przez to stworzył sobie dwie, trzy stuprocentowe sytuacje. My przy odrobinie szczęścia też mogliśmy pokusić się o bramkę. Niestety to się nie udało i trzeba grać dalej - powiedział po meczu kapitan lubinian.
Niektóre decyzje sędziego piątkowych zawodów wywołały sporo emocji na trybunach Dialog Areny. Tym razem obejdzie się jednak bez specjalnego pisma do PZPN-u. - Nie będzie żadnego pisma. Gra zrobiła się tak szybka, że sędziowie też są ludźmi. Też popełniają błędy tak jak i my - zawodnicy. Nie trzeba robić żadnych sensacji. Nie było żadnych złośliwości. Czy kartki są zasłużone to trzeba obejrzeć, ale żadnych protestów z mojej strony nie ma. Na boisku są emocje i czasami one biorą górę - tłumaczył arbitra Michał Stasiak.
Lubinianie przed przerwą zimową rozegrają jeszcze dwie potyczki. Miedziowi mają wymagających rywali. - Zostały nam dwa spotkania - z Legią i Wisłą. Trzeba zrobić wszystko, żeby zagrać tak konsekwentnie i tak ambitnie jak przeciwko Lechowi. Na pewno jest szansa, żeby w tych pojedynkach zdobyć jakieś punkty - zaznaczył kapitan lubinian. - Zostały nam dwa spotkania z trenerem Smudą i zrobimy wszystko, żeby je zakończyć z dorobkiem punktowym - dodał.
Lechici w meczu z Zagłębiem stworzyli sobie kilka okazji, ale gol padł wtedy, gdy nikt się go nie spodziewał. - Przez dwie minuty brakło Mateusza Bartczaka i Lech zdobył wtedy gola. Taka jest piłka, że brak koncentracji przez dwie minuty grozi tym, że można później sobie pluć w twarz, że taki błąd się zrobiło. Teraz już nic nie zrobimy, trzeba wyciągnąć wnioski, żeby w tych następnych dwóch meczach takich błędów nie popełniać - zakończył Michał Stasiak.