W ostatnim czasie ponownie głośno zrobiło się o dwóch dyplomach z pedagogiki, które Robert Lewandowski miał uzyskać w Wyższej Szkole Edukacji Zdrowotnej i Nauk Społecznych (WSEZiNS) w Łodzi. To uczelnia podejrzewana o pomaganie sportowcom w zdobywaniu tytułów naukowych w nielegalny sposób.
"Robert Lewandowski kupił dyplom w prywatnej uczelni w Łodzi. Piszę to z całą odpowiedzialnością, bo 'zdał' u mnie dwa egzaminy. O wszystkim dowiedziałam się w czasie przesłuchania jako świadek w tej obrzydliwej sprawie" - napisała na swoim oficjalnym koncie na portalu X dr Barbara Mrozińska, socjolożka z Łodzi.
WP SportoweFakty uzyskały natomiast komentarz z otoczenia "Lewego" dotyczący tej sprawy. - Na tym etapie możemy tylko potwierdzić, że otrzymaliśmy informację od Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, że Robert Lewandowski będzie przesłuchany w charakterze świadka w sprawie. Jesteśmy na etapie ustalania terminu i chcemy, aby stało się to w miarę możliwości szybko. Po przesłuchaniu będziemy mogli się szerzej wypowiedzieć - przekazano nam (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro": Arabia Saudyjska kusi Marciniaka. Oto, co doradzają mu eksperci
O sprawie zrobiło się głośno nie tylko w naszym kraju, ale także za granicą. Na rosyjskim portalu Sport-Express.ru powstał specjalny artykuł, który dotyczy sprawy Lewandowskiego. Warto jednak podkreślić, że pojawiły się w nim nieprawdziwe informacje.
"Lewandowski kupił dwa dyplomy? Stał się oskarżonym w zakrojonym na szeroką skalę śledztwie" - brzmi tytuł artykułu.
Tymczasem kapitan reprezentacji Polski we wspomnianej sprawie nie został oskarżonym, a będzie zeznawał w charakterze świadka. To podkreśliło już środowisko 35-letniego napastnika. W dodatku Rosjanie pomylili nazwę placówki, o której jest mowa.
"Wieści o dwóch dyplomach Lewandowskiego z Uniwersytetu Łódzkiego (chodzi o Wyższą Szkołę Edukacji Zdrowotnej i Nauk Społecznych - przyp. red.) wyszły na jaw podczas zakrojonego na szeroką skalę śledztwa policji. O świadectwach nie wiedzieli nawet wykładowcy uczelni. Przez kilka lat służby organów ścigania prowadziły sprawę handlu dyplomami na dwóch prywatnych uczelniach, w wyniku której aresztowali niejakiego Zbigniewa D., który w jednej pełnił funkcję rektora, a w drugiej stanowisko to piastowała jego żona. Mężczyzna był w przeszłości piłkarzem" - czytamy w treści artykułu.
Rosjanie podkreślili również, że śledztwo toczy się od ponad pięciu lat, a domniemamy udział Lewandowskiego wyszedł na jaw teraz. Dodali także, że policja nie skontaktowała się z piłkarzem, który sam nie odniósł się do sprawy.
Przeczytaj także:
"Nie tylko Lewandowski". Boniek dolał oliwy do ognia