Niedosyt w Lechii po meczu z mistrzem Polski. "To najbardziej boli"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Szymon Grabowski
PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Szymon Grabowski
zdjęcie autora artykułu

Duży niedosyt panował w Lechii Gdańsk po meczu z Jagiellonią Białystok. Beniaminek był blisko zwycięstwa, ale przez przez nieskuteczność i kolejne błędy w defensywie ostatecznie przegrał z mistrzem Polski 2:3. Bałagan był jednak nie tylko na boisku.

Mimo iż Lechia Gdańsk była po dwóch zwycięstwach z rzędu, to przed meczem w Białymstoku raczej mało kto wierzył, że zespół Szymona Grabowskiego będzie w stanie nawiązać równorzędną walkę z Jagiellonią. I to nawet pomimo faktu, że mistrzowie Polski są w ostatnich tygodniach w lekkim dołku.

Ale na boisku nie było widać, kto parę miesięcy temu cieszył się z mistrzostwa, a kto dopiero awansował do tej ligi. Lechia szybko straciła gola, natomiast później weszła na wysokie obroty, momentalnie odrobiła straty, w drugiej połowie dorzuciła kolejną bramkę. Były okazje do podwyższenia rezultatu, jednak gdańszczanie byli nieskuteczni. I finalnie Jagiellonia to wykorzystała, strzeliła dwa gole w cztery minuty i Lechia została z niczym.

- Mogę podsumować to spotkanie dwoma słowami: duży niedosyt. Nie wywozimy z Białegostoku nawet punktu. Byliśmy blisko jednego, a mogliśmy powalczyć nawet o trzy - mówił trener Grabowski na konferencji prasowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie

- Mieliśmy w tym meczu momenty. Na początku słabszy, bo źle weszliśmy w pierwszą połowę, nie tak, jak chcieliśmy i Jagiellonia dość łatwo rozgrywała piłkę. Następnie zaczęliśmy wyglądać dobrze i bardzo dobrze. Byłem wręcz dumny z zespołu, jak budowaliśmy akcje ofensywne. Byłem bardzo zadowolony z reakcji na straconego gola. Wydawało się, że dobrze to wszystko funkcjonuje, w drugiej połowie zdobyliśmy bramkę na 2:1 i przytrafiły nam się słabsze momenty. To lekcja dla nas, że musimy być mądrzejsi, eliminować proste straty, ale też wykorzystywać sytuacje, które mamy - komentował trener Lechii.

W 72. minucie Jagiellonia wyrównała, a w 76. była już na prowadzeniu. Przy obu straconych golach palce maczał Bujar Pllana - najpierw się spóźnił z interwencją, a następnie sprokurował rzut karny.

- To najbardziej nas boli, bo znowu w bardzo łatwy sposób tracimy bramki i niestety przegrywamy. Niemniej gratuluję zespołowi, bo przed spotkaniem byliśmy skazywani na gładką porażkę. Postawiliśmy się mistrzowi Polski, ale na tę chwilę jest to za mało, by wywieźć stąd punkty - przyznał trener Grabowski.

Zresztą, w Lechii bałagan panuje nie tylko na boisku - do Białegostoku nie udał się bowiem nikt z biura prasowego. Zabrakło nawet rzecznika prasowego, a ma oczywiście związek z kwestiami finansowo-organizacyjnymi. Takie sytuacje raczej nie powinny się zdarzać, szczególnie biorąc pod uwagę, że mówimy o klubie z Ekstraklasy.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty