Krzysztof Nowak: GKS ma zdobyć mistrzostwo Polski

PAP / Jarek Praszkiewicz / Na zdjęciu: Krzysztof Nowak, prezes GKS-u Katowice
PAP / Jarek Praszkiewicz / Na zdjęciu: Krzysztof Nowak, prezes GKS-u Katowice

- Mamy zdobyć kiedyś z GKS-em mistrzostwo Polski. To wielki klub i musi mierzyć jak najwyżej. Na nowy stadion mają przyjeżdżać najlepsze drużyny z Europy - mówi "Piłce Nożnej" Krzysztof Nowak, prezes GKS-u Katowice.

W tym artykule dowiesz się o:

Po niespełna roku jego prezesury w GKS-ie Katowice dokonał tego co nie udawało mu się wcześniej przez osiemnaście lat - wrócił do PKO Ekstraklasy. Krzysztof Nowak chce, by klub rozwijał się równie dynamicznie jak czynią to Katowice. Wierzy, że beniaminek skończy sezon w górnej połowie tabeli.

Jarosław Tomczyk, "Piłka Nożna": Ma pan szczęście w życiu?

Krzysztof Nowak, prezes GKS Katowice: Tak. Kiedy przychodziłem do GKS-u, mówiłem współpracownikom, że jestem dzieckiem szczęścia, ale samo szczęście to za mało, trzeba mu pomagać. Na sukces, który odnieśliśmy, złożyło się bardzo wiele czynników, przede wszystkim praca i przemyślane działania.

Napoleon, dobierając generałów, kierował się ponoć właśnie tym czy mają szczęście.

Nie wiem, czy tą maksymą kierował się prezydent Katowic Marcin Krupa, proponując mi objęcie stanowiska prezesa GKS-u, ale że szczęście mam wiedział, bo od 2010 roku byłem dyrektorem AZS AWF Katowice. Prezydent znał też moje umiejętności i sposób działania, wiedział, że coś potrafię. Szereg decyzji, jakie tam podejmowaliśmy, a które doprowadziły nas na sportowy szczyt, było mu znanych. Propozycja prezesury w GKS-ie była jednak dla mnie totalnym zaskoczeniem. Cztery dni się zastanawiałem, czy ją przyjąć.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie

W piłce jest pan człowiekiem nowym, ale w sporcie zjadł zęby.

No tak, z Akademią Wychowania Fizycznego w Katowicach byłem związany ponad trzydzieści lat, od 1987 roku. Najpierw jako student, potem nauczyciel akademicki, asystent rektora, dyrektor jego biura, dyrektor administracyjny, no i wspomniany dyrektor AZS AWF. To ostatnie dało mi największą satysfakcję, bo w tym czasie zdobyliśmy 10 medali olimpijskich, prawie sto medali mistrzostw świata i Europy i przez kilka lat byliśmy najlepszym klubem wielosekcyjnym w Polsce. Anita Włodarczyk, Justyna Święty, Justyna Kowalczyk, Karol Zalewski, Ewa Swoboda, znanych nazwisk naszych zawodników mogę wymienić jeszcze wiele. Mówiło się o nas, że stworzyliśmy dream team.

Specyfika klubu akademickiego jest chyba jednak zupełnie inna niż piłkarskiego?

Oczywiście, dlatego musiałem się bardzo szybko przestawić. To przede wszystkim kwestia oczekiwań, zupełnie innych uwarunkowań. AZS AWF to stowarzyszenie opierające się o uczelnię wyższą. Nie było w nim presji kibiców. Jeśli Justyna Święty będąc faworytką do złota zdobywała tylko brąz nie pojawiał się hejt. Poziom emocji był zupełnie inny niż ten, z którym zetknąłem się w GKS-ie. Tu są niesamowite oczekiwania kibiców. Nie jest tak, że się przychodzi podpisać kilka umów, faktur i popatrzeć na mecz. Cały czas się tego uczę, czytam książki Fergusona, Guardioli, z "Piłki Nożnej", tygodnika mojej młodości, też chcę czerpać wiedzę. Na razie wychodzi.

Jeszcze do niedawna godził pan pracę na AWF-ie z funkcją prezesa, jak to się udawało?

Było bardzo trudne, ale to był mój jedyny warunek, przyjmując propozycję prezydenta, żebym mógł spróbować połączyć obie funkcje. Szybko na uczelni przeszedłem na pół etatu. Rano jechałem na AWF-ie, w południe do klubu, i równie szybko zrozumiałem, że będąc odpowiedzialnym, tak się nie da. Wiedziałem, że muszę zostawić mój ukochany AWF. Teraz, jak mówią na Śląsku, ino GieKSa.

Wejście do GieKSy miał pan trudne, odwołany prezes Marek Szczerbowski nie mógł się rozstać z klubem.

Nie tylko dla mnie, ale i większości środowiska było to dość szokujące. Któregoś dnia przyjechałem do klubu wcześniej niż miałem w zwyczaju i dowiedziałem się, że były prezes w szatni rozmawia z zawodnikami. Było emocjonalnie, ale musiałem zareagować stanowczo. Nie można było inaczej. Nie deprecjonuję, że prezes Szczerbowski włożył w klub bardzo dużo pracy, uporządkował wiele spraw, ale tu przekroczył granicę. Tak się nie robi. Ja kiedy odszedłem z AZS AWF to odszedłem i się nie wtrącam.

Szczerbowskiego odwołano, bo wszedł w ostry konflikt z kibicami.

Sport robi się dla ludzi. Musiałem bardzo szybko reagować na to, co zastałem. Wiedziałem, że muszę budować mosty. Mecze gra się dla kibiców, są niesamowicie ważnym elementem klubu. Zdaję sobie sprawę, że są różni, ale jestem otwartym człowiekiem, lubię ludzi. Komunikuję się z kibicami także przez media społecznościowe.

Krzysztof Nowak (L) i Rafał Górak (P) po awansie GKS-u Katowice do Ekstraklasy / fot. PAP/Jarek Praszkiewicz
Krzysztof Nowak (L) i Rafał Górak (P) po awansie GKS-u Katowice do Ekstraklasy / fot. PAP/Jarek Praszkiewicz

No i spotkał się pan też z nimi w jednym z domów kultury i dostał mocno po uszach.

Z dobrej woli poszedłem na to spotkanie, bo staram się rozmawiać ze wszystkimi, bez względu na ich wykształcenie, czy pochodzenie. Nie dzielę ludzi nalepszych, gorszych, bogatych, biednych. Szukam tego co dobre, staram się postępować zgodnie z dewizą Antoniego Słonimskiego, która mówi, że jeśli nie wiesz jak się zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie. Chciałem się spotkać iwytłumaczyć parę rzeczy gdy po połowie rundy jesiennej zespół wpadł wkryzys. Zostałem nagrany, puszczono to weter. A że staram się być szczery, to za to też płacę. Ale nie żałuję tego spotkania, bo to był moment gdy coś się zaczęło w GKS-ie dziać.

Zwolnienia Rafała Góraka oczekiwano wtedy powszechnie.

Już w lecie 2023 roku wszyscy się spodziewali, że przyjdzie Nowak i zacznie robić czystki, a najważniejszą miało być zwolnienie Góraka. A ja się z nim wtedy spotkałem, z półtorej godziny chodziliśmy wokół boisk treningowych i wówczas zadałem sobie pytanie, za co ja mam tego człowieka zwalniać? Bo kibice krzyczą, żeby pakował walizki? Przecież on wykonał wszystkie stawiane przed nim zadania. Powiedziałem mu, że chcę by tę drużynę dalej prowadził. Spełniłem jego oczekiwania. Doszło do spotkania trenera i rady drużyny z kibicami, padło wiele mocnych słów, jako moderator wyszedłem z niego mokry, ale sezon zaczęliśmy znakomicie. Po połowie rundy zaczęła się zapaść. Po ostatnim meczu jesienią, wygranym z Chrobrym 4:1, powiedziałem jednak, że żadnych zmian nie robimy. Przetrwaliśmy olbrzymi kryzys, a jaka była wiosna, wszyscy wiemy.

Ale prowadził pan rozmowy z Marcinem Broszem, Jarosławem Skrobaczem...

Teraz wszyscy są mądrzy, mamy bardzo dobre relacje, kibice przeprosili trenera Góraka, ale w grudniu 2023 tak miło nie było. Musiałem być przygotowany na różne scenariusze. Trener Brosz dał mi od razu do zrozumienia, że nie przyjdzie do Katowic. Ale rozmawiałem z nim chyba trzy razy, bo ma niesamowitą wiedzę o piłce, a że w przeszłości też był związany z AWF, to było nam łatwo. Jestem mu niezwykle wdzięczny za te rozmowy, bo się od niego wiele nauczyłem. Z trenerem Skrobaczem też rozmawiałem. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, by posiąść wiedzę o piłce, bo wcześniej zarządzałem lekkoatletyką, biegami narciarskimi, szermierką itd. Najważniejszą rozmowę odbyłem jednak wtedy z Rafałem Górakiem. Jak dorośli mężczyźni wszystko sobie wyjaśniliśmy i uznaliśmy, że razem pracujemy dla dobra GKS-u.

Przychodząc do klubu, powiedział pan, że przyszedł przede wszystkim pilnować budżetu.

Szanuję to zadanie otrzymane od szefów miasta. Bardzo dobrze i skutecznie wywiązywał się z niego Marek Szczerbowski i ja robię to samo. Poprzedni rok zamknęliśmy ponad dwoma milionami na plusie. Generalnie budżet czterosekcyjnego klubu to około 43 miliony, z tego na piłkarzy około 20, na piłkarki, u których widzę największą przestrzeń do rozwoju, niecałe dwa. Jestem od tego, żeby to scalać, spinać budżet i na czas wypłacać pieniądze. Byłem bardzo dumny, że tuż przed rozpoczęciem sezonu zapłaciłem premie obiecane za awans do Ekstraklasy przez prezydenta Krupę, choć te pieniądze do klubu mam dopiero dostać. Płacimy na czas, piłkarze o kwestie finansowe martwić się nie muszą. To jest rola prezesa. Dbam o wszystkie sekcje, ale wiadomo, że największą popularnością i zainteresowaniem cieszą się piłkarze.

Ile czasu panu zajmują?

Każdej sekcji staram się poświęcić odpowiednią ilość czasu. Piłkarki i hokeiści to przecież aktualni medaliści mistrzostw Polski, a siatkarze grają w najsilniejszej lidze świata.

Jak mocno wchodzi pan w kwestie stricte sportowe?

Nie będę udawał, że przychodząc w wieku 55 lat do piłki nożnej, będę oceniał i dobierał obrońców, wahadłowych czy bramkarza. To nie moja rola. Odpowiada za to dyrektor sportowy z trenerem. Kiedy skończył się kontrakt Roberta Góralczyka, dzisiaj asystenta trenera Michała Probierza w reprezentacji, nie robiłem rewolucji. Mianowałem na stanowisko dyrektora sportowego jego prawą rękę Dawida Dubasa, młodego człowieka, również absolwenta AWF i kursu dyrektorów sportowych PZPN, który ma niewiarygodną wiedzę o futbolu. Oceniam jego pracę bardzo wysoko, nazwisko ma może jeszcze nie tak znane, ale myślę, że będzie kiedyś wybitną postacią polskiej piłki. W olbrzymim stopniu wpływa na to, co dzieje się w sekcji. Dubas z Górakiem znakomicie się uzupełniają i to jest nasza wielka siła.

O ocenę ekstraklasowych początków muszę jednak zapytać. Po ćwierci sezonu GKS więcej punktów zdobył czy stracił?

Graliśmy jak równy z równym z Rakowem, przegraliśmy. Z Widzewem byłem przekonany, że mamy trzy punkty, mamy jeden. W Lubinie, prowadząc grę, też straciliśmy bramkę w samej końcówce. Trener Myśliwiec powiedział, że GKS to taka boiskowa "banda zakapiorów". Tak, jesteśmy agresywni, waleczni i może to powoduje, że w końcówkach brakuje nam sił, a może spada koncentracja? Szkoda tych punktów, bo w tabeli bylibyśmy bardzo wysoko, życie piłkarskie nas trochę karze, ale wierzę, że odda, co zabrało. Jak będziemy tak grać, to wyniki będą, tak jak w wygranym meczu z Jagiellonią, mistrzem Polski. Nie odpuścimy nikomu i nikogo w tej lidze nie mamy prawa się bać. Nas się znakomicie ogląda, jest w tym pomysł, wierzę w mój zespół i myślę, że sprawimy jeszcze wiele niespodzianek.

Podczas gali 60-lecia GKS-umówił pan odważnie, że marzy o mistrzostwie Polski piłkarzy. Czy w ramach spółki miejskiej z ograniczonym budżetem jest to możliwe?

Czy inwestor prywatny powinien zaangażować się mocniej w GKS, to pytanie do właścicieli. Znam swoje miejsce w szeregu i tu się nie wychylę. Wierzę, że w strukturze, w jakiej jesteśmy, możemy powalczyć o tytuł. GKS musi się wpisać w Katowice, znakomicie się rozwijające jako miasto. Tu się naprawdę dzieje. Nie wiem, czy jakiekolwiek miasto w Polsce zmienia się tak szybko jak Katowice. Mając tak stabilne wsparcie w dotacji miejskiej, nie chcę ciągle przychodzić i prosić o więcej. Tak się nie da. Mam pomysł i koncepcję, jak budować nowoczesny klub na miarę europejską. Nowy stadion, awans do Ekstraklasy to bodziec do przyciągnięcia biznesu, który nie będzie się wstydził, a będzie chciał być zGKS-em. Chciałbym, żeby na nowym stadionie było centrum biznesu sportowego Katowic. Ostatnio, gdy miałem zaszczyt odbierać dla GKS-u tytuł zasłużonego dla miasta Katowice, prezydent Krupa powiedział, że skoro w końcu awansowaliśmy do Ekstraklasy, to nie po to, by tylko w niej trwać. Mamy zdobyć kiedyś z GKS-em mistrzostwo Polski. To jest wielki klub, z piękną historią i musi mierzyć jak najwyżej. Na nowy stadion mają przyjeżdżać najlepsze drużyny z Europy, ja się tego nie boję.

Rzuca pan rękawicę prezesowi Dziurowiczowi?

Nie myśląc o sobie, powiedziałem też na wspomnianej gali, że GKS zasługuje by wykreować osobę, która zmierzy się z legendą Mariana Dziurowicza. Czy to będę ja, czy inny prezes? Nie wiem. Moja pierwsza kadencja kończy się w czerwcu 2025. Prezydent zdecyduje. czy przedłuży tę misję na kolejne cztery lata.

To gdzie na koniec tej pańskiej pierwszej kadencji będą piłkarze GKS-u?

Mam nadzieję, że w górnej połowie tabeli Ekstraklasy.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty