Wojciech Szczęsny w pewnym momencie stracił cierpliwość, gdy po głośnym rozstaniu z Juventusem nie wpłynęła do niego satysfakcjonująca propozycja. Ogłaszając zawieszenie butów na kołku, podkreślał, że czuje się wypalony i chce w większym stopniu poświęcić się rodzinie.
Wtedy bramkarz nie mógł przewidzieć zbiegu okoliczności, który sprawi, że zgłosi się po niego FC Barcelona. Przedstawiciele katalońskiego klubu nie musieli długo namawiać bramkarza, by dołączył do Roberta Lewandowskiego.
To była oferta "nie do odrzucenia". Takim klubom jak FC Barcelona czy Real Madryt najzwyczajniej w świecie się nie odmawia. Szczęsny miał świadomość, ze transfer do "Blaugrany" wiąże się z dużym prestiżem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie
Decyzja Szczęsnego o reaktywacji kariery była dużym zaskoczeniem dla wielu kibiców. Tymczasem w przeszłości nawet w czołowych europejskich klubach zdarzały się podobne sytuacje.
Doskonałym przykładem jest Arsenal w sezonu 2010/11. Jens Lehmann, który zapracował sobie na status legendy "Kanonierów". Londyńczycy nie mieli wówczas dużego pola manewru między słupkami ze względu na kontuzje Łukasza Fabiańskiego i co ciekawe, Szczęsnego.
Niemiec był już po "czterdziestce", ale uznał, że nie może odmówić Arsenalowi. W rundzie wiosennej Lehmann był zmiennikiem Manuela Almunii i tylko raz zagrał w podstawowym składzie. Teraz Szczęsny ma zostać "strażakiem" w Barcelonie.
W nieoczywistych okolicznościach karierę zakończył inny golkiper. W latach 90. Carlos Roa błyszczał w barwach RCD Mallorca i był jednym z najlepszych bramkarzy w Europie. Interesował się nim Manchester United. Hitowy transfer nie doszedł do skutku, bo reprezentant Argentyny zapadł się pod ziemię.
Roa uparcie wierzył, że apokalipsa nadejdzie wraz z końcem XX wieku. Bramkarz, będący w swoim "prime time", zamieszkał w argentyńskiej wiosce, oczekując na koniec świata. Tyle tylko, że ten koniec nie nadszedł. Kiedy rok 2001 dobiegł końca i sam zdał sobie sprawę, że katastroficzne wizje nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, wznowił karierę. W kolejnych latach był tylko cieniem samego siebie.
Paul Scholes po latach nie ukrywał, że zakończył karierę w nieodpowiednim momencie. W 2011 roku ikona Manchesteru United czuła się jeszcze na siłach, dlatego zdecydował się na powrót po kilku miesiącach przerwy. "Czerwone Diabły borykały się z problemami kadrowymi, a Sir Alex Ferguson w środku pola wystawiał nominalnych obrońców".
Anglik obawiał się, że nie dojdzie do porozumienia z Fergusonem i był gotów spróbować swoich sił w innym klubie. Menadżer przywitał go z otwartymi ramionami. Scholes miał jeszcze przebłyski wielkiej formy. Definitywnie odszedł w momencie, w którym słynny Szkot przestał pełnić obowiązki menadżera.
Nie można zapominać o Arjenie Robbenie. Holenderski skrzydłowy odchodził w 2019 roku w blasku chwały po latach sukcesów z Bayernem Monachium. Sport był dla niego jak narkotyk. Utytułowany piłkarz utrzymywał wysoką formę.
Po roku spędzonym na piłkarskiej emeryturze, Robben wrócił, podpisując umowę ze swoim pierwszym klubem w karierze. Przez sezon rozegrał raptem sześć spotkań ligowych w koszulce FC Groningen i zawiesił buty na kołku ze względu na nasilające się problemy zdrowotne.
W zestawieniach najwybitniejszych piłkarzy w historii stałym bywalcem jest Johan Cruyff. Legenda pierwszy raz pożegnała się z kibicami w 1978 roku, mając zaledwie 31 wiosen na karku. Nie jest tajemnicą, że postanowił wrócić tylko dlatego, że wpadł w poważne problemy finansowe.
Cruyff nie ukrywał, że stracił miliony przez nieudane inwestycje w hodowle świń. Z biegiem czasu okazało się, że transfer do Los Angeles Aztecs to nie był dla niego "last dance". Następnie bronił barw Washington Diplomats, Levante, Ajaksu i Feyenoordu. Ostatecznie zakończył karierę w roku 1984.
Z trudnego charakteru słynie Wojciech Kowalczyk. Srebrny medalista z Barcelony w 1999 roku odszedł z UD Las Palmas i zrobił sobie półtoraroczną przerwę od futbolu, chociaż był w stosunkowo młodym wieku (27 lat).
Powrót był strzałem w "dziesiątkę". Kowalczyk jeszcze raz zdobył mistrzostwo kraju z Legią Warszawa i potem święcił sukcesy na Cyprze. APOEL Nikozja był jego ostatnim profesjonalnym klubem.
Warto podkreślić, że rozłąka Szczęsnego z futbolem trwała przez kilka tygodni. Pewnych rzeczy się nie zapomina. Wybitny Reprezentant Polski w Barcelonie nie zamierza odcinać kuponów, ma wiele do udowodnienia.
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)