Zabójcy już byli w jego domu. Uratowało go zdjęcie z albumu

Materiały prasowe / Wydawnictwo SQN / Na zdjęciu: Eric Murangwa
Materiały prasowe / Wydawnictwo SQN / Na zdjęciu: Eric Murangwa

Anita Werner i Michał Kołodziejczyk, autorzy bestsellerowego "Mecz to pretekst", tym razem odwiedzili Tanzanię, Brazylię, Rwandę i Turcję, by tam poszukać ludzi, którzy w futbolu odnaleźli nadzieję. Nadzieję na lepsze życie albo na życie w ogóle.

W tym artykule dowiesz się o:

Jak Ericowi "Toto" Murangwie. Miał 18 lat, kiedy w Rwandzie zaczęło się ludobójstwo. Od kwietnia do lipca 1994 roku w masakrze życie straciło od ośmiuset tysięcy do przeszło miliona Tutsi. Werner i Kołodziejczykowi udało się dotrzeć do Murangwy.

Fragment książki "Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka" Anity Werner i Michała Kołodziejczyka:

ROZDZIAŁ 3. GROBY NIE SĄ JESZCZE CAŁKIEM PEŁNE

"Minęło południe i można było powoli myśleć o obiedzie,  kiedy na ulicy zaczęło się coś dziać. Słychać było krzyki, strzały. W ciągu minuty cały dom otoczyli żołnierze. Nagle byli wszędzie - dowódcy weszli przez drzwi i wtedy Eric Murangwa po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że za chwilę może nie żyć.

To uczucie Eric miał poznać bardzo dobrze, przez najbliższe sto dni towarzyszyło mu codziennie. Nie umie powiedzieć, czy strach jakoś pachnie, umie opisać to, co widział. Tamtego dnia, kiedy żołnierze weszli do przedsionka jego domu, on znalazł się w przedsionku piekła, które wkrótce stało się jego domem.

Mundurowi mieli maczety i karabiny, ale chyba najgorsza była dzikość w ich oczach. Zaczęli wyzywać go od zdrajców ojczyzny i wrogów państwa, szukali broni i schowanych karaluchów. Murangwa też był karaluchem - tak Hutu nazywali Tutsi. A polowaniem na karaluchy propagandowe radio Mille Collines od samego rana nazywało zaczynające się właśnie ludobójstwo, zachęcając do aktywnego udziału w mordowaniu sąsiadów. Jeżeli ktoś przekazu z karaluchami nie rozumiał, sugerowano ścinanie wysokich drzew. Tutsi rzekomo byli wyżsi od Hutu.

Dom Erica w kilka minut został wywinięty na lewą stronę. Wszystkie rzeczy z szaf i szuflad znalazły się na podłodze, ze ścian zerwano obrazy. Eric razem ze swoim przyjacielem Atanazem leżeli na ziemi, widzieli tylko buty napastników. Spodziewali się najgorszego. Nagle tuż obok ich głów spadł zrzucony z półki album fotograficzny. Otworzył się na stronie ze zdjęciem Erica Murangwy, jednego z najbardziej utalentowanych piłkarzy młodego pokolenia, przed ligowym meczem, w stroju Rayon Sports, najpopularniejszego klubu w całej Rwandzie. Żołnierz zaczął przyglądać się fotografii.

- Ty jesteś Toto? - zapytał.
- Tak, to ja - odpowiedział Eric.

Dziś Eric mówi, że zdaje sobie sprawę, że jego opowieść brzmi jak historyjka z tandetnego filmu. Przeżyli.

***

Jeśli chodzi o filmy, nawet te drogie i nagradzane, to w przypadku Rwandy jest z nimi coś nie tak. Kino lubi wyolbrzymiać, zagrywki z Hollywood często mnożą tragedie, by wbić widza w fotel. i sprawić, że zanim się podniesie, zdąży się przestraszyć, wzruszyć, popłakać, by na koniec dowiedzieć się, że dobro zwyciężyło.

Zdjęcia ofiar ludobójstwa w Rwandzie / fot. Wydawnictwo SQN
Zdjęcia ofiar ludobójstwa w Rwandzie / fot. Wydawnictwo SQN

Tego, co stało się w Rwandzie, nie potrafiłoby opowiedzieć nawet Hollywood, bo krew musiałaby kapać z ekranu. Poza tym przy milionie ofiar, którym głowy ścinano maczetami, trudno powiedzieć, że ktoś wygrał. Kiedy pytamy o filmy "Czasem w kwietniu albo Drzewa pokoju", pamiętający czasy ludobójstwa mówią: "Było gorzej".

W scenie z "Hotelu Ruanda", w której jadące rankiem auto trzęsie się jak na wertepach nie z powodu awarii albo stanu drogi, lecz dlatego, że jedzie po leżących na ulicy zwłokach, nie ma przesady. "Było gorzej. Fragmenty ludzkich ciał były właściwie wszędzie, nie tylko na ulicach i chodnikach, ale też w domach czy szkołach" - przekonują Rwandyjczycy. Taki film być może da się nakręcić, ale pewnie trudniej byłoby go obejrzeć.

(...)

– Żebyście mieli jasność: ludzie byli tu zabijani w każdej minucie. W każdej minucie. W każdym najmniejszym zakamarku tego kraju - mówi Eric. - Byłem w domu i słyszałem krzyki kogoś, kto właśnie był cięty maczetą na kawałki, albo kogoś, kto biegał dookoła, bo był ścigany. Słyszałem wszystko. Jak znajdowali kogoś w kryjówce, a on, zanim został zastrzelony, tak głośno krzyczał, bo tak bardzo bał się śmierci. A później była chwila ciszy.

(...)

"Toto" oznacza "Młody". Eric nie mógłł mieć innego przydomku, bo zaczął podróżować z drużyną już jako 11-latek. Jego ojciec był wielkim fanem Rayonu, miłość do klubu przeszła na syna.

(...)

Z klubowej maskotki Murangwa bardzo szybko przeobraził się w klubowy talent. Błyskawicznie urósł, miał świetny refleks i silny charakter - idealnie nadawał się na bramkarza. Jako 14-latek trenował z pierwszym zespołem, dwa lata później zadebiutował w oficjalnym, ligowym meczu.

Autorzy książki z Erikiem Murangwą / fot. Wydawnictwo SQN
Autorzy książki z Erikiem Murangwą / fot. Wydawnictwo SQN

Wtedy jeszcze nie wiedział, że rozkochując w sobie publiczność, wykupuje sobie polisę na życie. Po prostu grał w piłkę, cieszył się każdym dniem.

(...)

Poproszony o opisanie swoich mocnych cech na boisku, Murangwa mówi tylko jedno słowo: "Szczęsny". Kilkanaście lat później, kiedy mieszkał już w Londynie, chodził na mecze Brentfordu, do którego Arsenal wypożyczył młodego polskiego bramkarza. Eric zachwycił się nim trochę z miłości własnej, bo w Wojciechu Szczęsnym dostrzegał pewność siebie, zwinność i odwagę, jakie sam prezentował na boisku. Uważa, że wypuszczenie Polaka z klubu było jednym z największych błędów Arsenalu w XXI wieku"

*****

"Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka" Anity Werner i Michała Kołodziejczyka będzie dostępna w sprzedaży od 23 października. 

Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka / fot. Wydawnictwo SQN
Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka / fot. Wydawnictwo SQN

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Niesamowite show młodego bramkarza. "To naprawdę się wydarzyło"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty