Liga Europy: czerwona kartka i musiał wejść Polak. Włosi zachwyceni

Getty Images / Marco Steinbrenner / AMA / Przemysław Tytoń w 2024 roku / Przemysław Tytoń podczas meczu z Grecją w meczu otwarcia Euro 2012
Getty Images / Marco Steinbrenner / AMA / Przemysław Tytoń w 2024 roku / Przemysław Tytoń podczas meczu z Grecją w meczu otwarcia Euro 2012

Po pięciu miesiącach przerwy Przemysław Tytoń pojawił się w bramce FC Twente. Polak w 13. minucie meczu z Lazio Rzym zastąpił Larsa Unnerstalla (otrzymał czerwoną kartkę) i, zdaniem włoskich mediów, został najlepszym graczem swojej drużyny.

W czterech ostatnich sezonach (od 2020/2021) Przemysław Tytoń rozegrał raptem... cztery oficjalne mecze. Gdy już jednak pojawia się na boisku, pozostawia po sobie dobre wrażenie. Tak było w ostatnim meczu FC Twente z Lazio Rzym w meczu 3. kolejki Ligi Europy.

Występ Tytonia nie był jednak planowany. Były reprezentant Polski pojawił się na boisku w 13. minucie, gdy zastępował ukaranego czerwoną kartką Larsa Unnerstalla. Choć spotkanie zakończyło się porażką FC Twente (0:2), to 37-latek i tak zasłużył na pochwały.

Portal "La Gazetta dello Sport" ocenił go na 6,5 (w skali 1-10), co było najwyższą notą w całej drużynie. Warto zaznaczyć, że dla polskiego bramkarza był to dopiero pierwszy występ w bieżącym sezonie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Niesamowite show młodego bramkarza. "To naprawdę się wydarzyło"

"To dzięki niemu Twente pozostawało w grze do końca. Zanotował decydujące interwencje przy strzałach Gigota, Pellegriniego i Marusicia" - napisali dziennikarze największego włoskiego dziennika sportowego.

Tytoń szerszemu gronu polskich kibiców zapadł w pamięci po doskonałym występie na Euro 2012. Wtedy również dostał szansę po tym, jak w meczu otwarcia z Grecją czerwoną kartkę otrzymał Wojciech Szczęsny.

Przemysław Tytoń wszedł wówczas do bramki na rzut karny i obronił go, dzięki czemu reprezentacja Polski zremisowała 1:1. W kolejnych meczach grupowych Tytoń także był pewnym punktem drużyny prowadzonej przez Franciszka Smudę.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty