Urodzony 31 października 1964 roku Marcel van Basten, jak brzmią jego pełne personalia, zyskał przydomek "Łabędź z Utrechtu". I trudno się dziwić, gdyż jego ruchy z piłką przy nodze przypominały taniec tego dostojnego ptaka. Marco był jednym z tych graczy, którzy nie tylko wygrywali mecze, ale także zmieniali sposób, w jaki patrzono na grę w piłkę nożną. Był fenomenalnym napastnikiem, mistrzem elegancji i precyzji, a jego wczesne zejście ze sceny pozostawiło niezatarty ślad w świecie futbolu.
Dzieciństwo i pierwsze kroki na murawie
Marco wychowywał się w Utrechcie, gdzie z pasją grał w piłkę nożną na podwórkach i miejskich boiskach. W dzieciństwie przeżył traumatyczne wydarzenie, które odcisnęło trwały ślad na na jego psychice. Gdy miał zaledwie siedem lat, jego przyjaciel Jopie zginął wpadając do przerębla, a on na to patrzył. Ta tragedia uczyniła chłopaka zamkniętym w sobie i nieco wycofanym, ale także wzmocniła jego determinację do osiągania sukcesów. Młodzieniec marzył o tym, by zostać zawodowym piłkarzem. Całymi dniami trenował, mając w głowie jeden cel.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
Pierwszymi klubami, w których zagrał, były lokalne zespoły EDO i UVV, ale to przenosiny do Ajaxu Amsterdam w 1981 roku otworzyły przed nim prawdziwe możliwości. Już w swoim debiucie dla De Godenzonen w meczu przeciwko NEC Nijmegen udało mu się trafić do siatki. Było jasne, że w jego osobie Ajax zyskał nie tylko utalentowanego napastnika, ale także przyszłą gwiazdę światowego futbolu.
- Miałem 15 lat, a Johan Cruyff akurat wychodził ze stadionu. Chciałem mu powiedzieć: "Zapamiętaj mnie, bo w przyszłości jeszcze się spotkamy" - wspomina Marco w wywiadzie dla "Guardiana". - Tak bardzo pragnąłem to zrobić, ale zabrakło mi odwagi. Rok później, kiedy grałem w młodzieżówce Ajaxu, spotkaliśmy się na boisku treningowym i on nagle stał się częścią mojego piłkarskiego życia. Zapewne myślał wtedy o mnie: "OK, to interesujący i utalentowany zawodnik". Grałem z nim i przeciwko niemu w ostatnich latach jego kariery. Był dla mnie przyjacielem i trenerem. Uwielbiałem z nim trenować. Cruyff potrafił być wobec mnie surowy, ponieważ też rywalizował na ulicy, gdzie używa się trochę innego języka.
Droga na szczyt
Po dołączeniu do Ajaxu Van Basten musiał zmierzyć się z walką o miejsce w składzie z Wimem Kieftem - uznanym napastnikiem, który wówczas dominował na lokalnym podwórku. Młody Marco szybko udowodnił swoją wartość, zdobywając 9 goli w 20 meczach. To jednak stanowiło tylko preludium do tego, co miało nadejść.
Po wyjeździe Kiefta do Włoch, Van Basten stał się główną bronią ofensywną ekipy z Amsterdamu. W ciągu czterech sezonów zdobył dla holenderskiego klubu 152 bramki w 172 spotkaniach, czterokrotnie sięgając po koronę króla strzelców Eredivisie. Sezon 1986/1987, jego ostatni w zespole pod wodzą Johana Cruyffa, zakończył się triumfem w Pucharze Zdobywców Pucharów. W tym czasie Van Basten stał się jednym z najbardziej pożądanych napastników na rynku transferowym, a jego talent nie umknął uwadze największych klubów Europy.
Cruyff był dla niego nie tylko wzorem do naśladowania, ale także mentorem. Niestety to właśnie on nakłonił "Łabędzia z Utrechtu" do grania mimo przewlekłego urazu kostki, co po latach przyniosło tragiczne konsekwencje. - Po raz pierwszy doznałem kontuzji w grudniu 1986 roku i nie poprawiało mi się - wraca do tamtych chwil. - Johan rozmawiał z lekarzem, który stwierdził: "Ma problem, ale gorzej nie będzie. Może grać". Czułem jednak, że coś jest nie tak. Ból był nie do zniesienia. Johan powiedział: "Słuchaj, zróbmy tak: nie grasz we wszystkich rozgrywkach, a niektóre treningi możesz sobie odpuścić. Ale musisz grać w Europie. Niezależnie od tego, co się stanie, musisz zagrać w finale". Taki był układ, na który obaj się zgodziliśmy.
Wielki AC Milan
W 1987 roku Van Basten przeniósł się do AC Milanu - klubu, który był wtedy na fali pod rządami Silvio Berlusconiego. Wraz z dwoma rodakami, Frankiem Rijkaardem i Ruudem Gullitem, stworzył jeden z najsłynniejszych tercetów w historii piłki nożnej. Pierwszy sezon Holendra we Włoszech nie był udany, gdyż kontuzja kostki ograniczyła jego występy do zaledwie 11 meczów, ale kolejne kampanie okazały się pasmem wielkich triumfów.
Van Basten stał się kluczowym elementem zespołu, który w latach 1989 i 1990 sięgnął po Puchar Europy. W finałowym meczu w 1989 roku przeciwko Steaule Bukareszt zdobył dwa gole, a Milan wygrał 4:0. Podczas swojej kariery w barwach Rossonerich rozegrał łącznie 201 spotkań, strzelając 125 bramek. Zdobył cztery tytuły mistrza Włoch, dwa Puchary Europy, a także wiele innych trofeów, co uczyniło go jednym z najlepszych piłkarzy swojej generacji.
Reprezentant Oranje miał nie tylko wyjątkowe umiejętności strzeleckie, ale również doskonałe wyczucie gry. Jego współpraca z kolegami z drużyny, takimi jak Frank Rijkaard czy Ruud Gullit, była modelowa. Razem tworzyli trójkąt, który siał postrach na boiskach Serie A i całej Europy. Ich gra była pełna finezji, dynamiki i nieprzewidywalności, a Van Basten często zadziwiał swoją precyzją i elegancją w wykończeniach akcji. Ponadto idealnie łączył talent z profesjonalizmem.
- Arrigo Sacchi i Fabio Capello byli szczęściarzami, ponieważ mieliśmy wspaniałą drużynę - opowiada. - Baresi, Maldini, Costacurta i Tassotti to świetni obrońcy, którzy równie dobrze potrafili grać piłką. Wzajemnie podnosiliśmy swój poziom na treningach. Jednak były też inne wielkie zespoły klubowe: Ajax z 1972 roku, Bayern Monachium z 1974, Liverpool z lat osiemdziesiątych, a także Real Madryt z Cristiano Ronaldo i zwłaszcza FC Barcelona z Messim, Busquetsem, Iniestą i Xavim. Nie twierdzę, że byliśmy najlepsi w historii. Ale na pewno należymy do elity.
Wygrana w Euro '88
Jednym z najważniejszych momentów w karierze Marco Van Bastena był triumf z reprezentacją Holandii na Mistrzostwach Europy w 1988 roku. Po kiepskim początku turnieju, kiedy Oranje przegrali z ZSRR, "Łabędź z Utrechtu" eksplodował formą w meczu przeciwko Anglii, zdobywając hat-tricka. W półfinale z RFN strzelił decydującą bramkę, a w finale przeciwko Związkowi Radzieckiemu Van Basten zanotował jedno z najpiękniejszych trafień w historii piłki nożnej - wolejem z ostrego kąta pokonał Rinata Dasajewa, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo 2:0.
- To było w drugiej połowie i byłem już trochę zmęczony - wspomina w rozmowie z oficjalnym serwisem UEFA. - Arnold Muehren zagrał do mnie piłkę i pomyślałem: OK, mogę ją zatrzymać i kombinować z tymi wszystkimi obrońcami, albo mogę zrobić to w prostszy sposób, zaryzykować i strzelić. Przy takim strzale trzeba mieć dużo szczęścia. Wszystko poszło idealnie. To jedna z tych rzeczy, które czasem po prostu się zdarzają. Próbujesz to zrobić, ale potrzebujesz mnóstwo szczęścia, a wtedy mi się to udało w odpowiednim momencie.
Triumf na Euro 1988 był ogromnym sukcesem nie tylko dla Holandii, ale także dla Van Bastena osobiście. Został królem strzelców turnieju z pięcioma golami na koncie, a jego fenomenalna forma przyniosła mu później także Złotą Piłkę. To był moment, który zapisał jego nazwisko złotymi literami na kartach historii futbolu. Piłkarz stał się bohaterem narodowym, a jego wizerunek zdobił okładki gazet na całym świecie. Jego bramka w finale Euro '88 jest do dziś jednym z najchętniej wspominanych momentów w dziejach futbolu.
Przedwczesny koniec
Kariera Marco Van Bastena zakończyła się w dramatycznych okolicznościach. Problemy z kostką, które zaczęły się już w Ajaxie, stały się jego przekleństwem. W 1993 roku rozegrał swój ostatni mecz - finał Ligi Mistrzów przeciwko Marsylii, który AC Milan przegrał 0:1. To był ten sam stadion w Monachium, gdzie pięć lat wcześniej "Łabędź z Utrechtu" świętował triumf na Euro. Ironia losu.
Po wielu operacjach i nieudanych próbach powrotu na boisko, napastnik był zmuszony zakończyć sportową karierę w wieku zaledwie 28 lat. Ból był tak silny, że w nocy często musiał czołgać się z łóżka do łazienki, by nie obudzić rodziny. W 1996 roku podjął drastyczną decyzję o usztywnieniu kostki, co miało przynieść ulgę w cierpieniu, ale także definitywnie zakończyło jego marzenia o powrocie na murawę w roli zawodnika.
- W 1988 roku znajdowałem się na szczycie swojej kariery, a wszystko, co działo się później, było piękne i satysfakcjonujące. Jednak w 1993 roku niespodziewanie rozegrałem swój ostatni mecz na tym samym stadionie, na którym wygraliśmy Euro - mówi w wywiadzie dla "Guardiana" - Wszystko zaczęło się sypać. Pojawiło się dużo bólu i problemów. Można powiedzieć, że w ciągu pięciu lat przeżyłem całą swoją międzynarodową karierę. Po licznych operacjach zacząłem utykać. Nie mogłem zrobić niczego bez bólu. Byłem naprawdę ograniczony, a lekarze nie potrafili mi pomóc. Trochę się bałem.
Marco van Basten wspomina tamten czas jako jedne z najtrudniejszych chwil w swoim życiu. Niezwykle ciężko było mu się pogodzić się z faktem, że nie będzie mógł już grać w piłkę, która przecież była jego największą pasją. Długie noce spędzone na walce z bólem, liczne operacje i próby powrotu, które kończyły się fiaskiem, stanowiły dla niego ogromne obciążenie psychiczne i fizyczne.
Życie po
Po przejściu na sportową emeryturę Marco van Basten próbował swoich sił jako trener. Prowadził reprezentację Holandii, a także Ajax Amsterdam, SC Heerenveen i AZ Alkmaar. Choć jego przygoda na ławce nie była tak udana jak ta na murawie, zyskał cenne doświadczenia i dzielił się swoją wiedzą z młodszymi zawodnikami. Dziś przyznaje, że nie był najlepszym szkoleniowcem i zbyt często dawał się ponieść emocjom, co nie sprzyjało budowaniu dobrych relacji z drużyną.
- Potrafię trenować piłkarzy i rozmawiać o futbolu, ale przegrywanie w roli trenera było dla mnie tak bolesne, że nie mogłem z tym żyć - tłumaczy. - Jako menedżer musisz być pozytywny wobec swoich zawodników, tak jak ojciec wobec synów, a tego właśnie mi brakowało.Ten zawód nie sprzyja też zdrowiu. Kiedy zostałem asystentem, charakteryzowały mnie inteligencja, pomocność i cierpliwość. Jednak jako główny trener byłem zupełnie inny. Decyzja o zejściu z tej ścieżki okazała się dobra. Teraz zajmuję się innymi rzeczami i czuję się o wiele bardziej wolny. Mam wspaniałą żonę, cudowne dzieci i wnuki. Wszyscy jesteśmy zdrowi. Cieszę się życiem.
Obecnie Van Basten jest aktywny jako ekspert telewizyjny i komentator. Mimo, że jego kostka nadal sprawia mu problemy, znalazł sposoby na cieszenie się codziennością. Żałuje jedynie tego, że w pewnym momencie życia poróżnił się Johanem Cruyffem, swoim idolem oraz mentorem, i nigdy się z nim nie pojednał. Poszło o wizję na temat przyszłości Ajaxu Amsterdam, a śmierć Cruyffa w marcu 2016 roku zakończyła ich relację na zawsze.
Ikona
Historia Marco van Bastena to opowieść o człowieku, który wzbił się na wyżyny futbolowego świata, by potem brutalnie upaść na samo dno. Jego postać przypomina nam, jak kruche mogą być kariery sportowców i jak wiele zależy od zdrowia oraz decyzji podejmowanych na każdym etapie życia. Mimo wszystko "Łabędź z Utrechtu" pozostaje jednym z najwybitniejszych piłkarzy w historii, a jego geniusz na boisku będzie inspirować kolejne pokolenia zawodników i kibiców.
Marco van Basten był nie tylko wielkim sportowcem, ale także pozostaje symbolem determinacji i walki z przeciwnościami losu. Jego życie pokazuje, że nawet najwięksi muszą mierzyć się z bolesnymi porażkami, a prawdziwa siła tkwi w umiejętności podnoszenia się po upadkach. Choć jego sportowa kariera została brutalnie przerwana przez kontuzję, wpływ Holendra na futbol jest niezaprzeczalny. Styl gry, inteligencja na boisku i niesamowite umiejętności techniczne uczyniły go jednym z najbardziej pamiętnych zawodników w historii tego sportu.
Ziemowit Ochapski, legendysportu.pl