W dniu starcia w Lidze Mistrzów BVB z Barceloną, wraca temat obecności w tej drużynie Roberta Lewandowskiego i jego relacji z innymi polskimi gwiazdami ekipy Juergena Kloppa.
Supersnajpera, o czym mogliśmy się kilkukrotnie przekonać, kibice w Dortmundzie nie wspominają tak ciepło jak innych Polaków. I nie chodzi tu nawet o Łukasza Piszczka czy Jakuba Błaszczykowskiego. Po wymienianiu nazwiska "Smolarek" fani BVB od razu stają na baczność. Tak Ebi celebrował gole dla Borussii, choć nie strzelił ich tyle, co Robert Lewandowski. Ale jedną bramkę Smolarka fani drużyny z Dortmundu zapamiętają do końca życia.
Opowiadał nam o tym Wolfgang, kibic BVB od pokoleń posiadający karnet na słynną "Żółtą Ścianę" - trybunę najzagorzalszych kibiców klubu. - Ebi strzelił najważniejszego gola w historii derbów: z Schalke, w 2007 roku. W przedostatniej kolejce sezonu przyjechali do nas jako lider tabeli. Gol Smolarka dał nam wygraną 2:0, a jemu nieśmiertelność w Dortmundzie.
- Na stadionie było ponad dwadzieścia tysięcy kibiców Schalke, po bramce dla nas zamarli. Zaczęliśmy śpiewać w ich kierunku: "Już nigdy nie będziecie mistrzami!". I faktycznie, przegrali ligę dwoma punktami - opowiadał nam mężczyzna chodzący na stadion od kilkudziesięciu lat.
Trudne początki
W środę Lewandowski zagra w miejscu, w którym jego kariera nabrała rozpędu. Przyjedzie do Dortmundu z Barceloną na mecz fazy ligowej Ligi Mistrzów. Wiele razy gościł już w tym miejscu - jako gracz Bayernu Monachium i niedawno, gdy z polską reprezentacją grał w Dortmundzie przeciwko Francji (1:1) na mistrzostwach Europy.
To były piękne cztery sezony w barwach BVB zakończone dwoma mistrzostwami Niemiec, pucharem kraju, Superpucharem, tytułem króla strzelców i finałem Ligi Mistrzów. A Lewandowski nie miał przecież łatwego początku. W pierwszym sezonie po transferze z Lecha Poznań strzelił tylko osiem goli w Bundeslidze, często był rezerwowym.
Niemieccy dziennikarze nazywali Polaka "Lewandoofskim" od niemieckiego słowa "doof" - w tłumaczeniu: głupi, beznadziejny. Kpili ze słabej skuteczności naszego napastnika. W jednym z prześmiewczych filmików Lewandowski był przedstawiany jako osoba nieporadna w życiu i w sporcie. Dziesięć lat później aż trudno uwierzyć, jak bardzo pomylili się tamtejsi eksperci w swoich ocenach.
Dystans, bo wybrał Bayern
W szybkim czasie Lewandowski stał się najlepszym strzelcem Borussii i najlepszym napastnikiem całej Bundesligi. W niespełna dwustu meczach dla drużyny strzelił 103 gole. Te wszystkie osiągnięcia nie sprawiły jednak, że Dortmund "zakochał się" w Lewandowskim.
Według relacji tamtejszych fanów, pomiędzy zawodnikiem a kibicami zabrakło chemii, szczególnych więzów. To dlatego Smolarek, a nie Lewandowski znalazł się na oprawie z okazji pięćdziesięciolecia stadionu przedstawiającej najważniejsze momenty w historii Westfalenstadion (dziś Signal Iduna Park). Natomiast Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski doczekali się swoich murali na murach stadionu BVB.
- "Piszczu" i Kuba to dla mnie dwie legendy klubu - komentuje Wolfgang. - Obaj mieli oferty z lepszych miejsc, ale zostali. Dortmund stał się ich domem. Są naszymi lokalnymi bohaterami - mówił nam kibic. - Lewandowski to bardzo dobry piłkarz, bardzo. Ale wybrał Bayern Monachium i to go przekreśla. Nigdy nie będzie w Dortmundzie darzony uczuciem. Mamy "chłodne" relacje - dodaje.
Fani Borussii pokazali wielkie oddanie i szacunek Błaszczykowskiemu i Piszczkowi podczas wrześniowego meczu pożegnalnego obu piłkarzy w Dortmundzie. Wypełnili cały stadion, a po spotkaniu trybuny skandowały w języku polskim "dziękujemy", doceniając lata gry zawodników dla ich ukochanego klubu.
Zabrakło większej więzi
Jeden z tamtejszych kibiców powiedział nam, że dla fanów Borussii najbardziej liczy się jedno: serce. Nawet najlepszy pracownik mający świetne statystyki nigdy nie zostanie obdarzony miłością, jeśli sam nie będzie chciał przeniknąć w tamtejszą społeczność.
Zwrócił na to uwagę również dziennikarz zajmujący się Bayernem Monachium, Johannes Mittermeier z agencji "Focus". Przez lata pracował przy drużynie z Bawarii i niejednokrotnie rozmawiał z Lewandowskim. Tłumaczył, dlaczego "Lewy' miał problem z nawiązaniem większej więzi również w Monachium.
- Lewandowski był idealnym pracownikiem biura, zawsze najlepszy, zaraz po szefie - porównuje Mittermeier. Za chwilę uzupełnia. - Oczywiście Robert jest szanowany w całych Niemczech, nikt nie powie o nim złego słowa. To świetny piłkarz i - tak jak wspomniałem - genialny pracownik. Ale w kwestii emocji i uczuć nie może się równać z ikonami klubu - wyjaśnia Mittermeier. - On nigdy nie pokazał prawdziwej twarzy, a szkoda, bo wiele by zyskał. Rozumiem jednak, że taki ma charakter. Słyszałem jednak, że mocno zmienił się w Barcelonie. To na pewno zadziała na jego korzyść - dodaje.
Borussia w strachu przed Polakiem
W swoim trzecim sezonie w Barcelonie Lewandowski znowu imponuje skutecznością. Przekroczył liczbę stu goli w Lidze Mistrzów, jest liderem klasyfikacji strzelców w La Liga. Borussia ma się kogo bać. Lewandowski stał się koszmarem klubu, odkąd odszedł z Dortmundu. Swojej byłej drużynie strzelił aż 27 goli w 26 meczach. Żadnego rywala tak często nie "nękał" w swojej karierze. W środę może dać fanom BVB kolejny powód, by o nim nie rozpamiętywali.
Mecz 6. kolejki Ligi Mistrzów Borussia Dortmund - FC Barcelona w środę o godz. 21. Transmisja w Canal+ Extra 1. Relacja tekstowa NA ŻYWO w WP SportoweFakty.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty