Michael Muldoon, zagorzały fan Liverpoolu, został zaatakowany przez pseudokibica Manchesteru City po meczu na Anfield. Jak podaje "Metro", poszkodowany otrzymał cios w twarz, co spowodowało jego upadek i uderzenie głową o krawężnik.
Zdarzenie opisała córka zaatakowanego. Charlotte przekazała, że jej ojciec został napadnięty, gdy szedł spotkać się z bratem i przyjaciółmi. - Napastnik wysiadł z autokaru i pociągnął tatę za szalik, a potem uderzył go w twarz - relacjonowała. Muldoon stracił przytomność na kilka minut.
Po przewiezieniu do szpitala, lekarze stwierdzili, że 54-latek miał sporo szczęścia. Napaść mogła skończyć się jego śmiercią. Rana wymagała zszycia, a kibic musiał regularnie odwiedzać szpital przez cztery tygodnie. - To mogło skończyć się znacznie gorzej - przyznała Charlotte.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Mijał rywali jak tyczki. Tak gra "Benja Messi"
Policja aresztowała 21-letniego mężczyznę z Halifax podejrzanego o atak. Śledztwo trwa, a służby apelują o zgłaszanie się świadków zdarzenia. - Ofiara była w szoku i poważnie ranna - powiedział Robert Jones, oficer operacyjny ds. piłki nożnej.
Michael, który prowadzi własną działalność, musiał zrobić przerwę od pracy i opuścić mecze Liverpoolu. Jego rodzina cieszy się, że mogli spędzić razem święta, choć incydent mocno ich dotknął. Policja nadal poszukuje świadków i materiałów z kamer monitoringu.