Nie rozwiązałbym umowy, gdyby zaproponowano mi nową - rozmowa z Marcinem Bojarskim, byłym pomocnikiem Piasta Gliwice

Kiedy Marcin Bojarski zdecydował się rozwiązać umowę z Piastem Gliwice, wielu było pod wrażeniem jego zachowania. Kibice zrobili z niego bohatera. Wszyscy byli bowiem przekonani, że "Bojar" odchodzi z klubu, bo jako kontuzjowany zawodnik nie chce go narażać na ogromne koszty, wynikające z jego wysokiego kontraktu. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl pomocnik ujawnił prawdziwe powody rozstania z niebiesko-czerwonymi.

Agnieszka Kiołbasa
Agnieszka Kiołbasa

Agnieszka Kiołbasa: Zdecydowałeś się rozwiązać umowę z Piastem Gliwice. Skąd taka decyzja, skoro twój kontrakt w czerwcu i tak przestałby obowiązywać?

Marcin Bojarski:
Wszystko dobrze przemyślałem. Na moją decyzję miało wpływ kilka czynników. Cała ta sytuacja związana z zakończeniem współpracy z Piastem nie wygląda jednak tak, jak została przedstawiona. To wszystko zostało źle odebrane. Wyszedłem na bohatera, człowieka uczciwego, ale sprawa jest nieco inna. Gdybym miał z Piastem ważny kontrakt jeszcze co najmniej przez rok, to na pewno dalej bym był w tym zespole. Jestem trochę zniesmaczony całym tym zamieszaniem, bo fora internetowe huczą. Ludzie robią ze mnie najuczciwszego piłkarza. To za daleko zaszło. Z mojej strony po prostu wyszła propozycja, to nie był żaden wielki gest.

W takim razie czym się kierowałeś?

- Do wygaśnięcia mojej umowy pozostało pół roku i jak wszyscy dobrze wiemy z dniem 1 stycznia miałbym prawo podjąć rozmowy z innym klubem. Chodzi o to, że Piast nie złożył mi żadnej propozycji przedłużenia kontraktu. Wszyscy widzą, jaka jest sytuacja w tabeli. Nie jest dobrze. Mamy szesnaście punktów, walczymy o utrzymanie, a ja nie mogę zagwarantować takiego poziomu sportowego, który by zadowalał i klub i mnie. Jestem po poważnej kontuzji. Noga nie jest jeszcze w pełni sprawna, zresztą z psychiką jest podobnie. Mam taką blokadę w głowie. Boję się zrobić wślizg, oddać bardzo mocny strzał na bramkę. Dlatego postanowiłem, że pójdę do trenera i mu przedstawię sprawę. Uważam bowiem, że Piast Gliwice nie może trzymać takiego zawodnika jak ja, który dodatkowo ma najwyższy kontrakt w zespole. Nikt tu nie ma czasu na mnie czekać, bo druga runda rusza 28 lutego, a kończy się już 15 maja z uwagi na Mistrzostwa Świata. Piast potrzebuje piłkarzy na już gotowych do gry.

Było coś jeszcze?

- Tak, nie ukrywam, że chodzi też o kwestie prywatne. Moja rodzina jest w Krakowie, a ja większość czasu spędzałem w Gliwicach i to też nie było mi na rękę. Pierwszy raz nam się zdarzyła taka sytuacja. Do tej pory rodzina zawsze była blisko mnie.

Długo zastanawiałeś się nad podjęciem tej decyzji?

- Ta myśl dojrzewała we mnie od jakiegoś czasu. Przemyślałem to bardzo dobrze. Postanowiłem, że wyjdę z propozycją rozwiązania kontraktu i zobaczę, jaka będzie reakcja klubu. Najpierw porozmawiałem ze szkoleniowcem. Trener Fornalak mówił mi, że ma do mnie pełne zaufanie i jeżeli moja decyzja będzie taka, że zostaję, to on będzie na mnie liczył. Poszedłem później do włodarzy klubu, usiedliśmy, powiedziałem co miałem do powiedzenia i nie było reakcji: "Marcin chcemy, żebyś został, przedłużymy z tobą umowę". Nic z tych rzeczy. Nikt z działaczy nie próbował mnie przekonać do zmiany decyzji. Żeby było jasne, ja absolutnie nie mam do nikogo żadnych pretensji. Ich zachowanie utwierdziło mnie jednak w przekonaniu, że dobrze robię, że wszyscy są z tego zadowoleni. Jedynie trener Fornalak powiedział mi, że bardzo na mnie liczy. W tym wszystkim nie ma żadnego bohaterstwa, że ja zrezygnowałem z dużych pieniędzy. Kierowałem się zdrowym rozsądkiem. W tej sprawie nie ma też drugiego dna. Nie mam żadnej super oferty z innego klubu. Żadnej propozycji nie otrzymałem.

Czyli gdyby klub złożył Ci propozycję nowej umowy, zostałbyś w Gliwicach?

- Na pewno bym tutaj został. Gdybym miał ważną umowę przez rok, dwa to wszystko byłoby w porządku. Zostałbym w Gliwicach, bo miałbym czas. Było jednak inaczej, za pół roku kontrakt wygasał. Ja w ekstraklasie biegam od dłuższego czasu. To nie tak, że te sześć miesięcy kontraktu, z którego zrezygnowałem, to dla mnie ogromna strata. To są duże pieniądze, ale ja sobie dam radę. Nie zostaję na lodzie, bez środków do życia. Miałem czas, żeby poczynić pewne inwestycje, mam oszczędności.

Na ten kontrakt się jednak nie doczekałeś...

- No właśnie.... Ale nie ma co się im dziwić. W klubie nie wiedzieli, co prezentuję, a generalnie nie przedłuża się umów z zawodnikami, którzy są w takiej sytuacji, jak ja. Chociaż wyjątki się zdarzają. Działacze Piasta pewnie czekali na rozwój sytuacji. Chcieli wiedzieć, jak wypadnę na boisku. Nie mam do nich żadnych pretensji. W tej całej sytuacji są jednak dwie strony: Piast i Marcin Bojarski. Jeżeli klub mi nie składa propozycji nowej umowy, to daje mi do myślenia. Ja mam już 32 lata i muszę mieć na uwadze swoją przyszłość.

Zarabiałeś w Piaście duże pieniądze, przez kilka miesięcy nie grałeś. Uważasz, że twoje odejście w jakimś sensie wyjdzie drużynie na dobre?

- Nie ma ludzi niezastąpionych. Uważam, że z mojej pensji klub może utrzymać jednego bardzo dobrego zawodnika albo dwóch obiecujących piłkarzy, o mniejszych wymaganiach. Wszystko zależy od działaczy.

Co teraz będzie z Marcinem Bojarskim?

- Na pewno nie kończę grać w piłkę. Gdybym chciał zakończyć karierę, pograłbym jeszcze przez pół roku w Piaście i powiedziałbym sobie dość, ale ja mam zamiar jeszcze trochę pokopać. Tu od czerwca takiej szansy mógłbym nie mieć. Nie zrobię jednak czegoś takiego, że teraz zwiążę się umową z klubem, który jest rywalem Piasta w walce o utrzymanie, a takich drużyn jest sześć.

Prezes Piasta w rozmowie ze mną powiedział, że chciałbyś odbudować się w klubie z niższej klasy rozgrywkowej. Czy to dla ciebie najlepsze rozwiązanie?

- Ciężko mi teraz powiedzieć. Na pewno potrzebuję zespołu, w którym nie będę musiał być gotowy do gry na już. Jeżeli jakiś klub zaproponuje mi 2-3 letnią umowę, to będę miał czas odbudować się fizycznie i psychicznie. Ja jestem po ciężkiej kontuzji. Mogę odzyskać sprawność za 2-3 tygodnie, ale to równie dobrze może być za 3 miesiące. W Piaście nie mogliby na mnie tyle czekać. Ja codziennie ciężko pracuję, trenuję, rehabilituję się, chodzę na basen i na siłownię. Nie wiem jednak, kiedy będę sprawny na 100 procent. Nie chciałbym, żeby ludzie zarzucali mi, że coś kombinowałem, że oszukałem Piasta, bo chciałem się spokojnie związać się z innym zespołem. Ja dopiero czekam na oferty z innych klubów. Pierwsze zapytania zaczęły się pojawiać, ale to nic oficjalnego. Ja nie podpiszę umowy z kontuzją.

Powiedziałeś, że nie trafisz do klubu, który walczy o utrzymanie. Cracovia w tym momencie nie jest zagrożona spadkiem, a wiadomo, że jesteś z nią związany emocjonalnie. Co byś zrobił, gdyby Pasy złożyły ci ofertę?

- W Cracovii spędziłem wspaniałe chwile, więc na pewno rozważyłbym jej propozycję, ale rozmawiałbym z nią tak samo jak z Piastem, czyli postawiłbym sprawę jasno: nie jestem jeszcze w pełni zdrowy, potrzebuję czasu. Zanim jednak podpiszę umowę z jakimś klubem, będę musiał zostać przebadany przez fachowców, przejść piłkarskie testy.

Twoja przygoda z Piastem oficjalnie się zakończyła. Jak wspominasz ten czas?

- Spędziłem tutaj wspaniałe chwile. Kiedy trener Mandrysz ściągał mnie do Gliwic, to nie miałem obaw, chociaż jak wszyscy znałem historie beniaminków ekstraklasy, zwłaszcza takich, którzy wywalczyli historyczny awans. Pierwszy sezon zawsze jest bardzo ciężki. Ja jednak wiedziałem, że damy radę. Łatwo nie było. Gram w ekstraklasie już kilka lat i wiem, że nikt prócz samych Gliwic Piasta w tej lidze nie chciał. Dlaczego? Główna przyczyna to brak dobrego stadionu. Obiekt przy Okrzei prezentuje się tak, jak się prezentuje. Zespół musiał grać w Wodzisławiu, gdzie tych kibiców było jak na lekarstwo. W drużynie nie było też żadnych gwiazd. Wszyscy życzyli Piastowi źle: media, cała piłkarska Polska. Dlatego to utrzymanie uważam za swój ogromny sukces.

Mówisz tylko o miłych chwilach, a przecież doznałeś w Gliwicach dwóch poważnych kontuzji.

- Pomimo tych kontuzji pobyt w Gliwicach uważam za udany. Ja do życia staram się podchodzić optymistycznie. Spędziłem tutaj wspaniały czas. Nie wiem, jak w klubie mnie zapamiętają, jak mnie będą wspominać, ale ja będę ciepło myślał o Piaście.

To się ceni, ale po tej drugiej kontuzji do teraz wracasz do zdrowia. Uraz był bardzo poważny.

- Miałem złamaną kość strzałkową i zerwane więzadła w stawie skokowym. Zewsząd słyszałem opinie, że powinienem wystąpić o odszkodowanie do klubu, skierować sprawę na drogę sądową, bo doznałem tego poważnego urazu przez stadion. Potknąłem się na krawężniku, który otaczał murawę, a wylądowałem na gumolicie. Nie chciałem jednak podejmować takich kroków. Klub mi zapewnił pomoc w trakcie mojej rehabilitacji, pensję wypłacał mi w terminie. Dał mi nawet więcej. Nie należały mi się np. pieniądze za zwycięstwo nad Odrą Wodzisław, remis z Ruchem Chorzów i pokonanie ŁKS Łódź, a mimo to je dostałem. To był taki miły gest ze strony klubu. Jednak samą operację zrobiono z Narodowego Funduszu Zdrowia, tu Piast nie poniósł żadnych kosztów. Za rehabilitację płaciłem sobie sam. Wziąłem to na siebie.

Jaki był koszt twojego leczenia?

- Płaciłem 70 złotych za 1,5 godziny rehabilitacji, do tego wizyty u lekarzy, które też kosztują. Uznałem jednak, że mam jeden z najwyższych kontraktów w klubie, więc nie będę nikogo tym obciążał.

Teraz, kiedy jesteś już prawie zdrowy, zdecydowałeś się rozwiązać kontrakt.

- Powtórzę jeszcze raz. Nie chciałbym, aby to zostało odebrane tak, że ja coś kombinowałem, że mam jakąś ofertę i teraz uciekam z tonącego okrętu. To nie tak. W pewnym sensie przychodząc do Piasta wszedłem na taki tonący okręt. Gdy byłem zdrowy, dawałem z siebie wszystko. Nikt nie może mieć do mnie pretensji. Może nie grałem jakoś rewelacyjnie, ale nigdy nie odpuszczałem. Jak oglądam ten mecz z Lechem, tę sytuację, w której doznałem kontuzji, to widzę, że wcale za piłką biec nie musiałem, ale mówi się trudno. Czasu nie cofnę.

Piast wiosną już bez ciebie przystąpi do ciężkiej walki o utrzymanie. Wierzysz, że ten bój zakończy się dla niego sukcesem?

- Znam tę drużynę bardzo dobrze. Będzie bardzo ciężko, ale ja w nią wierzę. Wierzę w doświadczenie: Jarka Kaszowskiego, Pawła Gamli, Sebastiana Olszara i nieobliczalność młodzieży. Wiem, że dadzą radę. Jestem pewien, że Piast utrzyma się w ekstraklasie. Będę za nich ściskał kciuki.

Będzie ci brakowało ekipy z Gliwic?

- Oczywiście. Podczas pobytu w Piaście poznałem wspaniałych ludzi. Świetnych trenerów: Marka Wleciałowskiego, chociaż za niego nie graliśmy rewelacyjnie, Darka Fornalaka i Józefa Dankowskiego, bo z nim też miałem bardzo dobry kontakt. Nie zapomnę też prezesa Jacka Krzyżanowskiego. Człowieka oddanego temu klubowi, który robi wszystko, żeby w zespole było jak najlepiej. Z takimi ludźmi naprawdę wspaniale się pracowało. Chciałem podziękować też wszystkim kolegom z drużyny, bo z każdym z chłopaków miałem bardzo dobry kontakt. Dziękuję kibicom. Pamiętam to jak dziś. Byłem w szpitalu, oglądałem mecz z Legią Warszawa i słyszałem, jak fani wykrzykują moje nazwisko. Bardzo się wtedy wzruszyłem. Miałem tutaj wszystko, czego chciałem, było mi tutaj dobrze. Na Piasta złego słowa powiedzieć nie mogę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×