Kubeł zimnej wody po sukcesach Jagiellonii i Legii. "Nie traćmy kontaktu z podłożem" [OPINIA]

Getty Images / Legia i Jagiellonia awansowały do ćwierćfinału Ligi Konferencji
Getty Images / Legia i Jagiellonia awansowały do ćwierćfinału Ligi Konferencji

Mamy aż dwa polskie kluby w ćwierćfinale Ligi Konferencji, to rzecz bez precedensu w historii rodzimego futbolu. Brawa i gratulacje są zasłużone. Ale też nie dorabiajmy do tego legendy, nie traćmy kontaktu z podłożem.

To nie jest Liga Mistrzów, to nie jest też Liga Europy, to są rozgrywki trzeciej kategorii. "Puchar Biedronki" - jak kiedyś ocenił to były reprezentant Polski, Kamil Kosowski. Takie złośliwości możemy sobie tym razem odpuścić. Sukces jest, bez dwóch zdań, bo rywale z Polaków z Belgii i Norwegii chcieliby dzisiaj być na naszym miejscu. Cieszmy się zatem, ale... z rozsądkiem. Szampan niech się jeszcze spokojnie chłodzi na lepsze czasy.

Przecież jeśli mamy w ogóle odnosić jakieś sukcesy, to gdzie, jeśli nie w rozgrywkach, w których przeciwnikami naszych drużyn w fazie grupowej były takie "potęgi" jak np. Petrocub Hncești z Mołdawii czy serbska Backa Topola. Więc z tym trąbieniem wszem i wobec, że jesteśmy klubową potęgą w europejskim futbolu, to tak raczej cichutko poproszę, żeby nas ktoś nie obśmiał.

ZOBACZ WIDEO: Tak strzela syn legendy. Stadiony świata!

Szczególnie że w czwartek wielkiego futbolu to nasze drużyny nie zagrały. Legia okrutnie mordowała się dwie godziny z okładem z FK Molde, które jest co najwyżej europejskim średniakiem, a i to określenie o Norwegach jest mocno na wyrost. Bój to był epicki, jakby futbol był sportem walki.

Z kolei Jagiellonia zagrała w Belgii mecz do zapomnienia. Na szczęście po rewanżu z Cercle Brugge zapamiętane zostanie jedynie to, że klub z Białegostoku awansował do ćwierćfinału Ligi Konferencji. "Jaga" wyglądała naprawdę kiepsko, jej kibice drżeli o wynik do końca. Niepokojące, że drużyna z Białegostoku potrafi być w Europie tak bardzo nierówna.

Lider zespołu Jesus Imaz najefektowniej wyglądał przed meczem, gdy w śmiałej wypowiedzi na konferencji prasowej wypalił, że chcą z kolegami wygrać w tym roku Ligę Konferencji. A już sam fakt, że drużyna z Polski rozważa wygranie jakiegoś Pucharu w piłce nożnej, przywraca nam właściwą ocenę miary czwartkowego sukcesu.

Z kolei Legia na Łazienkowskiej w meczu z Molde miała jedynie przebłyski. Dobrej piłki było jak na lekarstwo. Ale tym razem cel uświęcał środki. Chodziło o to, żeby spełnić marzenie i w kolejnej rudzie zagrać z Chelsea. Takie są dzisiaj marzenia na Łazienkowskiej i to też jest znak czasu.

Jako dyżurny malkontent, przypomnę tylko, że jeszcze 8 lat temu (w 2016 roku) Legia występowała w Lidze Mistrzów i np. z takim Realem Madryt, który później triumfował w tamtej edycji Champions League, grała jak równy z równym (3:3). A warto dodać, że w „królewskich” barwach biegał po boisku jego wysokość Cristiano Ronaldo, wówczas w szczytowej formie.

Jeszcze w sezonie 2020/21 Legia bez wstydu potrafiła rywalizować w Lidze Europy.

Ale polski futbol klubowy osuwa się w dół w zastraszającym tempie. Dziś sukcesem jest wymęczony awans z FK Molde, który pierwszy swój mecz w lidze norweskiej zagra dopiero za dwa tygodnie.

Na najlepszą akcję musieliśmy poczekać do 108. minuty gry, żeby zobaczyć jak chimeryczny Marc Gual efektownym przyjęciem ograł rywali i zdobył gola na wagę awansu. Szkoda tylko, że tak mało było piłki w piłce.

Do Warszawy przyjedzie Chelsea, marka uznana w Europie. I choć z tą dawną wielkością ma już trochę mniej wspólnego, to nie ma wątpliwości, że na Łazienkowskiej będzie święto.

Gonzalo Feio osiągnął swój cel. Nie jest tajemnicą, że zależało mu najbardziej, żeby doprowadzić do konfrontacji z Chelsea. Dla niego to może być jak trampolina. Trener Legii jest przekonany, że dzięki temu agencja potentata na rynku transferowym Jorge'a Mendesa wypromuje go na rynku angielskim. Choćby do Championship. A Portugalczycy trzęsą tym biznesem, więc nie jest to wcale takie nieprawdopodobne.

Meczami z Chelsea Feio może tylko wygrać, przecież w spotkaniach z takim rywalem nikt nie będzie wymagał od Legii zwycięstwa. Deklaracji, że w tym sezonie Legia miała odzyskać mistrzostwo, nikt przez grzeczność Portugalczykowi nie będzie wypominał. On zresztą nigdy do swoich pomyłek się nie przyznaje.

A jednak wystawienie w bramce w meczu przeciwko Molde Kacpra Tobiasza, to było przyznanie się do błędu Goncalo Feio. Jego pomysł, żeby ściągać ze Sportingu Lizbona, Vladana Kovacevicia był więcej niż nietrafiony. Był chory i bardzo kosztowny. Tobiasz nawet z rozbitym nosem jest lepszy niż zdrowy Bośniak. Szkoda, że trener tego nie wiedział.

Trzymam kciuki, żeby agent Goncalo Feio udanie go wypromował na rynku angielskim.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Komentarze (61)
avatar
Jagаfan !
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
To ja i mój ojciec po tym tragicznym czwartku, który mnie upodlił i musiałem po golu Guala uciec z płaczem do nory 
avatar
❶ ❾ ❶ ❻
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Jaki zły BUAHAHAHAHAHA Niee, zły to złe słowo, on jest WŚCIEKŁY, ZESZMACONY, ZEZŁOMOWANY, ZNISZCZONY, ZAJECHANY JAK ŚCIERA BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHA 
avatar
Ahmann Kaji
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Niech autor tego tekstu nie traci głowy, przepraszam niech straci i niech idzie się utopić. Te wypociny czytać pseudo nocnika, aż szkoda czasu. 
avatar
Bestia ze Wschodu
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Poniższy komentarz usunięto wklejam więc ponownie :))) To są właśnie dziennikarze Sportowych Faktów. Polski sukces wdeptać w błoto ale za to wyolbrzymiają do granic obłędu grę i formę Lewandows Czytaj całość
avatar
Jagafan !
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
5
1
Odpowiedz
Anglików nie da się kupić - nawet z Varciniakiem 
Zgłoś nielegalne treści