Nie minął kwadrans i Pogoń Szczecin przegrywała 0:2, a dwa uderzenia do jej bramki oddał Benjamin Kallman. Pierwsze z rzutu karnego za faul Leonardo Borgesa na Filipie Rózdze, a drugie w sytuacji sam na sam po rewelacyjnej asyście Amira Al-Ammariego. Krótko po podwyższeniu prowadzenia Bartosz Frankowski zarządził krótką przerwę w grze, a była ona spowodowana zadymieniem stadionu przed kibiców z Krakowa.
- Zakładaliśmy, że struktura gry Cracovii będzie inna. Dlatego musieliśmy zmienić nasz pressing. Po korektach w tej przerwie gra zaczęła wyglądać zdecydowanie lepiej. Gratuluję mojej drużynie szybkiej adaptacji. Z minuty na minutę funkcjonowaliśmy coraz lepiej i dzięki pressingowi coraz częściej odbieraliśmy piłkę - mówi na konferencji prasowej trener Robert Kolendowicz.
- Wprowadziliśmy kolejne korekty po 45 minutach. Już z przewagą zawodnika, po czerwonej kartce, utrzymywaliśmy się dłużej przy piłce i zmienialiśmy stronę. Z upływem minut podkreślaliśmy przewagę golami. Jestem dumny z każdego zawodnika, a przede wszystkim z tego, że widziałem na boisku zespół - dodaje Kolendowicz.
ZOBACZ WIDEO: Absurdalna sytuacja w amatorskiej lidze. Najbardziej groteskowe pudło roku
Pogoń wygrała 5:2 po bramkach Fredrika Ulvestada, jednemu trafieniu Efthymisa Koulourisa i dwóch golach samobójczych zawodników Cracovii. Od szóstych w tabeli Pasów oddaliła się na pięć punktów, bierze jeszcze na poważnie udział w grze o awans do eliminacji europejskich pucharów.
- To, co zrobiliśmy, to coś fenomenalnego. Odwrócić wynik w ten sposób potrafią nieliczne zespoły. Za nami jest ważny mecz. Raz ze względu na sytuację w tabeli, a dwa ze względu na wartość, jaką miał dla naszych kibiców. Byli z nami niezależnie od wyniku - podkreśla Kolendowicz.
Powodów do zadowolenia nie miał Dawid Kroczek. Dwa gole Benjamina Kallmana nie przełożyły się nawet na punkt. Cracovia najpierw straciła prowadzenie, następnie z powodu czerwonej kartki Micka van Burena, a na koniec jeszcze trzy dodatkowe gole.
- Trudno powiedzieć coś pozytywnego. Mieliśmy przewagę dwóch bramek i pełną kontrolę. Następnie oddaliśmy inicjatywę i nie stwarzaliśmy żadnych sytuacji do strzelenia goli. Do tego doszły błędy indywidualne. Po takim rozpoczęciu meczu nie powinniśmy dopuścić do takiego ciągu dalszego. Jesteśmy wściekli na to, co wydarzyło się i musimy zrobić wszystko, żeby to więcej nie powtórzyło się - podsumowuje trener Kroczek.