Zganiacz kontra Korona, czyli kto kłamie?

Szanse na to, że Mariusz Zganiacz pozostanie w Koronie zmalały praktycznie do zera. Mało tego, szanowany przez kieleckich kibiców piłkarz najprawdopodobniej rozstanie się z klubem w nie najlepszej atmosferze. A przecież ma za sobą cztery udane lata w żółto-czerwonej koszulce. Wszystko za sprawą kontraktu, którego nie chce podpisać... no właśnie - klub czy zawodnik?

Obecna umowa Mariusza Zganiacza wygasa 31 grudnia 2009 roku. 25-letni pomocnik już jest więc praktycznie wolnym zawodnikiem. Rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu ciągną się od kilku miesięcy i nie zanosi się na to, aby zakończyły się sukcesem. Chyba że sukcesem dla obu stron będzie nieparafowanie nowej umowy?

Władze Korony powtarzają jak mantrę, że propozycja, jaką przedstawił menadżer piłkarza, Jarosław Kołakowski, jest nie do przyjęcia. Sam zainteresowany twierdzi jednak, że wszystko rozbija się o grosze, a klub zaoferował takie same zarobki jak dotychczas. - Poza tym Korona w ogóle nie kontaktuje się z moim menadżerem. Mam wrażenie, że jej nie zależy na podpisaniu tego kontraktu - nie ukrywa "Zgani".

Inne zdanie w tej sprawie wyraża zarząd żółto-czerwonych oraz nowy trener, Marcin Sasal. - Od dłuższego czasu nie ma odzewu ze strony samego zawodnika, a to przede wszystkim on musi chcieć podpisać tę umowę - mówi szkoleniowiec.

Wychowanek Czarnych Gorzyce trafił do Kielc na przełomie sezonu 2005/2006. Z Koroną przeżył wzloty i upadki, m. in. karną degradację do I ligi. Mimo spadku, zadeklarował chęć pozostania w zespole ze stolicy świętokrzyskiego i pomoc w walce o powrót do piłkarskiej elity. Słowa dotrzymał, czym zaskarbił sobie szacunek kieleckich kibiców. Czy Koronie jest jeszcze taki gracz potrzebny? - Nie odpowiem na to pytanie konkretnie. Nikogo nie będę trzymał na siłę. Jeśli ma lepszą ofertę, to niech idzie i się dalej rozwija. W ostatnim czasie nie podjął walki o miejsce w składzie - odpowiada Marcin Sasal.

Były młodzieżowy reprezentant Polski stracił miejsce w podstawowej jedenastce na rzecz Aleksandara Vukovicia, który dołączył do zespołu we wrześniu. Jego partnerem w środku pola był Cezary Wilk. - Od razu trener Motyka postawił na Vuko, a mi praktycznie nie dawał już szans - wspomina Zganiacz, który od momentu pojawienia się w Kielcach Serba rozegrał tylko jedno spotkanie w ekstraklasie w pełnym wymiarze czasowym (30 października z Wisłą Kraków). Zagrał jednak od pierwszej minuty tylko dlatego, że serbski pomocnik pauzował za czerwoną kartkę.

Nic się nie zmieniło po zwolnieniu trenera Marka Motyki i przyjściu Marcina Sasala. W pierwszym spotkaniu bez Motyki na ławce szkoleniowej Zganiacz zagrał jedynie cztery minuty przeciwko Ruchowi Chorzów. Tydzień później w meczu z Polonią Warszawa z powodu przeziębiania zabrakło Vukovicia i chcąc nie chcąc debiutujący w tym starciu Marcin Sasal postawił od początku na "Zganiego". Już w przerwie filigranowego pomocnika zmienił jednak Jacek Markiewicz.

W ostatnim meczu 2009 roku, z Lechem Poznań, 25-latek nie znalazł się nawet w kadrze, chociaż nie był kontuzjowany, ani nie miał na koncie nadmiaru kartek. - Bo zaliczył słabszy występ we wcześniejszym ligowym starciu. Nie miało to żadnego związku z jego pozasportową sytuacją - tłumaczy Marcin Sasal. - To kłamstwo. Nie znalazłem się w kadrze na Lecha, bo nie podpisałem kontraktu - taka jest natomiast opinia piłkarza.

Nie zanosi się na to, żeby obie strony doszły do porozumienia, a nawet jeśli, to nie wydaje się, aby trener i filigranowy pomocnik mieli się w przyszłości bez problemów dogadywać. Jeśli nie w Koronie, to gdzie swoją karierę będzie kontynuował Mariusz Zganiacz? - Brak pracy na pewno mi nie grozi, bo mam sporo ofert. Interesują się mną Piast Gliwice, Górnik Zabrze, Odra Wodzisław, Arka Gdynia i Polonia Bytom. Najbliżej jestem Piasta. Pierwszeństwo ma jednak Korona, z której byłoby mi żal odchodzić po tylu latach - przyznaje, po czym dodaje: - Menadżer powiedział mi, że chcą mnie jakieś dwa kluby zagraniczne. Ale nie chce mi na razie mówić które. Nawet nie wiem, z jakich krajów. Za granicę go jednak nie ciągnie. - Mam jeszcze czas. Chciałbym jeszcze przez rok lub półtora pograć w Polsce - twierdzi. Tylko że za rok czy półtora oferta z zagranicy wcale nadejść nie musi...

Źródło artykułu: