Gdy latem 2020 roku Bartosz Białek wyjeżdżał z Zagłębia Lubin do VfL Wolfsburg, wróżono mu wielką karierę.
Niestety, nie został następcą Roberta Lewandowskiego i jego nazwisko raczej nie znajdzie się w galerii sław klubu z Wolfsburga.
Dotychczas Polak wystąpił w tym zespole 36-krotnie i strzelił dwa gole.
Wynik mizerny, natomiast trzeba podkreślić, że rozwój pokrzyżowały mu liczne kontuzje, m.in. dwukrotnie zerwane więzadła krzyżowe w kolanie.
W poprzednim sezonie Białek był wypożyczony z Wolfsburga do belgijskiego KAS Eupen. Kilka dni po przejściu do nowego klubu doznał jednak poważnej kontuzji kolana. Musiał przejść operację i był wyłączony z gry przez wiele miesięcy. Wrócił pod koniec sezonu, zagrał w sześciu spotkaniach i zdobył nawet jedną bramkę.
Po zakończeniu wypożyczenia wrócił do Wolfsburga. Liczył, że przekona do siebie trenera Ralpha Hasenhüttla, ale podczas jednego z treningów Białek zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i po raz kolejny musiał odłożyć na bok grę w piłkę nożną. Ostatnio wrócił do kadry meczowej (spotkanie z FSV Mainz), lecz nie podniósł się z ławki nawet na minutę.
W środę VfL Wolfsburg poinformował, że kontrakt Białka (obowiązujący do 30 czerwca 2025 roku) nie zostanie przedłużony. I trudno się takiej decyzji dziwić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Stać ich na luksus. Zobacz "bryki" znanych piłkarzy