Cudu nie było, choć początek spotkania był obiecujący dla Arsenalu. Niemniej, PSG było zespołem lepszym w dwumeczu i to zespół prowadzony przez Luisa Enrique zagra w finale Ligi Mistrzów z Interem. Z punktu widzenia polskiego kibica trochę szkoda, że nie zobaczymy tam Jakuba Kiwiora. Dla niego byłaby to być może jedyna taka okazja w życiu.
Należy jednak zadać sobie pytanie: co dalej? To znaczy - latem ubiegłego roku, jak i minionej zimy wszyscy wypychali Kiwiora z Arsenalu. Mówili: chłopie, idź na wypożyczenie, bo stracisz kolejne miesiące. Tak było w zasadzie od samego początku jego pobytu w północnym Londynie. Nie brakowało głosów, że - przy całej sympatii - to jednak zbyt wysokie progi.
Ale on został. Zacisnął zęby, cierpliwie czekał na swoją szansę. W końcu takowa nadeszła, bo kontuzji doznał Gabriel Magalhaes. Polak wskoczył do składu i pokazał, że wcale nie jest taki słaby, jak o nim pisano.
ZOBACZ WIDEO: Tego się nie spodziewałeś. Tak wygląda luksusowy autokar Manchesteru City
Bo gdyby był słaby, to trener Mikel Arteta skorzystałby z innej opcji. A skoro Kiwior regularnie występuje w wyjściowym składzie, to znaczy, że Hiszpan jest z niego zadowolony.
Tyle tylko, że przecież Gabriel Magalhaes nie będzie kontuzjowany w nieskończoność. On pewnego dnia wróci. I nie jest trudno wyobrazić sobie scenariusz, że Arteta wraca do tego, co działało wcześniej, czyli duetu William Saliba - Gabriel Magalhaes (o ile oczywiście Francuz nie odejdzie do Realu Madryt, o czym spekuluje się coraz częściej).
Agent Kiwiora, Paweł Zimończyk, na łamach "Faktu" przyznał, że latem przyjdzie czas na rozmowy. I z jego słów można było wywnioskować, że pozostanie Polaka na Emirates Stadium wcale nie jest pewne.
Kiwior ma ważny kontrakt z Arsenalem do 30 czerwca 2028 roku. Arsenal wydał na niego 20 milionów i z ekonomicznego punktu widzenia można pewnie trochę żałować, że "Kanonierzy" nie awansowali do finału Ligi Mistrzów, bo tak prestiżowy mecz mógłby podbić cenę, gdyby klub zdecydował się go sprzedać. Inna sprawa, że w Paryżu Kiwior maczał palce przy bramce na 2:0 dla PSG. To jego niechlujne podanie rozpoczęło akcję rywali.
Tak czy inaczej, 25-latek musi po zakończeniu sezonu usiąść na spokojnie i zadać sobie proste pytanie - czy chce dalej żyć w niepewności i czekać na dar od losu (czyt. kolejne kontuzje kolegów z zespołu), czy może zejść nawet o półkę niżej, ale jednak mieć status zawodnika podstawowego.
Życie chwilą jest fajne. Dziś Kiwior jest nietykalny, właśnie zagrał dwumecz w półfinale Ligi Mistrzów, lada moment może zostać wicemistrzem Anglii. W skrócie: ma swoje pięć minut. Warto jednak pomyśleć też o przyszłości, bo taka sielanka wiecznie trwać nie będzie.
Michał Probierz zwykł mawiać, że trzeba uważać, gdy cię podrzucają, bo pewnego razu zapomną złapać. W futbolu wszystko dzieje się bardzo szybko. Jednego dnia jesteś bohaterem, drugiego już cię nie ma.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty