Aż oczy bolały. Po finale na usta ciśnie się tylko jedno [OPINIA]

Getty Images /  Eric Verhoeven/Soccrates / Na zdjęciu: Luke Shaw
Getty Images / Eric Verhoeven/Soccrates / Na zdjęciu: Luke Shaw

Gdy w finale europejskiego pucharu spotyka się 16. z 17. drużyną tabeli, nie należy mieć wysokich oczekiwań. Manchester United i Tottenham postanowiły wyprowadzić jednak kibiców z błędu. Tutaj bowiem nie należało mieć kompletnie żadnych oczekiwań.

W środowy wieczór Polsat postanowił wyemitować film "Wkręceni", opowiadający o trójce byłych pracowników fabryki samochodów, którzy przypadkowo zostają wzięci za poważnych biznesmenów. Podobne widowisko oglądającym postanowiła zafundować także siostrzana stacja. Na Polsacie Sport Premium mogliśmy obejrzeć historię dwóch drużyn piłkarskich, które przypadkowo zostały wzięte za poważne europejskie marki.

Mecz Tottenhamu z Manchesterem United śmiało może aspirować do najgorszego finału ostatniej dekady. Wymownym jest, że jedynym wartym zapamiętania momentem była ekwibrylistyczna interwencja Micky'ego van den Vena, który przewrotką wybijał piłkę z własnej linii bramkowej po niefrasobliwej interwencji Vicario.

To bowiem kolejne błędy były jedyną możliwością, by kibicom mogło przyśpieszyć tętno w nadziei na bramkę. Przemyślane, przećwiczone akcje? To nie tutaj. Wszak mówimy o starciu dwóch drużyn, które spokojny byt w lidze zawdzięczają jedynie trójce żenująco słabych beniaminków.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Pokazał, ile ma koszulek Messiego. To coś więcej niż kolekcja

I o ile w Tottenhamie błędy Vicario byli w stanie naprawiać obrońcy (a on sam odkupił winy w ostatniej minucie doliczonego czasu gry), o tyle w przypadku United Andre Onana tylko bezradnie obserwował całkowicie pogubionego Luke'a Shawa, gdy ten wydawał się mieć kłopot z ustaleniem, gdzie ma przód, a gdzie tył, co poskutkowało decydującym trafieniem Brennana Johnsona.

Bezradność to najlepsze słowo opisujące ten mecz. Manchester United był całkowicie bezradny w budowaniu akcji. Ruben Amorim zdecydował się na bardzo odważny skład, wystawiając w wyjściowej jedenastce zarówno Amada Diallo, jak i Bruno Fernandesa i Masona Mounta, rezygnując tym samym z zabezpieczenia środka pola Manuelem Ugarte. Okazało się jednak, że gdzie kucharek sześć...

Bezradny był jednak także Tottenham, chociaż tutaj trudno nie odnieść wrażenia, że Ange Postecoglou, przez długie miesiące krytykowany za swój naiwny, bardzo ofensywny, styl gry, postawił na całkowite przemodelowanie systemu Tottenhamu.

Poniekąd został też do tego zmuszony. Kontuzje najbardziej kreatywnych graczy, czyli Jamesa Maddisona i Dejana Kulusevskiego, a także Lucasa Bergvalla postawiły go pod ścianą. Już w pierwszej połowie widać było, że pomysł "Kogutów" na ten mecz to przede wszystkim uprzykrzanie życia rywalom. A prowadzący to spotkanie Felix Zwyer nie palił się do tego, by ich za to upominać.

Romero, wybrany ostatecznie piłkarzem meczu, skutecznie doprowadzał do frustracji kolejnych przeciwników. W social mediach króluje zdjęcie, na którym Argentyńczyk, z wyciągniętym palcem, wydaje się ustawiać do pionu Harry'ego Maguire'a.

Anglik to zresztą ikona beznadziei panującej w United. Przez lata wyśmiewany za liczne nieporadne interwencje, ostatecznie, nieco z braku laku, znów stał się kluczową postacią klubu. Chciałoby się napisać "kluczową w defensywie", jednak tu wszystko stoi na głowie.

Już na przedmeczowej konferencji Maguire, niejako przeczuwając, co może się wydarzyć, mówił, że ma nadzieję, że nie będzie zmuszony, by ruszać do ataku, by gonić wynik.

Jeżeli jednak w meczu, który ma jakkolwiek uratować sezon, w którym do podniesienia z boiska jest przeszło 100 mln euro (awans do Ligi Mistrzów), w końcówce faktycznie oglądamy na szpicy 32-letniego obrońcę... To chyba jedynym rozwiązaniem pozostaje zaorać ten klub.

Oczywiście, można by też po prostu kupić bramkostrzelnego napastnika, jednak trudno powiedzieć, czy sir Jim Rattclife zdoła zwolnić na tyle szeregowych pracowników klubu, by załatać dziurę w budżecie po środowej porażce.

Ostatecznie bowiem, o dziwo, Maguire wyniku nie uratował. Tym samym Tottenham, po raz pierwszy od 2008 roku, sięgnął po trofeum.

- To nie jest tak, że zwykle coś wygrywam. Ja zawsze coś zdobywam w drugim sezonie - zapowiadał Ange Postecoglou. I słowa dotrzymał.

Bartłomiej Bukowski, WP SportoweFakty

Komentarze (5)
avatar
piotrr69
22.05.2025
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Tottenham ustawił autobus na boisku z którego od czasu do czasu wyskakiwał jakiś grajek żeby kibice uwierzyli że oni grają w piłkę. 
avatar
PiłkaKopana
22.05.2025
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Manchester gra jak reprezentacja Polski - nieskutecznie. 20 strzałów i jeden gol, tak potrafiła tylko Polska. 
avatar
kidon
22.05.2025
Zgłoś do moderacji
7
2
Odpowiedz
Jednak angielskie druzyny nie maja porownania do hiszpanskich,hiszpanska pilka to calkiem inna klasa ktorej anglicy nie doruwnuja. 
Zgłoś nielegalne treści