Czasem mówi się, że dany klimat "nie służy" zawodnikowi. Bywa tak, że piłkarz nagle, po zamianie przykładowych Włoch na Niemcy, traci dawny blask, bądź odwrotnie.
Trudno jednak o bardziej jaskrawy przykład tego, jak odpowiednie otoczenie może zbudować, bądź zniszczyć zawodnika, niż przypadek Antony'ego.
- Był nawet taki moment, w którym pomyślałem, że czas skończyć z grą w piłkę. Nie byłem szczęśliwy, nie czułem chęci do gry - mówił Brazylijczyk w emocjonalnym wywiadzie udzielonym serwisowi "TNT Sports Brasil".
Wspomnienie czasu spędzonego w Manchesterze wciąż mocno oddziałuje na samego zawodnika, który w przytaczanej rozmowie nie potrafił pohamować łez.
Zamknięty pokój
Transfer Antony'ego do Manchesteru United od początku wzbudzał kontrowersje. Wszystko ze względu na kwotę, jaką klub zdecydował się przeznaczyć, by Erik ten Hag ponownie mógł poprowadzić byłego podopiecznego. 95 mln euro sprawiało, że nawet niedzielny kibic stukał się z politowaniem w głowę.
"Jeśli Antony da radę, to wszyscy szybko zapomną o kwocie transferu. Ale jeśli na boisku nie będzie mu szło, to te 100 milionów będzie nad nim wisiało jak fatum" - pisał wówczas "The Athletic".
I można powiedzieć - wykrakał.
Antony w United w niczym nie przypominał magika, który oczarował Amsterdam. Piłkarz bardzo szybko znalazł się na celowniku mediów, kibiców, a nawet klubowych legend.
- Alejandro Garnacho podrywa cię z krzesełka. Daje 10 razy więcej niż Antony, który kosztował dużo więcej pieniędzy. Nasza rekrutacja od lat jest fatalna - grzmiał Ryan Giggs.
- Erik ten Hag powinien zastanowić się nad pozycja Antony’ego. Nie daje zbyt wiele drużynie. Irytuje swoich kolegów. To naprawdę frustrujące. Nie rozumiem, dlaczego Erik ten Hag, znając tak dobrze tych chłopaków, wybrał Antony’ego zamiast Kudusa - mówił z kolei Peter Schmeichel.
Gdy po transferze media pisały o "przekroczeniu przez Antony'ego wrót piekieł", to nie mógł on przypuszczać, że metafora odnosząca się do przydomku drużyny, okaże się tak dosłowna.
- Mówiłem mojemu bratu, że już nie mogę tego znieść. Poprosił mnie, żebym jeszcze trochę poczekał. Mówił, że wszystko się zmieni. Siedziałem w domu zamknięty w pokoju, nic nie jadłem całymi dniami. Nie miałem nawet siły pobawić się z synem - wspomina ten okres sam zainteresowany.
Torreador
Ratunek przyszedł zimą. Choć wówczas nie brakowało narracji, że to bardziej Manchester uwolnił się od "zbędnego balastu", wypychając niechcianego zawodnika na wypożyczenie do Betisu.
Antony szybko pokazał jednak, że to niekoniecznie w nim leżał cały problem. I jest to mocno eufemistyczne wyrażenie.
Gdy bowiem nowo pozyskany piłkarz zdobywa 3 nagrody MVP w 4 pierwszych meczach, to nawet najbardziej sceptycznie nastawiony kibic poprzedniego klubu zastanowi się: Co poszło nie tak? I tu z odpowiedzią, choć dość specyficzną, pośpieszył sam zainteresowany...
- Miasto odgrywa tu ważną rolę. Jest lepsze niż Manchester i czuję się tutaj dobrze. Jestem tutaj bardzo szczęśliwy. Słońce także bardzo pomaga. Jesteś każdego dnia rozbudzony, słuchasz siebie - twierdził piłkarz.
I jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało - działało. Antony w zaledwie pół roku niemal wyrównał swój dorobek, jeżeli chodzi o gole i asysty, osiągnięty na przestrzenie 2,5 roku w Manchesterze.
25-latek stał się z miejsca nowym idolem trybun i fundamentem drużyny. Po derbowym meczu z Sevillą (wygranym 2:1), przed telewizyjnymi kamerami stanął kapitan zespołu, Isco, który z rozbrajającą szczerością wypalił: - Musimy wspólnie z kibicami przeprowadzić zbiórkę, aby mógł z nami zostać przynajmniej jeszcze przez rok.
W Betisie muszą być jednak przygotowani na ostrą walkę. Bo o ile w Manchesterze nikt już raczej nie wiąże przyszłości ze skrzydłowym, o tyle znakomite kilka miesięcy sprawiło, że transferem Antony'ego zainteresowały się m.in. Juventus czy Atletico Madryt.
- Spróbujemy różnych opcji i zrobimy wszystko, co możliwe, aby Antony z nami został - podkreślał dyrektor sportowy klubu z Sewilli, Manu Fajardo.
Takie nastawienie nikogo nie dziwi. Dziś Antony może poprowadzić zespół do pierwszego w historii europejskiego trofeum. I nie ma w tym cienia przesady. To bowiem Brazylijczyk był kluczową postacią półfinałowego starcia z Fiorentiną, w którym w dwumeczu (2:1, 2:2) zdobył 2 bramki i zanotował asystę.
"Sewilla to miejsce dla torreadorów. Kibice kochają torreadorów, którzy odchodzą od scenariusza i robią wszystko po swojemu – a Antony jest takim typem zawodnika, więc go uwielbiają. Był skuteczny i wyniósł drużynę na wyższy poziom" - pisał na łamach BBC hiszpański dziennikarz Guillem Balague.
Teraz przed torreadorem z Sao Paulo ostatnia korrida. W środowy wieczór, we Wrocławiu zmierzy się z Chelsea. Stawką - puchar Ligi Konferencji Europy. Początek meczu zaplanowano na godzinę 21:00.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Pokazał, ile ma koszulek Messiego. To coś więcej niż kolekcja