Ten dzień zbliża się nieubłaganie. 6 czerwca na Stadionie Śląskim w Chorzowie reprezentacja Polski rozegra towarzyski mecz z Mołdawią.
W normalnych okolicznościach takie spotkanie nie wywoływałoby większego zainteresowania wśród polskich kibiców. Mołdawia nie jest przecież rywalem, który elektryzuje publikę.
Okoliczności sprawiają jednak, że to nie jest mecz jak każdy inny. Po raz ostatni w kadrze zagra bowiem Kamil Grosicki. To właśnie tego dnia będziemy świadkami jego pożegnania z reprezentacją Polski.
Debiutował u Leo Beenhakkera 2 lutego 2008 roku przeciwko Finlandii. Jak dotąd rozegrał 94 spotkania w narodowych barwach.
- Pamiętam mój debiut. Najpierw na mecz z Finlandią powołani zostali najlepsi ligowcy, ale dostałem niespodziankę i zostałem z pierwszą reprezentacją, która grała z Czechami. Zasiadłem na ławce rezerwowych, co już było dla mnie dużym wyróżnieniem. Piękny to był moment. Debiut na pewno zapamiętam do końca życia - powiedział Grosicki w rozmowie z "Łączy Nas Piłka".
ZOBACZ WIDEO: Ależ to były emocje! Zobacz reakcje Flicka na gole w El Clasico
Jednak to nie Beenhakker był tzw. piłkarskim ojcem Grosickiego. Takim mianem zdecydowanie można określić Adama Nawałkę. To właśnie w czasach, gdy Nawałka był selekcjonerem, Grosicki grał najlepszy reprezentacyjny futbol.
- Musiałem ciężko pracować na zaufanie trenera. Kimś takim był trener Nawałka i wtedy moja reprezentacyjna kariera naprawdę nabrała tempa - mówi Grosicki.
- Trener Nawałka mi zaufał i bardzo dużo mu zawdzięczam. Dzięki reprezentacji zdobyłem wszystko. Bardzo mi pomogła, ale ja tak samo oddawałem całe serce reprezentacji - podkreśla 36-letni już zawodnik.
- Nawałka napędził moją karierę. To ważny człowiek w moim życiu piłkarskim, do dziś mamy świetny kontakt - mówi "Grosik".