Do tej pory nad Ewą Pajor wisiała klątwa. Polska zawodniczka czterokrotnie (w latach 2016, 2018, 2020 i 2023) miała okazję występować w finałach Ligi Mistrzyń (za każdym razem z VfL Wolfsburg). Mimo tylu szans niemiecka drużyna nigdy nie sięgnęła po upragnione trofeum.
Z kolei FC Barcelona, do której Pajor się przeniosła, wygrała dwie poprzednie edycje (2023 i 2024). I była faworytem do sięgnięcia po to trofeum po raz trzeci. Rywalem "Dumy Katalonii" był Arsenal FC. Szybko jednak okazało się, że ekipa z Hiszpanii niczego za darmo nie dostanie.
ZOBACZ WIDEO: Ależ to były emocje! Zobacz reakcje Flicka na gole w El Clasico
Od pierwszego gwizdka Barcelona rzuciła się do ataku. Brakowało jednak konkretów. Taktyka Arsenalu zakładało jedno: szybkie wychodzenie z kontrami. Niewiele brakowało, a przyniosłoby to sukces. "Kanonierki" wypracowywały sobie okazje strzeleckie, ale zawodziło najważniejsze - skuteczność.
W 22. minucie spotkania drużyna z Londynu przeprowadziła świetną akcję po swojej prawej stronie. Po dośrodkowaniu w pole karne Barcelony niefortunnie interweniowała Irene Paredes, która na wślizgu skierowała piłkę do swojej bramki. Na jej szczęście chwilę później arbiter odgwizdała spalonego. Niewątpliwie było to ostrzeżenie dla "Dumy Katalonii", by absolutnie nie lekceważyć rywalek.
A te nie zważały na to, że to one powinny drżeć przed Barceloną. Nic takiego nie miało miejsca. Arsenal tworzył kolejne okazje, choć nie zmieniało się jedno - brakowało celnych strzałów (w pierwszej połowie był tylko jeden). Po drugiej stronie były to trzy uderzenia.
Swoje szanse miała Ewa Pajor, jednak nie był to łatwy mecz dla Polki. Gdy ta tylko otrzymywała piłkę, od razu przy niej pojawiały się rywalki. Linia obrony Arsenalu spisywała się znakomicie, czego skutkiem był bezbramkowy remis do przerwy.
Druga połowa zaczęła się tak jak pierwsza - od ataków Barcelony. Tym razem "Kanonierki" nie poczynały sobie już tak odważnie w ofensywie. "Duma Katalonii" narzuciła wysokie tempo. Po godzinie gry drużyna z Hiszpanii miała na swoim koncie 15 oddanych strzałów. Brakowało natomiast goli.
W pewnym momencie Arsenal skupił się wyłącznie na obronie. Barcelona naciskała, ale w dalszym ciągu nie przekładało się to na bramkę. Stare porzekadło mówi, że niewykorzystane akcje się mszczą. I tak też się stało! W 74. minucie w polu karnym "Dumy Katalonii" odnalazła się rezerwowa Stina Blackstenius, która mierzonym strzałem w dalszy róg pokonała Coll. Sensacja wisiała w powietrzu.
Barcelona nie miała nic do stracenia. Piłkarki zespołu z Hiszpanii spieszyły się, co generowało proste błędy. A Arsenal? Przy każdej możliwej okazji przeprowadzał kontry. Te nie przynosiły efektu w postaci bramki, jednak kradły czas rywalkom.
Pod koniec meczu "Duma Katalonii" atakowała już całą drużyną. Kolejne wrzutki w pole karne niczego nie dawały. Nadzieję dała arbiter, która doliczyła aż siedem minut. Ostatecznie na nic się to zdało - Barcelona nie zdołała zdobyć gola i doznała niespodziewanej porażki (0:1).
Dla Ewy Pajor był to piąty finał Ligi Mistrzyń i piąty przegrany.
Arsenal FC kobiety - FC Barcelona kobiety 1:0 (0:0)
1:0 - Stina Blackstenius - 74'