Choć FC Barcelona sięgnęła w tym sezonie po mistrzostwo Hiszpanii i Superpuchar, jej marzenia o triumfie w Lidze Mistrzyń brutalnie przerwał Arsenal. Drużyna Ewy Pajor poległa 0:1, a jedynego gola zdobyła w 74. minucie Stina Blackstenius. Zaskakujące nie było tylko rozczarowanie, ale również suma, jaką zespół zarobił w całym turnieju.
Choć Barcelona przebrnęła przez wszystkie fazy rozgrywek, jej konto wzbogaciło się jedynie o... 1,2 mln euro, czyli około 5 mln zł. Na tę kwotę złożyły się: 250 tys. euro za zwycięstwa grupowe, 20 tys. bonusu za pierwsze miejsce w tabeli, 160 tys. za ćwierćfinał, 180 tys. za półfinał oraz 200 tys. za sam finał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to był gol! Można oglądać i oglądać
Wygrana Arsenalu była warta 350 tys. euro, czyli niespełna 1,5 mln zł. To najwyższa możliwa premia w żeńskiej edycji Ligi Mistrzów.
Co ciekawe, męskie kluby za sam awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów zarabiają 18,6 mln euro. To ponad piętnastokrotnie więcej niż maksymalna kwota dostępna dla zwycięskiej drużyny kobiet. Różnica jest uderzająca.
Przy takich proporcjach trudno się dziwić, że kwestia finansowej nierówności pomiędzy rozgrywkami kobiet i mężczyzn regularnie wraca w debacie publicznej. Na razie nie zanosi się jednak, by UEFA miała zmienić zasady podziału pieniędzy.