*Rozmowa została przeprowadzona przed decyzją selekcjonera Michała Probierza o odebraniu Robertowi Lewandowskiemu opaski kapitańskiej. Zawodnik nie chciał odnosić się do tej kwestii.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak określisz ostatni sezon?
Łukasz Skorupski: Zdecydowanie był tym najlepszym. Graliśmy w Lidze Mistrzów, super uczucie. Ale przede wszystkim zdobyliśmy Puchar Włoch. Na tym nam najbardziej zależało. Im bliżej było finału, tym wszyscy w klubie powtarzali, że liczy się tylko mecz z Milanem.
W finale Pucharu Włoch byłeś jednym z bohaterów. Wygraliście 1:0 z Milanem.
Miesiąc przed nim doznałem kontuzji. Pierwszy raz przytrafił mi się uraz mięśniowy. W klubie naciskali, bym wrócił po dwóch tygodniach. Ustaliliśmy z trenerem, że poczekamy dłużej.
Stresowałem się. Myślałem o tym meczu bardzo często. Tak bardzo chciałem go wygrać, że zacząłem się bać przegranej. Kilka dni przed finałem przegraliśmy z Milanem w lidze 1:3. Czułem niepokój. W dniu spotkania rozmawiałem z psychologiem i naprawdę dobrze mnie nastawił. Poczułem się pewniej. Żona powiedziała: "Idź, wygraj już ten cholerny puchar i się uspokój". Dla mnie to było wielkie wydarzenie. Nigdy wcześniej nie występowałem w żadnym finale, nic nie wygrałem.
Pracujesz z psychologiem?
Od czasu do czasu, ale wcześniej kilka razy mi pomógł. Zwłaszcza, gdy miałem gorszy moment w piłce. Jeszcze za czasów Sinisy Mihajlovicia denerwowało mnie, że nie mogę zachować czystego konta. Bywało i dziesięć meczów z rzędu, w których ktoś mi strzelił gola. Czasem z jednego uderzenia w meczu. Niby nie z mojej winy, robiłem wszystko poprawnie, pracowałem na maksa na treningach, ale czegoś brakowało. Okazało się, że wszystko było w głowie. Musiałem trochę wyluzować. Zresztą - żona też mi pomaga. Ona nie pozwala mi się rozluźnić.
W jakim sensie?
Powtarza: "Chcesz grać na takim poziomie, to zapierdzielaj". Mówi, że im jestem starszy, tym muszę więcej pracować, żeby mnie młodzi nie wyprzedzili. Nie akceptuję tego, że młodzi mogą być lepsi ode mnie. Mam taki plan, by jak najdłużej grać w piłkę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To był niesamowity wyścig. Piłkarze zmierzyli się z bolidem
Do kiedy?
Do czterdziestki. A później będę oglądał mecze syna. Na razie w ogóle nie czuje zmęczenia. W tym sezonie pierwszy raz występowałem co trzy dni. Muszę przyznać, że jest to wyzwanie. Kończyliśmy mecz w niedzielę o godzinie 23, zasypiałem późno w nocy, a następne spotkanie rozgrywaliśmy w środę. Człowiek nie dosypia, śpi po obiadach. Podziwiam tych, którzy grają tak całą karierę. Trzeba być zaprogramowanym jak robot.
Przełożyło się to na wielki sukces. Bolonia czekała na puchar 51 lat.
Jak to teraz przebić? Może mistrzostwem Włoch? Na pewno powalczymy w Lidze Europy, myślę że będziemy mieli większe szanse, żeby zajść dalej.
Po wygranym pucharze zrobiłem sobie tatuaż na pamiątkę. Na plecach. Wygrawerowałem sobie datę meczu z Milanem i napis: "La sera dei miracoli". To tytuł piosenki, którą puszczali nam po każdym wygranym spotkaniu. Po finale ta melodia rozchodziła się po całym mieście. Był to dla mnie bardzo emocjonalny moment w życiu. Popłakałem się. Położyłem się na murawie po meczu i popłakałem się ze szczęścia. Czułem spełnienie.
A jak na ten sukces zareagowali mieszkańcy Bolonii?
Euforia była jeszcze większa niż rok wcześniej, po wywalczenia miejsca dającego grę w Lidze Mistrzów. Podchodzili do mnie nawet starsi ludzie, gratulowali. W pewnym momencie zacząłem prosić żonę, by chodziła po zakupy, bo moje wyjścia kończyły się na wielu godzinach rozdawania autografów i robienia zdjęć. Odwiedzałem syna na turniejach, podchodziły dzieciaki, ich rodzice. Staliśmy pięć, sześć godzin... Na szczęście żona dobrze wytłumaczyła młodemu, o co chodzi. Syn potrafi to zrozumieć. Nie jest zazdrosny. Czasem mówi: tato, ten pan chce z tobą zdjęcie. Robię jednak wszystko, żeby to młodemu poświęcić jak najwięcej uwagi.
Jak smakowała Liga Mistrzów?
Debiutowałem jeszcze w Romie, ale w Bolonii wywalczyłem Ligę Mistrzów będąc podstawowym zawodnikiem. Fajne przeżycie: hymn, kibice, Anfield Road. Stadiony, które widziałem za dzieciaka w telewizji. Spełniłem swoje marzenia. W pierwszym spotkaniu obroniłem rzut karny z Szachtarem, ale najbardziej podobał mi się mecz z Benfiką. Udało się złapać kilka piłek. Szkoda, że nie wyszliśmy z grupy. Liga Mistrzów pod kątem adrenaliny, to poziom reprezentacji. Czujesz, że to mega ważny mecz, emocje buzują. To uczucie uzależnia. A ja lubię takie wydarzenia. Im ważniejszy mecz, tym bardziej się ładuję, nakręcam się. Żyję takim spotkaniem. Mam bojowe nastawienie - czuję, że zamykam bramę i nikt mi nie strzeli gola.
Spełniasz swoje marzenia?
Wyjeżdżając z Polski chciałem rozegrać 300 meczów w Serie A. Udało się. Później zamierzałem wrócić do Ligi Mistrzów. Teraz czas na kadrę. Chcę zagrać z reprezentacją na mistrzostwach świata.
Pojawia się coraz więcej informacji, że możesz odejść z Bolonii.
Kontrakt przedłużył mi się automatycznie o rok po rozegraniu 23 meczów w tym sezonie Serie A. Na razie sprawami zajmuje się mój menedżer Federico Pastorello i w stu procentach mu ufam.
A co stanie się z Kacprem Urbańskim?
Widzieliśmy się ostatnio. Chyba będzie chciał zmienić drużynę. Wydaje mi się, że mógł zostać u nas, zamiast odchodzić na wypożyczenie. Pewnie Kacper częściej wchodziłby z ławki, ale więcej minut spędziłby na boisku. Nowy trener, Vincenzo Italiano, zmienił taktykę. "Urbi" jest bardziej do grania krótkiej, technicznej piłki, a my przez ostatni rok wybieraliśmy dłuższe podania. To dobry piłkarz, odnajdzie się. Rok temu gadało się tylko o Lewandowskim i Urbańskim. Teraz musi się odbudować.
Mecz z Francją na Euro 2024 zmienił twoją pozycję w reprezentacji?
Dał mi kopa. W ogóle, oglądam go regularnie! Mój syn zaczął śledzić YouTube'a. Włącza skrót z tego meczu co najmniej raz w tygodniu! Mówi, że chce być bramkarzem. A ja mu na to: "Nie jesteś tak drewniany jak tata!". Na razie gra w polu, w akademii Bolonii. Dobrze mu idzie.
Występu w tym spotkaniu gratulował ci Kylian Mbappe.
Tak, podszedł po spotkaniu, przybił piątkę. Pewnie nigdy wcześniej mnie nie widział. Śmiałem się, że przynajmniej zapamiętał. Chciałem wymienić się z nim koszulką, ale udzielałem wywiadu. Poszedłem później pod ich szatnię i Mbappe powiedział, że koszulkę dla mnie przekazał komuś z polskiej kadry. W naszej szatni nikt się nie chciał przyznać, kto ją zabrał!
W końcu doczekałeś się pozycji numer 1 w bramce reprezentacji.
Jestem w kadrze od trzynastu lat i wychodził mi średnio mecz na rok w drużynie narodowej. Mimo że byłem numerem 2 lub 3 nigdy nie miałem momentu, w którym nie chciałem przyjechać na zgrupowanie.
Po Euro 2024 trwała rywalizacja, ale czułem się w formie. Myślę, że w ostatnich 2-3 latach poprawiłem się pod względem mentalnym. Czuję się spokojniej, pewniej. Widziałem, że jeżeli będzie mi dane zagrać w kadrze, to będzie dobrze z dyspozycją. Jeżeli cały tydzień pracuję na sto procent, to i na boisku będzie OK. Ale Marcin Bułka jest dobrym bramkarzem, szanuję go. Dobrze radzi sobie we Francji.
Co podobało ci się u bramkarzy, z którymi wcześniej trenowałeś w kadrze?
U Artura Boruca podobał mi się jego charakter. Był oczywiście świetnym bramkarzem, ale bardziej pamiętam go z telewizji, z mistrzostw świata w Niemczech 2006, z Euro 2008. Gdy przemawiał w szatni, wszyscy stali na baczność, zatrzymywali się i go słuchali. Wyglądało to tak: Artur nic nie mówił, kręcił się po szatni, aż nagle, tym swoim donośnym głosem, zaczynał: "Panowie!". I wszyscy zastygali, bo Artur mówi. Chłopaki opowiadali, że rozwalił pół szatni ze złości po meczu z San Marino, w którym puścił bramkę.
Ty też straciłeś gola z San Marino.
I też byłem wkurzony, ale miałem inną pozycję w drużynie. Szanuję Artura za ten charakter.
Łukasz Fabiański, pod względem technicznym, był zdecydowanie najlepszym bramkarzem w kadrze. Wojtek Szczęsny zawsze wyluzowany, w meczu utrzymywał topowy poziom.
A palił papierosy w reprezentacji?
A jak myślisz? Popalał czy nie?
Pewnie tak.
Ja go nigdy nie widziałem jak palił, tylko na zdjęciach, w mediach.
Ostatni czas w reprezentacji był trudny dla was i kibiców.
Po meczu ze Szkocją w Warszawie każdy był załamany. Nikt nic nie mówił. Była cisza. Spadliśmy z grupy A Ligi Narodów.
Marcowe spotkania z Litwą i Maltą w eliminacjach też nie wyglądały dobrze.
Nie wyglądały, ale najważniejsze, że wygraliśmy. Wynik idzie w świat.
Czuliście presję?
Ja jej nie czułem, nie wiem jak młodsi zawodnicy. Może tak? Będąc młodszy czułem stres, ale trzeba nad tym pracować. Choćby z psychologiem.
Uratowałeś mecz z Litwą interwencją w końcówce spotkania, przy wyniku 0:0.
Dobry bramkarz musi być skupiony przez 90 minut, czasem masz jedną interwencję na mecz. To jest najtrudniejsze. Wtedy z Litwą... to był instynkt, refleks. Leciała piłka i ją odbiłem. Ale ja nie wierzę w szczęście. To ciężka praca. Na Stadionie Narodowym nie muszę się pobudzać, w reprezentacji zawsze jestem podłączony do prądu. Czasem, gdy nie mam za wiele roboty w bramce, to po prostu do siebie gadam. "Zaraz ci strzelą, bądź czujny, musisz obronić - powtarzam sobie". Nie chcę odpłynąć myślami.
Z Finlandią gracie o minimum drugie miejsce.
Drugie miejsce? Pierwsze chcemy! To dla nas kluczowy mecz.
Jak wspominasz Kamila Grosickiego, który pożegnał się z reprezentacją?
Powiem tak: Kamil to zaje... gość. Spędziliśmy ze sobą wiele lat w reprezentacji. W ostatnim okresie nie grał, ale w ogóle się nie obrażał, robił przemowy w szatni, rozmawiał z młodymi zawodnikami, nie stał w kącie. Mega go za to szanuję. Nie obraża się, dba o zespół. Nawet jak już ogłosił zakończenie kariery w kadrze, cały czas się nią interesował. Nie jest łatwo zachowywać się jak Kamil, gdy zmienia się twoja pozycja w drużynie. Oczywiście zapamiętam go też z wielu świetnych meczów.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
WYGRAJCIE!