Selekcjonerzy reprezentacji Polski niemal zawsze odchodzą jako przegrani. Uniknęli tego tylko Józef Kałuża, którego kadencję przerwał wybuch II wojny światowej, i Kazimierz Górski. Sportowo obronił się też Paulo Sousa, ale ze względu na nagłą ucieczkę do Flamengo w Polsce jest spalony.
Jerzy Brzęczek również nie przegrał na boisku, ale poniósł klęskę na innym froncie - relacji z Robertem Lewandowskim. Był pierwszą ofiarą "potwora", którego stworzył jego poprzednik. Adam Nawałka uwolnił dla reprezentacji potencjał "Lewego". Do 2014 roku Lewandowski w kadrze i klubie to był "Mr Hyde i Dr Jekyll", a dzięki zabiegom tego selekcjonera zaczął grać na miarę oczekiwań i możliwości też w drużynie narodowej.
ZOBACZ WIDEO: Probierz czy Lewandowski - kto ma rację? Polacy wydali werdykt
Poza kontrolą
Stał się piłkarskim "monstrum" - grasującym w polu karnym rywali, żywiącym się golami i połykającym rekordy w całości. Ale twórca nie przewidział efektu ubocznego swojego eksperymentu. Lewandowski 2.0 wymknął się spod kontroli.
Jeszcze bez takiej pozycji podgryzał Franza Smudę po Euro 2012. Już po przeobrażeniu starał się układać Marcinowi Dornie kadrę Polski na ME U-21. Nawałkę po MŚ 2018 też spróbował skubnąć, ale w sprawie Smudy i Nawałki głos zabierał dopiero, gdy ich selekcjonerski los był przesądzony. Potem jednak nabrał odwagi.
Solidnie odżywiony golami zaczął przerastać drużynę, a selekcjonerzy musieli chodzić wokół niego na paluszkach. Każdy kolejny po Nawałce musiał ułożyć sobie relacje z kapitanem. Każdy nowo wybrany opiekun drużyny narodowej w pierwszą wizytę zagraniczną wybierał się na audiencję do Monachium albo Barcelony.
I mimo tych hołdów Lewandowski włączył selekcjonerów do swojego menu. Ich los był zależny od niego. Wcale nie od jego bramek.
Pożeracz selekcjonerów
Można powiedzieć, że to on ośmiosekundowym milczeniem pośrednio doprowadził do zwolnienia Brzęczka. To był już Lewandowski, dla którego sufit w szatni reprezentacji wisiał zbyt nisko. Zdobywca Ligi Mistrzów, Piłkarz Roku FIFA. Trzy miesiące po tym legendarnym wywiadzie Zbigniew Boniek zdecydował się na szaleńczy ruch i zastąpił Brzęczka Paulo Sousą.
Za jego kadencji napastnika podaniami karmili koledzy z drużyny. Był wtedy nasycony, bo reprezentacja grała ofensywny futbol, ale już Czesława Michniewicza wziął na ruszt, bo w polu karnym umierał z głodu. Tuż po meczu z Francją (1:3), po którym odpadliśmy z MŚ 2022, publicznie zgłosił wotum nieufności wobec selekcjonera. Selekcjonera, za kadencji którego strzelił swojego pierwszego i jedynego gola na mundialu.
Gdy dzień później WP SportoweFakty ujawniły, że premier Mateusz Morawiecki obiecał piłkarzom premię, nie mówił - jako kapitan - jednym głosem z selekcjonerem. Grał na siebie, a Michniewicz m.in. za "aferę premiową" zapłacił stanowiskiem. Fernando Santosem - i nie ma się co dziwić - też był zmęczony. Nie przez przypadek mówił potem, że Michał Probierz rozpalił w nim reprezentacyjny ogień na nowo. A teraz "Lewy" upiekł na nim swoją kolejną ofiarę.
Z szablą na czołg
Sfrustrowany kierunkiem, w którym zmierza drużyna, zaczął mówić głośno. - Punktowo plan wykonany, ale nie będę pudrował. Mamy jakąś bazę, ale czas najwyższy się wziąć do roboty i poprawić naszą grę - powiedział po marcowych meczach z Litwą (1:0) i Maltą (2:0).
Miał podkopywać autorytet selekcjonera nie tylko takimi wypowiedziami na zewnątrz, ale też - jak ujawnił wtedy Zbigniew Boniek - na forum zespołu. Merytorycznie i być może też metodami z tyłu szkolnego autobusu jak ta z piosenką Sylwii Grzeszczak ("Małe rzeczy"). Prowokował Probierza, a ten ma krótki lont. Doszło do próby sił, z której zwycięsko wyszedł Lewandowski.
Dziś wiemy, że Probierz porwał się z szablą na czołg, doprowadzając do "nocnej zmiany" przed meczem z Finlandią. Gdyby nie decyzja w sprawie opaski przegranym meczu z Finlandią - niezależnie od wyniku - prawdopodobnie byłby Lewandowski. Zwycięstwo Polski oznaczałoby, że drużyna poradziła sobie bez niego. Przy braku zwycięstwa spadłoby na niego odium "dezertera".
Byłego już selekcjonera zgubiła ułańska fantazja, ale ona też doprowadziła go do tego momentu szkoleniowej kariery. Po Santosie prezes PZPN potrzebował trenera-kamikaze, a Probierz to człowiek, który żadnej pracy się nie boi, więc wziął się za sprzątanie tej stajni Augiasza, którą była wtedy kadra.
Kręgosłup ocalał
Porażka w Helsinkach sprawia, że Probierz odchodzi zarówno jako przegrany, jak i poturbowany. Jeszcze bardziej niż Brzęczek w 2021 roku. I z nożem wbitym w plecy przez Kamila Grosickiego, który nagle ogłosił chęć kontynuowania reprezentacyjnej kariery. Więcej TUTAJ.
Uratował przynajmniej kręgosłup, bo zapowiadane przez Kuleszę mediacje między nim a Lewandowskim były niczym innym jak przetrąceniem go. Do tego nie mógł dopuścić, bo po pracy w Cracovii obiecał sobie, że już nigdy nie pozwoli, by ktoś wtrącał mu się w decyzje personalne. Dlatego jego kadencja w Niecieczy trwała tyle, co kapitańska kadencja Piotra Zielińskiego.
Przy pytaniu "kto za Probierza?" zapominamy jednak o tym, że bez względu na to, kto zostanie selekcjonerem, piłkarze się nie zmienią. To będą wciąż te same twarze co w Kiszyniowie i Helsinkach. Tu zmiana firanek nic nie da - potrzebny jest generalny remont.
To będą te same twarze, wobec których snajper Barcelony nie potrafi ukryć swojej frustracji na boisku, a które we wrześniu będzie musiał poprowadzić do zwycięstwa nad Finlandią i Holandią. W toksycznej atmosferze, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewa się, że po powrocie "Lewego" powietrze w szatni reprezentacji nagle stanie się czystsze.
Wielcy w swoich dziedzinach, gdy pracują zespołowo, mają wysokie wymagania względem otoczenia i są surowi. Współpracownicy podporządkowują się temu i tolerują to, ale tylko dopóki przynosi to korzyści ogółowi.
Problem w tym, że "Lewy" po MŚ 2022 w reprezentacji jest cieniem samego siebie z najlepszych lat, gdy niósł zespół na swoich barkach. Dziś nie daje na boisku tak dużo, a jego wymagania względem kolegów wzrosły. Po powrocie "kupią" go tylko wtedy, kiedy znów weźmie ich na swoje szerokie plecy.
Tylko jeden go ujarzmi
Żaden selekcjoner nie wygrał nigdy z najlepszym piłkarzem reprezentacji. Lewandowski zawładnął drużyną narodową, a doprowadzenie Probierza do dymisji to zgniły kompromis. Dopóki "Lewy" świadomie - nie w ramach, jak nazwał to Grzegorz Lato, szantażu jak teraz - nie zrezygnuje z gry w drużynie narodowej, każdy selekcjoner będzie musiał liczyć się z jego zdaniem.
Jan Urban jawi się jako dobry wybór na opiekuna kadry, ale jego Lewandowski przy pierwszej okazji też może schrupać jak Lukas Podolski w pierwszym okresie współpracy z trenerem w Górniku Zabrze. Ujarzmić tę "bestię" może tylko ten, który ją stworzył. Z tego punktu widzenia to Nawałka wydaje się najlepszym kandydatem na zastąpienie Probierza.
Pytanie, czy to powinno być najważniejszym kryterium przy wyborze nowego selekcjonera? W idealnym świecie tak, ale uniwersum polskiej piłki rządzi się swoimi własnymi prawami. Tu trzeba brać pod uwagę humory i preferencje piłkarza. Nawet Zbigniew Boniek nie kręcił tak reprezentacją w swoich czasach, a pozycję w świecie futbolu miał podobną.
Reprezentacyjna rzeczywistość bez Lewandowskiego, nawet biorąc pod uwagę, że w ostatnim czasie z nim nie była przesadnie kolorowa, maluje się w czarnych barwach (więcej TUTAJ), ale przynajmniej daje nadzieję na przywrócenie ładu i porządku. Na powołanie do życia nowego, zdrowego organizmu.
Jak do tego doszło?
Lewandowski wygrał z Probierzem, ale największą wygraną czerwcowego zgrupowania reprezentacji Polski jest Sylwia Grzeszczak, którą "Lewy" nieświadomie wypromował. A jeśli muzyka, którą słuchamy, to ścieżka dźwiękowa filmu, jakim jest nasze życie, a "Małe rzeczy" odegrały taką rolę w aferze, która wstrząsnęła reprezentacją Polski i zmiotła z planszy selekcjonera, to nie mogę wykluczyć, że Lewandowski i Tomasz Zawiślak świętują teraz przy słowach przeboju L.O. 27 z ich (naszych) dziecięcych lat i nucą:
"O o! Mogę wszystko
Wszystko możliwe jest, gdy tyyyyy
O o! Jesteś blisko"
A cóż zostało selekcjonerowi? To samo, co po meczu z Legią w 2015 roku. I tylko kibiców żal. Tak się składa, że na dzień dymisji Probierza przypada 9. rocznica pierwszego meczu Euro 2016 z Irlandią (1:0). Kibicom reprezentacji Polski dedykujemy więc hit Budki Suflera:
"Jaki jest wynik gry, nie wiem, nie pytaj mnie
Jak na imię tej grze, tego nie wiem już też
(...)
Za ostatni grosz kupię dziś chociaż cień tamtych dni..."
I tylko Cezary Kulesza pyta Zenkiem: "Jak do tego doszło? Nie wiem".
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty