Już sam przyjazd Ronaldinho do Zabrza dał namiastkę tego, co będzie działo się w późniejszym czasie. Gdy dawny gwiazdor wysiadł z czarnego Vana pod hotelem, jeden z kibiców, mężczyzna w średnim wieku, przekazał zawodnikowi swoje dziecko - płaczącego bobasa w śpiochach. Ronaldinho wziął go na ręce, szeroko się uśmiechnął i zapozował do fotografii. Tak w skrócie wyglądał jego pobyt w Polsce.
Zresztą kolegom Brazylijczyka bardzo spodobało się na Śląsku. Podczas śpiewania hymnów już na stadionie, zawodnicy stojący na środku murawy nagrywali śpiewających kibiców telefonami. Takie obrazki można zobaczyć tylko podczas tego typu benefisów.
Mogło się wydawać, że w sobotę kibice obejrzą "piknikowy" mecz, w którym sztuczki z piłką będzie demonstrował właśnie Ronaldinho. Adam Nawałka miał na to inny plan. Wszyscy powołani zawodnicy otrzymali od byłego selekcjonera rozpisane na kilkunastu kartkach warianty stałych fragmentów gry. Każdy z graczy wiedział, jak ma się poruszać po boisku, ile minut zagra, kiedy zejdzie z murawy. Sam Nawałka miał nawet analizować, jaki komplet garnituru wybierze. Ostatecznie wybrał klasyczny - z białą koszulą.
Nawałka postawił na sprawdzone ustawienie, na zawodników, którzy nie zawodzili go podczas pięciolecia, w którym prowadził kadrę narodową (2013-18). W obronie zagrał między innymi Michał Pazdan i Łukasz Szukała. W środku pomocy dawni żołnierze trenera - Krzysztof Mączyński i Tomasz Jodłowiec. Prawa strona zarezerwowana była dla dwójki z Borussii Dortmund: Łukasza Piszczka i Kuby Błaszczykowskiego.
Sobotni mecz pokazał, że ten duet jest w stanie zagrać ze sobą obudzony w środku nocy. To "Piszczu" i "Kuba" tworzyli a boisku najwięcej zamieszania. Drużyna Nawałki podeszła do spotkania bardzo serio. Czasem aż kości trzeszczały. Raz zrobiło się nawet niebezpiecznie, gdy Marcin Wasilewski ostro wszedł w nogi Ronaldinho. Dawny gwiazdor Barcelony z uśmiechem na twarzy poprosił, by nasz zawodnik był nieco ostrożniejszy. "Wasyl" nie wyglądał jednak na takiego, który zamierza odpuszczać.
Swoją reakcją Wasilewski potwierdził słowa trenera. Nawałka nie żartował. Mówił, że liczy się dobra zabawa, fair play, ale grają o zwycięstwo. Przez długie minuty Brazylijczycy nie potrafili wyjść z własnej połowy. Minął kwadrans, a Ronaldinho praktycznie nie dotknął piłki. Ale "nasi" grali nieco chaotycznie. Kamil Grosicki za bardzo chciał strzelić gola lub mieć asystę. W akcjach Piszczka i Błaszczykowskiego brakowało ostatniego, celnego podania. Najbliżej gola przed przerwą był Sebastian Mila po strzale zza pola karnego. Ale "luz" z piłką przy nodze pokazali goście.
Lata lecą, a Brazylijczycy nadal imponują techniką, mimo siwych włosów i dodatkowych kilogramów. Akcję bramkową rozegrali na "chodzonego", ale ze spokojem i precyzją. Piszczek nie zdążył wrócić, zostawił wolną prawą stronę, a Ronaldinho wiedział już, jak ma się zachować. Świetnie podał w pole karne i za chwilę Artur Boruc musiał wyciągać piłkę z bramki. Michał Pazdan zgubił krycie, a Diego Souza pokonał Boruca głową z kilku metrów.
Brazylijczycy w zasadzie dreptali w miejscu, ale z piłką przy nodze robili to, na co mieli ochotę. Było trochę magii, wymachów nad piłką, gry na jeden kontakt w tłoku, na "podstawce od piwa".
Trybuny wzdychały, gdy przy piłce znajdował się Ronaldinho. Wystarczyło, że tylko szedł do narożnika boiska wykonać rzut rożny, a ludzie klaskali. Gwiazdor czuł się przejęty reakcją naszych fanów. Machał im i kłaniał się za tak gorące przyjęcie. Przybijał też piątki, gdy młodsi fani podbiegali do niego w okolice murawy.
Po stronie gości na boisku zobaczyliśmy także Rogera Guerreiro, Brazylijczyka z polskim paszportem, który na mistrzostwach Europy 2008 strzelił dla Biało-czerwonych gola w meczu z Austrią (1:1). Roger wyraźnie przytył jednak pokazał, że kiedyś był niezłym technikiem.
Polski zespół miał swoje okazje - po dobrej szarży Maciej Makuszewski obił poprzeczkę. Po jego kolejnej akcji na pustą bramkę nie trafił Sławomir Peszko. Ale to Makuszewski doprowadził do wyrównania. Po ładnym podaniu Pawła Brożka w pole karne, mądrym wycofaniu Artura Jędrzejczyka, Makuszewski trafił do bramki z bliskiej odległości.
Obie drużyny strzeliły jeszcze po jednym golu. Andre Santos zabawił się w polu karnym i spokojnym uderzeniem po ziemi pokonał Rafała Gikiewicza. Drugi raz w tym meczu do remisu doprowadził Makuszewski - też strzałem z bliska.
Ponad 54 tysiące kibiców zobaczyło dalej wysokie umiejętności wiekowych już Brazylijczyków i polskiego ducha walki, zawziętość, ale też kilka składnych akcji. A jeszcze na koniec gości uratowała poprzeczka. W serii rzutów karnych wygrała drużyna Adama Nawałki, po ostatnim strzale Kamila Wilczka.
Największy gwiazdor tego meczu skończył występ po 70 minutach. Gdy opuszczał boisko, wszystkie dzieci i łowcy autografów oderwali się od murawy i pobiegli za nim w stronę tunelu prowadzącego do szatni.