Trudno przypomnieć sobie równie absurdalną historię w polskiej piłce. Nie raz i nie dwa piłkarze na różne sposoby próbowali wymusić transfery do innych klubów, ale w tym przypadku Paulo Henrique nie zamierzał się wysilać. Podstawowy lewy obrońca "Zielonych" pod koniec czerwca doznał urazu mięśniowego, który wykluczył go z gry na kilka tygodni.
Pod koniec ubiegłego tygodnia po prostu wyleciał z Polski. Nie byłoby to skrajnie szokujące, gdyby nie fakt, że kilka dni później poinformował, że... nie zamierza wracać. Będąc bardziej precyzyjnym, przekazał, że chce rozwiązać kontrakt z Radomiakiem Radom za porozumieniem stron. Decyzję motywował problemami zdrowotnymi córki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to był strzał! Bramka z gatunku "stadiony świata"
Władze klubu podeszły do sprawy z należytą wyrozumiałością, ale to, co stało się później, trudno zrozumieć. Mając wciąż ważny kontrakt z Radomiakiem, Henrique został zaprezentowany jako nowy piłkarz CS Maritimo. Portugalczycy opublikowali w mediach społecznościowych post ze zdjęciem piłkarza, w którym przedstawiono go jako wzmocnienie drugoligowego zespołu.
Radomiak wydał w tej sprawie oświadczenie. Zaznaczył, że rozumie problemy osobiste zawodnika, ale nie akceptuje tego typu zachowań. Ponadto poinformowano, że sprawą zajmuje się dział prawny klubu. Efekt sportowy jest taki, że radomianie zostali bez nominalnego lewego obrońcy, bo tydzień wcześniej zrezygnowano z możliwości zakontraktowania Kamila Pestki, który ostatecznie trafił do pierwszoligowej Wieczystej Kraków.
- Nie zachował się dobrze. Zazwyczaj gdy mamy kłopoty, rozmawiamy i nie ma żadnego problemu. Próbujemy rozwiązać sprawę razem z klubem. To jest najważniejsze - przyjdź i powiedz, że masz problem. Teraz to koniec tematu. Paulo w ubiegłym sezonie zrobił dla nas to, co zrobił, ale liczy się teraźniejszość. Nie jest już naszym piłkarzem. Nie podoba nam się sposób, w jaki się rozstaliśmy. Sprawa powinna być rozwiązana inaczej - powiedział nam Joao Henriques.
- Powinien najpierw porozmawiać z klubem, z trenerem, z dyrektorem sportowym. Nie zrobił tego, więc to kończy temat. Nie jestem zły na człowieka, który nie jest już częścią naszej rodziny. To koniec - zaznaczył portugalski szkoleniowiec.
- Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze z jego dzieckiem. To jest teraz najważniejsze. My natomiast musimy się zmierzyć z konsekwencjami jego zachowania - stwierdził trener Radomiaka.