Wydarzenia z nocy ze środy na czwartek już na zawsze zapisały się w historii futbolu, ale nie jest to niczym miłym i przyjemnym.
Przypomnijmy - we wczesnych godzinach porannych świat obiegła informacja o tragicznej śmierci Diogo Joty i jego brata Andre Silvy. Portugalski piłkarz Liverpoolu zginął w wypadku samochodowym w okolicach Cernadilla niedaleko granicy portugalsko-hiszpańskiej na autostradzie A-52.
Podróżowali samochodem marki Lamborghini, gdy podczas manewru wyprzedzania pękła jedna z opon. Pojazd zjechał z drogi i stanął w płomieniach. Nie zostało z niego praktycznie nic.
Tragedia jest niewyobrażalna. Zginął piłkarz w kwiecie wieku, ale przede wszystkim człowiek mający przed sobą całe życie.
Liverpool zareagował niemal natychmiast i zastrzegł numer "20". Zresztą tego od samego początku domagali się kibice. Z takim Diogo Jota występował w drużynie "The Reds". Już nikt inny nie będzie miał takiej możliwości.
ZOBACZ WIDEO: Aż pot spływał mu po plecach. Dla niego wakacje nie istnieją