Był krok od śmierci. Legendarny trener mówi o stanie zdrowia

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Henryk Kasperczak
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Henryk Kasperczak

- Bali się nas. Lazio robiło wszystko, by przełożyć mecz. Myślę, że takiej drużyny prędko nie zobaczymy - Henryk Kasperczak wspomina pracę w Wiśle Kraków i mówi o zdrowiu po koszmarnym wypadku w ogródku.

Henryk Kasperczak to jeden z najbardziej zasłużonych trenerów w polskiej piłce. Zdobył Puchar Francji z FC Metz (1984 r.), dotarł do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów z Montpellier (1991 r.), został wybrany trenerem roku we Francji w plebiscycie "France Football" (1990 r.), z reprezentacją Tunezji został wicemistrzem Pucharu Narodów Afryki (1996 r.), awansował z tamtejszą kadrą na igrzyska olimpijskie w Atlancie (1996 r.) i na mistrzostwa świata we Francji (1998 r).

To jednak nie wszystkie osiągnięcia Kasperczaka za granicą. A w Polsce trener z sukcesami prowadził Wisłę Kraków (dwa mistrzostwa i dwa puchary Polski, 1/8 Pucharu UEFA w sezonie 2002-03). Jako piłkarz wywalczył z reprezentacją trzecie miejsce na mundialu w RFN i wywalczył wicemistrzostwo olimpijskie. Ze Stalą Mielec dwukrotnie wygrał mistrzostwo kraju.

Latem 2023 roku Kasperczak miał groźny wypadek we własnym ogródku podczas koszenia trawnika. Spadł ze skarpy i doznał licznych obrażeń. Mógł nawet stracić życie.

W sobotę na stadionie Wisły Kraków odbędzie się benefis tego legendarnego trenera, między innymi z zawodnikami, których prowadził podczas kariery (więcej TUTAJ). 

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak z pana zdrowiem?

Henryk Kasperczak: Dziękuję, w porządku. Jest dużo lepiej.

Dwa lata temu miał pan koszmarny wypadek.

Było groźnie, oj tak. Mogło się skończyć śmiercią. Złamałem nogę, żebra. Kosiłem trawę, poślizgnąłem się, spadłem ze skarpy. Akurat na stronę, po której mam protezę biodrową z tytanu. Jest ona zakończona takim klinem i to ten klin złamał mi kość udową. Początkowo przebywałem w centrum rehabilitacji we Francji. Poruszałem się głównie za pomocą wózka inwalidzkiego, czasem wspomagałem się "balkonikiem". Lewa strona mojego ciała wyglądała tak, jakbym się opalił. Miałem krwiaki, siniaki. Na plecach, na nodze. Wszędzie. Brałem wiele tabletek przeciwbólowych, nie mogłem przez to spać w nocy. Potrzebowałem miesięcy, by stanąć na nogi.

Co było później?

Po wyjściu ze szpitala regularnie jeździłem na rehabilitację. To była długa praca nad powrotem do zdrowia. Dobrze, że kość złamała się na pół, że się nie pokruszyła, wtedy wyrządziłoby to dużo większą krzywdę. Lekarze stwierdzili, że stało się tak, bo uprawiałem kiedyś sport. Powiedzieli: ma pan kości i mięśnie sportowca, które dużo pracowały i wiedziały, jak się odbudować. Rehabilitacja przebiegła dobrze. Myślę, że organizm sportowca pomógł mi z tego wyjść.

ZOBACZ WIDEO: Urban nowym selekcjonerem. Oto co sądzą o nim kibice


Jak jest teraz?

Przemieszczam się już prawie normalnie. Co najważniejsze: o własnych siłach. Mam jedynie problem z wejściem po schodach, ale moje kolana są już trochę zużyte, czas leci. Staram się być aktywny, wzmacniam mięśnie, żeby się nie zastać. Jeżdżę na rowerku, oczywiście stacjonarnym. Nie mogę ryzykować, żeby drugi raz złamać kości. Zawsze byłem przyzwyczajony do ruchu.

Kosi pan jeszcze trawę?

Tak, choć dużo ostrożniej. Wtedy nie zmieniłem butów, miałem śliską podeszwę, a zmieniłem kosiarkę na taką, którą zawiesza się na szyję i przypina pasem do ciała. Spadłem sześć metrów z górki, kosiarka ważyła około trzydziestu kilogramów. Leżałem tak godzinę, dopóki nie zauważyli mnie turyści przejeżdżający na koniach. To był wypadek przy pracy, naprawdę głupi wypadek.

W sobotę zobaczymy pana w Krakowie, na benefisie upamiętniającym pana czas w Wiśle i świetne lata 2002-04.

Będzie wieczór wspomnień, dyskusji. Spotkamy się po latach, po długim czasie. Cieszę się. To dla mnie bardzo ważne. Przeżyłem fantastyczne chwile w Wiśle, w Krakowie: w europejskich pucharach, w lidze. Zrobiliśmy dobrą robotę dla klubu, miasta, regionu. To był świetny okres - dla mnie najlepszy czas pracy w Polsce. Szkoda tylko, że nie udało się awansować do Ligi Mistrzów.

Zaczepiają pana jeszcze kibice w Krakowie?

Tak. Wracają do czasów pucharów, mistrzostw. To bardzo miłe.

Któryś polski klub w XXI wieku grał tak ładnie w piłkę, jak pana Wisła?

Myślę, że takiej drużyny prędko nie zobaczymy. Prezentowaliśmy futbol nowoczesny, techniczny, szybki i skuteczny - z tyłu i z przodu. A szczególnie w ataku. Mieliśmy ofensywne nastawienie. Była to nasza wizytówka w meczach ligowych i europejskich.

Maciej Żurawski mówił, że przed meczami nie zastanawialiście się, czy wygracie, tylko ile goli strzelicie.

Tak, tak było. Oczywiście głównie w ekstraklasie. W Europie był trochę wyższy poziom. Ale mieliśmy w zespole ducha zwycięzcy. Nie patrzyliśmy na to, że tracimy gole. Pamiętam mecz z Groclinem u nas. Przegrywaliśmy po kilku minutach 0:2, oni mieli jeszcze dwie świetne okazje. Mogli prowadzić jeszcze wyżej. Ale myśmy grali swoje, 90 minut walczyliśmy o zwycięstwo. Odwróciliśmy to spotkanie, wygraliśmy 3:2.

Bali się was w Polsce, a w Europie?

Choćby Lazio. Potwierdza to sytuacja, gdy odwołali nam mecz w Krakowie w Pucharze UEFA. Włosi przyjechali na rewanż po remisie 3:3 w Rzymie. Mieli kilku kontuzjowanych zawodników, bali się nas. Narzekali na nasze boisko, nie chcieli grać. Oczywiście - nie była to zielona murawa, jak dzisiaj, ale po naciskach Włochów sędziowie przełożyli spotkanie. Protestowaliśmy. Oni mieli wtedy wiceprezesa z Włoch w strukturach UEFA i naciski przyniosły efekt. Za wszelką cenę chcieli ten mecz przełożyć.

My tego samego wieczoru graliśmy na tej nawierzchni między sobą, żeby mieć trening. Piłka się kręciła normalnie, przeszkód nie było. Gdy doszło w końcu do rewanżu, boisko wcale nie było lepsze, ale u nich do zdrowia zdążyli wrócić kontuzjowani gracze i wygrali (2:1).

Henryk Kasperczak (drugi od lewej)
Henryk Kasperczak (drugi od lewej)

Doczekamy się tak grającej polskiej drużyny, jak pana Wisła?

Struktura w polskiej piłce nie jest sprzyjająca do rozwoju młodych zawodników. Zamyka się bramę przed naszymi zdolnymi, młodymi chłopakami, a stawia bardziej na średniaków z zagranicznych lig. Oni nie wnoszą wielkiej jakości. Nie dajemy młodym graczom szansy pokazania się. U nas grało wtedy wielu Polaków, reprezentantów kraju.

Dziś jest zupełnie inaczej.

Młodzi szybko wyjeżdżają. Nawet ci, którzy grają w zagranicznych ligach, za wiele satysfakcji nam nie dają. Jeden Polak dopasuje się do otoczenia w zagranicznej drużynie, ale później prezentuje się inaczej w reprezentacji, bo znajduje się wśród innej grupy piłkarzy.

To zawodnicy tworzą wielkiego trenera. O jakość piłkarzy trzeba się bić. Tylko wtedy nasi szkoleniowcy wypłyną na arenę międzynarodową, na głębokie wody. Mamy teraz modę na trenerów obcokrajowców, a na Polaków się narzeka. I co zrobić?

Trenerem kadry został jednak Polak, Jan Urban. Jak pan ocenia ten wybór?

Ma dobry warsztat. W klubach, w których pracował, robił dobre wyniki. W Górniku miał zdecydowanie trudniej, nie dysponował taką jakością piłkarzy, jak na przykład w Legii, gdy sięgał z nią po mistrzostwo. Ma przed sobą trudne wyzwanie, jeżeli chodzi o wyniki reprezentacji i jakość grania. Są Lewandowski i Zieliński, ale brak tej drużynie doświadczenia. Ale wierzę w awans na mudial.

Pana ciągnie jeszcze do pracy?

Ciągnąć może i ciągnie, ale z bólu! Trzeba zostawić miejsce młodym. Zawsze lubiłem futbol radosny. U mnie zawodnik miał się cieszyć, że może grać w piłkę i wygrywać. A jak patrzę dziś na naszą piłkę, to... eh. Trochę mnie smuci.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Komentarze (5)
avatar
Tomek Mikołajczyk
26.07.2025
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
W Polsce by Pana wykończyli na rehabilitacji jak mojego ojca po udarze 
avatar
WP kłamie
25.07.2025
Zgłoś do moderacji
6
1
Odpowiedz
Ta cudowna Wisła tak wspaniale grała, ale do Ligi Mistrzów nigdy nie awansowała. Miała jeden przyzwoity sezon w Pucharze UEFA i to wszystko. Później było już tylko gorzej. Całkiem niezły sezon Czytaj całość
avatar
Antoni Chrapusta
25.07.2025
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Panie Henryku wszyscy pamiętamy rok 1974, już takiej piłki nie będziemy oglądać-chwała wam i K. Górskiemu................ 
avatar
marian belgia
25.07.2025
Zgłoś do moderacji
5
2
Odpowiedz
Bycie pilkarzem ,dobrym jak Kasperczak to setki godzin terningu ,sam w wieku 16 lat trafilem do zespolu 3 ligowego,wyrozniajac sie pod kazdym wzgledem ,szczegolnie techniki ,uznalem ze to nie d Czytaj całość
avatar
Markai
25.07.2025
Zgłoś do moderacji
7
2
Odpowiedz
Zgłoś nielegalne treści