Dariusz Tuzimek: Gdy był pan ostatnio gościem w Canal+ powiedział pan, że ekstraklasa to najciekawsza liga świata, chciał się pan trochę polskim kibicom podlizać czy naprawdę tak pan uważa?
Aleksandar Vuković: Najciekawsza to nie znaczy, że najlepsza. Ale już sama opinia, że to liga najciekawsza, dużo znaczy. Ekstraklasa jest bardzo nieprzewidywalna, jest wiele niespodzianek, faworyci nie zawsze wygrywają. Dużo się dzieje, nie ma nudy. Liga imponuje stadionami, bo mało gdzie jest taka infrastruktura. Nieźle jest także pod względem sportowym, bo wystarczy popatrzeć, jak rozwinęły się polskie drużyny pod względem organizacji gry.
ZOBACZ WIDEO: Niby futbol, a jednak zabawa. To była cudowna akcja zakończona golem
Na Bałkanach jest taka telewizja, Arena Sport, która pokazuje mecze Ekstraklasy m.in. w Serbii, Chorwacji, Bośni. I tam polską ligę bardzo chwalą. Zarówno za atrakcyjne opakowanie, jak i za to, że te mecze są ciekawe. Akurat pierwszą kolejkę tego sezonu oglądałem w tej stacji i chorwaccy komentatorzy zachwycali się meczami Lecha z Cracovią (1:4) i Jagiellonii z Bruk-Betem Termaliką (0:4). Chwalono jakość na boisku, ale też oprawę na trybunach, tak więc Ekstraklasa ma się już czym pochwalić. Tam, na Bałkanach, o takich rozgrywkach mogą tylko pomarzyć.
Ma pan teraz przerwę w pracy trenerskiej na własne żądanie. To rzadka sytuacja w polskim futbolu, że trener prosi sam o nieprzedłużanie umowy. Było to dość zaskakujące, zważywszy, że poszedł pan do Piasta, by odkleić od swojego nazwiska etykietkę szkoleniowca, który może pracować tylko w Legii. W Gliwicach ugruntował pan swoją pozycję, był pan chwalony za swoją pracę. Co się zatem stało? Wyczerpała się formuła, czuł pan, że z tym klubem nic wielkiego już nie osiągnie? Obiecywano panu wcześniej warunki do walki o coś więcej niż środek tabeli?
Wszystkiego po trochu. Piastowi wiele zawdzięczam i na zawsze pozostanie w moim sercu. Muszę jednak podkreślić, że te trzy lata pracy w określonych realiach były dla mnie wymagające. Powiem szczerze, że w kwestii tego jak klub będzie się rozwijał i jak się będzie rozwijała drużyna, miałem wcześniej inne wyobrażenie.
Byłem zapewniany, że Piast będzie w stanie sprowadzać topowych zawodników jak na ekstraklasę. Okazało się, że to jednak nie jest możliwe. Zamiast się rozwijać musieliśmy łatać dziury po tych zawodnikach, których klub sprzedawał. Cały czas musieliśmy zaciskać pasa. Nie byłem przekonany, że w takich realiach chcę nadal funkcjonować. Na swoje odejście wybrałem taki moment, kiedy zarówno klub, jak i ja osobiście jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Przyszedł czas na rozstanie i podaliśmy sobie rękę w zgodzie.
Co pan poczuł, kiedy dwa miesiące temu - już po odejściu z Piasta - zadzwonił nagle do pana dyrektor sportowy Legii Michał Żewłakow i zaprosił na spotkanie? Serce zabiło mocniej? Bo przecież było jasne, że nie chodzi tylko o wypicie kawy.
Pewnie, że poczułem emocje, bo wiedziałem, po co Michał może do mnie dzwonić. Co się zresztą w czasie spotkania potwierdziło. Zainteresowanie mną ze strony Legii odbieram jako wyraz uznania zarówno w stosunku do tego, co wcześniej zrobiłem przy Łazienkowskiej, jak i do tego, jak pracowałem z Piastem Gliwice. Skończyło się jednak na tym, że zarząd Legii i jej właściciel chcieli nowego otwarcia, i wybrali innego trenera. Przy czym ja doskonale to rozumiem, nie mam żalu czy pretensji, nie jestem rozczarowany.
Cieszę się tym, że Michał Żewłakow do mnie zadzwonił, odbieram to jako pozytywną recenzję mojej pracy. A z drugiej strony ja w Legii mogę pracować, ale nie za wszelką cenę. A już na pewno nie tak, jak poprzednio w roli "strażaka": że przyjdę, posprzątam i przygotuje bazę dla kogoś innego. To już nie ten etap w moim życiu.
Jak pan patrzy na obecną, pragmatyczną Legię Edwarda Iordănescu? Okazało się, że bohaterami drużyny są teraz Migouel Alfarela i Jean-Pierre Nsame, których wcześniej niesłusznie "odstrzelił" Gonzalo Feio. Należałoby zwrócić honor tak niesprawiedliwie krytykowanemu działowi skautingu Legii, bo te transfery okazały się jednak trafione.
Czasy się zmieniają, ale jedno w Legii się nie zmienia: brak cierpliwości i zbyt wczesne skreślanie piłkarzy. Też to przerabiałem, bo mistrzostwo Polski z Legią zdobywałem piłkarzami, których musiałem wyjmować z "szafy", gdzie ich wcześniej schowano. Jose Kante, Domagoj Antolić, Michał Karbownik, Walerian Gwilia to nie byli oczywiści piłkarze, a jednak dało się z nimi zrobić wynik.
Myślę, że dzisiaj Legia trenera Iordănescu też idzie drogą nieoczywistą, bo np. skład Legii na mecz z Koroną Kielce nie był oczywisty. Ale dał zwycięstwo. Rumuński szkoleniowiec dobrze zaczął, a to ważne. Bo zwycięstwa budują drużynę, budują atmosferę, budują klub. Myślę, że trener Iordănescu bardzo dużo wniósł swoją osobowością i spokojem. Oceniam go po tym, co mówi, jak się zachowuje i daje to bardzo pozytywne wrażenie.
Po pana ostatniej wizycie w Canal+ pojawiły się w portalach nagłówki: "Vuković trzyma kciuki za Lecha Poznań". To mógł być szok dla kibiców Legii.
Mam świadomość tego, jak dzisiaj funkcjonują media. Człowiek coś powie w jednym kontekście, a eksponowane jest to z w całkiem innym. W studio rozmawialiśmy o szansach Lecha w kolejnej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów, gdzie trafi na serbską Crvena Zvezdę. Oceniłem, że będzie Lechowi bardzo ciężko, ale trzymam za niego kciuki w tym starciu. I chodzi nie tylko o to, że jestem fanem Partizana Belgrad, czyli wielkiego rywala Crvenej, ale o coś więcej. Jeśli ktoś wie, jak funkcjonuje futbol w Serbii, to rozumie, że trzymanie kciuków za rywala Crvena Zvezdy jest dziś obowiązkiem cywilizacyjnym, bo trzeba się temu przeciwstawiać. I ja tak to właśnie traktuję.
Gdy niedawno wybierano w Polsce selekcjonera, w pewnym momencie na giełdzie kandydatów zaczęło dość często padać pana nazwisko. Rozumiem, że nikt do pana nie dzwonił z PZPN-u, ale pewnie było panu miło, że wymienia się pana w takim kontekście.
Jestem już w Polsce na tyle długo, żeby rozumieć, jak ważna jest tu reprezentacja. Czuję ten kraj i wiem, że to duże dla mnie wyróżnienie i zaszczyt. Ale od początku miałem jasność, że zarówno Jan Urban, jak i Maciej Skorża są bardziej odpowiednimi kandydatami na to stanowisko.
Tak więc nie miałem żadnych złudzeń, bo to na pewno nie jest ten etap mojej kariery trenerskiej, żeby mnie wybierać na selekcjonera reprezentacji Polski. Na taką szansę to musiałbym jeszcze mocno zapracować.