Łodzianie prowadzenie objęli w 18. minucie, gdy dośrodkowanie Juljana Shehu wykorzystał Sebastian Bergier. Jednak kolejne dwa gole zdobyli w ciągu ostatnich trzech minut podstawowego czasu drugiej połowy. Do tego momentu może nie drżeli o wynik, ale szukali potwierdzenia swojej przewagi.
- Jak wygrywasz 3:0, to wydaje się, że wszystko jest ok. Ale jest trochę problemów z zawodnikami. Nie wszyscy byli gotowi, jak Bergi, ale on powiedział, że zagra mimo kontuzji. Nie trenował dzień przed meczem. Kozlovsky też wystąpił z urazem. To chyba pierwszy raz w mojej karierze trenerskiej, że zmieniłem w ciągu meczu trzech graczy ze względu na kontuzje - powiedział po spotkaniu Żeljko Sopić.
Chorwacki szkoleniowiec zaznaczył jednocześnie, że nie podobał mu się fakt, że jego zespół przespał pierwsze piętnaście minut spotkania.
ZOBACZ WIDEO: Reprezentant Polski w nowym klubie. Właśnie przeszedł "chrzest"
- Fantastyczna atmosfera pomogła nam wejść w to spotkanie przez pierwsze 20 minut. To, co trzeba przeanalizować, to właśnie pierwszy kwadrans. Zaczęliśmy spotkanie właśnie dopiero po tym czasie - ocenił.
W miejsce wspomnianego Samuela Kozlovsky'ego szkoleniowiec Widzewa Łódź wprowadził w przerwie 20-letniego Diona Gallapeniego. Podkreślił, że jest zadowolony z jego występu, ale też że podchodzi do jego gry ze zrozumieniem.
- Musieliśmy dokonać tej zmiany. Gallapeni to gość z ligi kosowskiej. Ekstraklasa to dla niego Mercedes względem tego, gdzie wcześniej grał. Jesteśmy z niego dumni, bo ten młody zawodnik daje z siebie wszystko. Brakowało mu tego, żeby dołożył bramkę - przyznał Sopić.
Podczas konferencji prasowej nie mogło oczywiście zabraknąć pytania o nieobecność Rafała Gikiewicza w wyjściowej jedenastce czerwono-biało-czerwonych. Takie głosy słychać było już kilkadziesiąt godzin przed meczem z GKS-em Katowice.
- Jako trener trzeba czasem podejmować trudne decyzje. Należy zrozumieć, że to jest moja decyzja. Nieważne, czy chodzi o Gikiego, czy innych graczy. Zapytałem trenera bramkarzy o opinię i tak zdecydowaliśmy. Rozmawialiśmy też na ten temat. Wiadomo, że Rafał nie był zadowolony, takie rozmowy nie są łatwe. Gdybyśmy przegrali 0:3, to też brałbym za to odpowiedzialność. Maciej Kikolski wykonał dobrą pracę. Cieszę się, że kibice go wsparli - odpowiedział trener RTS-u.
A następnie przeszedł do dość ciekawej statystyki, która miała miejsce dzięki temu, że Gikiewicz usiadł na ławce.
- W tym meczu zagrało łącznie sześciu piłkarzy, którzy mają nie więcej niż 22 lata. Fran Alvarez? To jest "dziadek", on ma 27 lat - uśmiechnął się trener.
I tu faktycznie warto podkreślić, że średnia wieku podstawowej jedenastki Widzewa w tym meczu to 24,5 roku. Młodsze składy wystawiali tylko John Carver w Lechii Gdańsk i Adrian Siemieniec w Jagiellonii przed tygodniem na mecz z... Widzewem.
- Trzeba zrozumieć, że jesteśmy młodym zespołem i niektórym graczom brakuje pewności siebie. Gramy przy 18 tysiącach osób, a celem są zawsze 3 punkty. Nieważny jest styl. Ale to są ludzie. Oni popełniają błędy, celują w odpowiedni moment. Czasem mówię, że lepiej jest nie iść w coś, jeśli się nie jest na sto procent gotowym, niż iść nie w pełni przygotowanym i mieć potem kłopoty - podsumował.
Następny mecz widzewiacy ponownie zagrają u siebie - w sobotę 9 sierpnia o 20:15 podejmą Wisłę Płock.