Obrońca ma skomplikowaną sytuację klubową - dalej wiąże go kontrakt z Holstein Kiel, ale nie może trenować w niemieckim klubie. - Wiele osób myśli, że jestem bez klubu, a to nieprawda. Jestem teraz na płatnym urlopie - komentuje.
- Mam długi kontrakt, płacą mi. Niestety, nie dostałem od nich zaproszenia na treningi. Przekazano mi, że mam szukać sobie nowego klubu. Ja jestem gotowy. Gdyby w Holstein chcieli, bym przyjechał, stawiam się w Niemczech. Dostałem jednak telefon, że nie jadę z drużyną na obóz do USA. Kilonia chciała przyspieszyć proces transferowy i pokazać, że nie jestem u nich brany pod uwagę na nowy sezon - wyjaśnia Tymoteusz Puchacz.
Miał konkretne oferty
Reprezentant Polski od tygodni trenuje na własną rękę. - Od lat działam z trenerem indywidualnym, który odpowiada za przygotowanie motoryczne. Dodatkowo w Warszawie ćwiczę z trenerem od spraw piłkarskich. Zrobiłem mnóstwo treningów, interwałów, pracy w siłowni i uważam, że pod względem fizycznym jestem bardzo dobrze przygotowany - twierdzi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Spotkała Messiego. Reakcja Argentyńczyka hitem sieci
Puchacz w ostatnim czasie trenował okazjonalnie z drużynami z niższych lig, był na przykład w Mazurze Karczew czy w Victorii Września. - Robiłem to bardziej dla "fanu", spontanicznie. Na przykład w Victorii mam kolegę i go odwiedziłem. Trochę urozmaicam sobie okres przygotowawczy. Lepiej ćwiczyć z przeciwnikiem, niż samemu - mówi nam.
Obrońca miał już konkretne oferty w letnim oknie transferowym. - Czasem jest tak, że w danym klubie jesteś drugi lub trzeci na liście i czekasz na ruchy innych zawodników - kontynuuje Puchacz. - Mogę potwierdzić, że miałem "na stole" kontrakt ze Slovana Bratysława, także ofertę z Lecha Poznań przed sezonem, jeszcze zanim zaczęli szukać zawodników na lewą obronę - wymienia. - Były też zapytania z Ferencvarosu, Łudogorca Razgrad, Kaiserslautern i Schalke - uzupełnia.
Piłkarz jest otwarty na podpisanie umowy w każdym kraju. - Nie patrzę na kierunek, a na to, gdzie mnie chcą. Chciałbym trafić do drużyny, w której będzie zapotrzebowanie na mój profil zawodnika. Interesuje mnie projekt sportowy. Chciałbym wrócić do reprezentacji - tłumaczy.
Jest kontakt z kadry, ale...
Puchacz po raz ostatni był powołany do drużyny narodowej na mecze Ligi Narodów w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy rozegrał ostatni, piętnasty mecz w kadrze - przeciwko Szkocji w Warszawie (1:2). Później Michał Probierz nie korzystał z zawodnika podczas eliminacji mistrzostw świata 2026.
Probierz podał się jednak do dymisji po porażce z Finlandią i aferze związanej z odebraniem opaski kapitańskiej Robertowi Lewandowskiemu. Od niedawna nowym selekcjonerem kadry jest Jan Urban.
- Trener Urban nie komunikował się ze mną bezpośrednio, ale mam kontakt z ludźmi ze sztabu. Wiem, że na razie nie ma sensu do mnie dzwonić, bo nie trenuję w żadnym klubie. Selekcjoner nawet nie ma mnie gdzie odwiedzić. Gdy zacznę grać, to pewnie pojawię się na radarze - również dlatego, bo nie mamy zbyt wielu lewych obrońców. Gdybym był napastnikiem, numerem 9, to nawet byśmy nie rozmawiali - komentuje.
Inny świat
Zawodnik wraca jeszcze do tematu swojej przyszłości. - Uważam, że to jednak sztuka utrzymać się za granicą. To są wyższe progi. Polska się rozwija, gramy w pucharach, są większe pieniądze niż wcześniej, ale widziałem z bliska oba środowiska i zagraniczna piłka to inna historia - porównuje. - Taki przykład: Filip Stojilković był w Kaiserslautern poza meczową kadrą, a po transferze do Cracovii stał się na ten moment gwiazdą ekstraklasy - mówi.
- Ligi, w których miałem przyjemność występować, są naprawdę mocne. Nie jestem Robertem Lewandowskim czy Piotrkiem Zielińskim, ale granie za granicą nie jest takie proste, jak się wszystkim wydaje - przekonuje. - 2. Bundesliga lub Championship to dobre ligi, grają tam uznane marki - twierdzi.
Nie rezygnuje z bycia sobą
Puchacz oprócz treningów bierze udział w różnego rodzaju wydarzeniach. W to lato wziął udział w turnieju piłki ulicznej rozgrywanym pod Mostem Łazienkowskim w Warszawie. - W najbliższą środę też wpadnę. Gramy po trzech, każdy może przyjść, zapraszam - zachęca.
Piłkarz spotkał się także z amerykańskim youtuberem "IShowSpeedem", znanym z prowadzenia wielogodzinnych relacji na żywo z różnych krajów świata. W lipcu gwiazdor internetu odwiedził Kraków.
- Zadzwonił do mnie Wojtek Gola z informacją, że w Krakowie pojawi się "Speed" i czy mam ochotę pograć z nim w piłę. Śledziłem jego twórczość w internecie, bo jest zaangażowany w kulturę piłkarską. Był nawet zaproszony na galę Złotej Piłki. Pomysł bardzo mi się spodobał, przyjechałem, zagraliśmy dziesięć minut. Widziałem, że wiele osób analizowało, jak grałem, czy dobrze, czy źle... Ciekawe. Niemniej, ja lubię takie historie. Kariera piłkarska umożliwia mi bycie w fajnych miejscach z ludźmi, którzy osiągają sukcesy - tłumaczy.
- A jeżeli chodzi o "Speeda" - przybiliśmy piątkę, powiedziałem mu, że też jestem fanem "One Piece". Wtedy chyba na moment wyszedł ze swojej roli "streamera". Poza kamerami nie było nawet okazji porozmawiać, ale wydaje się być bardzo fajnym gościem - dodaje.
Ciągle budzi emocje
Puchacz stara się nie przejmować opiniami na swój temat. - Raczej macham ręką na to, co o mnie mówią, przyjmuje uwagi z uśmiechem. Od zawsze interesowała mnie opinia bliskich, trenerów lub ludzi, których szanuję. Może bardziej by mnie dotykało, gdyby ludzie przestali o mnie mówić. Znaczyłoby to, że znikam z pola widzenia. Skoro dalej budzę emocje, to oznacza, że zmierzam w jakimś kierunku - komentuje.
- Dalej robię to, co do tej pory: zapi... Chcę zajść jak najdalej. Bawię się tym, a zarazem ciężko pracuję - kończy reprezentant Polski.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty