Lech Poznań pożegnał się z marzeniami o Lidze Mistrzów, więc po odpadnięciu z Crveną zvezdą kolejnym przystankiem dla "Kolejorza" są eliminacje Ligi Europy. Niebiesko-biali w IV rundzie kwalifikacji zagrają z belgijskim KRC Genk, a ten dwumecz będzie decydujący w kontekście jesiennych zmagań w Europie. Nawet jeśli mistrzowie Polski przegrają w tej rywalizacji, to i tak już są pewni występu w fazie ligowej Ligi Konferencji.
Konferencja prasowa przed czwartkowym spotkaniem nie mogła rozpocząć się od innego pytania niż o sytuację kadrową. We wtorkowy poranek pojawiła się druzgocąca informacja o urazie Joela Pereiry. W tym momencie "Kolejorz" nie ma żadnego nominalnego prawego obrońcy, który byłby zdrowy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Cristiano Ronaldo ciągle to ma. Ale przymierzył!
- Mierzymy się z pewnym wyzwaniem na pozycji prawego obrońcy. Nie jest tajemnicą, że Gumny i Pereira zmagają się z urazami. Kto wie, może to ja powinienem wystąpić na prawej obronie? - zażartował trener na początku konferencji.
- Tak zupełnie poważnie. W piłce nożnej jest tak, że zawodnicy mogą grać na kilku pozycjach i nie inaczej jest w przypadku naszej drużyny. Z reguły to stoper może przejść na bok obrony i podejrzewam, że na takie rozwiązanie będziemy się decydować - wytłumaczył dodatkowo Frederiksen.
Szkoleniowiec podkreślił też, że Lech absolutnie nie rozgląda się za nowym piłkarzem na tej pozycji. - Nie rozważamy żadnego transferu na prawą obronę, bo zakładamy, że Joel wróci do treningów już w przyszłym tygodniu. Wiemy, że w przypadku Roberta ta przerwa będzie dłuższa, ale to nie oznacza pozyskania nowego obrońcy - wyjaśnił.
Aktualnie na liście kontuzjowanych jest aż sześciu piłkarzy. W przypadku Joela Pereiry to faktycznie drobny uraz, po którym Portugalczyk lada moment wróci na boisko, lecz w przypadku pozostałych zawodników, są to kilkumiesięczne pauzy.
- Oczywiście tych kontuzji jest za dużo. To dotyka cały klub i różne powody determinowały nieobecność naszych zawodników. Wszyscy robimy, co w naszej mocy, by przeanalizować przyczynę tych problemów. Nie podoba mi się ta sytuacja i musimy zrobić wszystko, by w przyszłości tego unikać, a przy tym też doprowadzić naszych kontuzjowanych do pełnej dyspozycji - powiedział trener.
Przechodząc do tematu czwartkowego spotkania, duński szkoleniowiec podzielił się swoimi refleksjami w kontekście nadchodzącego rywala. Jego zdaniem Lech wcale nie jest pozbawiony szans, a defensywa Belgów potrafi popełniać błędy.
- Belgowie to bardzo mocna drużyna, która w poprzednim sezonie była o krok od wygrania mistrzostwa kraju. Patrząc na wartość klubu na papierze, to jest zespół wyceniany trzy razy drożej od naszej drużyny. Trzeba podkreślić, że oni z piłką radzą sobie bardzo dobrze, ale my będziemy mieli swoje szanse. Ich obrona nie zawsze spisuje się na najwyższym możliwym poziomie i z naszą strukturą oraz filozofią gry, będziemy w stanie wykreować swoje sytuacje. Musimy być jednak uważni, gdy to nam przeciwnik będzie zagrażał. Nasza obrona musi być czujna, bo Genk dysponuje bardzo dobrymi zawodnikami - opowiedział obszernie Frederiksen.
- Genk to porównywalny zespół do Crvenej zvezdy jeśli chodzi o poziom sportowy. Ma oczywiście inne zalety oraz te słabsze strony. Pod kątem piłkarskim prezentują poziom wyższy, ale fizycznie i w pressingu Serbowie byli bardziej wymagającym rywalem - ocenił dodatkowo.
"Kolejorz" do rywalizacji z Belgami przystąpi w czwartkowy wieczór o godz. 20:30. Transmisja meczu dostępna w TVP2 oraz za pośrednictwem serwisu sport.tvp.pl. Relację tekstową przeprowadzą WP Sportowe Fakty.