"Rozpiera mnie duma". Sensacyjny lider Ekstraklasy nie ma dość

PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: Mariusz Misiura
PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: Mariusz Misiura

- Chodzę z lodem na głowie i nie wybiegam w przyszłość. Uważam, że rozmyślanie gdzie będziemy w kwietniu czy maju nie ma dziś żadnego znaczenia - mówi trener Mariusz Misiura, którego Wisła Płock jest sensacyjnym liderem PKO Ekstraklasy.

Nie ma dość sensacyjny lider PKO Ekstraklasy. Na zakończenie 6. kolejki rozgrywek Wisła Płock pokonała na własnym stadionie Zagłębie Lubin 2:1, strzelając decydującego gola w ostatniej minucie doliczonego czasu.

- Prowadzenie Zagłębia było zasłużoną karą dla nas. Mieliśmy sprecyzowane założenia, że idziemy do wysokiego pressingu bardzo agresywnie i nie pozwalamy obrońcom Zagłębia mieć otwartej gry bez presji, a tak straciliśmy bramkę. Byliśmy bardzo źli z powodu naszej niekonsekwencji - mówił trener Mariusz Misiura na konferencji prasowej.

Dodał jednak, że nie było nerwów w szatni. - W przerwie był duży spokój. Pokazaliśmy zawodnikom trzy materiały wideo, zmodyfikowaliśmy pressing i pozycję Daniego Pacheco. Daliśmy im prosty przekaz jak chcemy funkcjonować w ataku. Nie było sztucznego mówienia, bicia piany. Zawodnicy nie mogli się doczekać końca przerwy i momentu, gdy będą mogli wrócić na boisko. Myślę, że było widać od 46. minuty, że chcemy jak najszybciej odwrócić wynik - podkreślał Misiura.

Wisła wróciła do gry w 58. minucie. Wówczas po strzale Łukasza Sekulskiego piłkę ręką we własnym polu karnym dotknął Michał Nalepa.

- Gratuluję Łukaszowi. Ale nie strzelenia gola, tylko przysłowiowych jaj, bo ostatniego rzutu karnego nie wykorzystał. Cieszę się, że miał odwagę. Z przyjemnością patrzyłem jak ustawia piłkę i zdobywa bramkę - powiedział trener Misiura.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Gol "stadiony świata" w Kolumbii. To po prostu trzeba zobaczyć

- Przeprowadziliśmy świetne zmiany, mieliśmy świetną energię z ławki. Zawodnicy nie są obrażeni, że nie grają od początku, tylko chcą odwrócić losy meczu. Było u nas wielkie oburzenie, że sędzia doliczył tylko trzy minuty. Rozpiera mnie duma. To przyjemność prowadzić drużynę z takim charakterem - przyznał.

Misiura wrócił też do tego, co działo się w przerwie. - Nie użyłem żadnych pięknych słów, by kogokolwiek zmotywować. Jesteśmy grupą ambitnych ludzi i czasami wystarczy, że popatrzymy sobie w oczy, powiemy sobie szczerze, że w czymś zawiedliśmy i to wywołuje w nas taką wewnętrzną złość, że miałem poczucie, że zawodnicy nie chcą już patrzeć na mnie, tylko wrócić na boisko - powiedział trener Wisły.

16 punktów po sześciu kolejkach i pozycja lidera. To działa na wyobraźnię.

- Chodzę z lodem na głowie i nie wybiegam daleko w przyszłość. Chcę, żebyśmy zapunktowali jeszcze przed przerwą reprezentacyjną. To jest dla mnie najważniejsze. Uważam, że rozmyślanie gdzie będziemy w kwietniu czy maju nie ma dziś żadnego znaczenia. Pamiętam poprzedni sezon, gdy w grudniu byliśmy smutni, bo mamy 8 punktów straty do drugiego miejsca, 11 do pierwszego i można było łatwo pisać czarne scenariusze, że nie awansujemy, a później okazało się, że daliśmy radę - podsumował trener Misiura.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści