Korespondencja z Łodzi - Krzysztof Sędzicki
Łodzianie od 9. minuty i gola Angela Baeny prowadzili 1:0 i w dalszej części spotkania prowadzili grę. Długo jednak nie przekładało się to jednak na kolejne trafienia. Aż do 90. minuty, gdy rezerwowy Samuel Akere dobił strzał Andiego Zeqiriego i ustalił wynik spotkania na 2:0 dla czerwono-biało-czerwonych.
- Chciałbym powiedzieć: "dziękuję". Zarówno piłkarzom, jak i wszystkim, którzy byli blisko tego zespołu w tym momencie. Oni wiedzą, jak podchodzimy i jak pracujemy. Oczywiście wszelkie wątpliwości mogły się wydarzyć, ale chciałbym przywołać sytuację - niezależnie od wyniku - która miała miejsce po meczu z Radomiakiem w poprzednim sezonie:
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wielki gest Ronaldo. Tak potraktował młodego kibica
Straciliśmy bramkę w trudnym momencie po 90. minucie. I po tym spotkaniu piłkarze dostali dwa i pół dnia wolnego, bo uznałem wówczas, że to jest dla nich potrzebne. Wówczas byłem z moimi dziećmi w Uniejowie, mijałem wielu kibiców Widzewa i to wsparcie, które otrzymaliśmy w tym trudnym momencie też było dla mnie bardzo istotne. To chciałbym podkreślić. Istotne było, by te głowy oczyścić i zagrać taki mecz - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej Patryk Czubak.
Widzewiacy przez większość spotkania z Arką Gdynia mieli nad nim kontrolę, choć to nie tak, że rywale nic nie stwarzali. Jednak większość ataków ekipy z Trójmiasta łodzianie dawali radę neutralizować.
- Jeśli chodzi o zawartość spotkania, poza początkowymi problemami w pressingu, przejęliśmy inicjatywę, stworzyliśmy sobie kilka znakomitych okazji. W drugiej połowie Arka miała więcej swoich momentów, musieliśmy zareagować na to. Stąd wejście Bartka za Fornala. Po 65. minucie nie przypominam sobie groźniejszej sytuacji ze strony rywali - przyznał trener Widzewa Łódź.
Z drugiej strony w tym meczu wydarzył się mały paradoks - im mniej przygotowane były akcje gospodarzy, tym... bardziej dawały one gole.
- Te planowane kontry nie zakończyły się bramką, a delikatny "wylew" spowodował, że zdobyliśmy bramkę na 2:0. Cieszę się, że VAR nie anulował tej bramki, może to będzie znak, że idziemy w dobrym kierunku - uśmiechał się Czubak.
- Jeżeli uda nam się zagrać jedną piłkę między obrońców w środku, to rywal naturalnie będzie uważał na kolejne tego typu zagranie, co sprawi, że na bokach pojawi się więcej miejsca. Granie tylko po obwodzie jest nieopłacalne – ja tak patrzę na piłkę nożną. Mariusz Fornalczyk jest zdecydowanie spokojniejszy niż wcześniej. Zostawia sporo serca na boisku i duży szacunek za to dla niego. Ja też nie chcę zmieniać ludzi, każdy jest inny - dodał.
Sztab Widzewa przed tym meczem dokonał kilku roszad w składzie. Do zdrowia po kontuzji wrócili Samuel Kozlovsky, który zaczął mecz w podstawowym składzie, a także Peter Therkildsen, który z kolei wszedł z ławki. W jedenastce znalazło się też miejsce dla nowego bramkarza Veljko Ilicia oraz napastnika Pape Meissy Ba.
- Wiedzieliśmy, że Koza nie zagra całego spotkania. Mieliśmy zaplanowane, ze Peter wejdzie. Wygrał kilka ważnych pojedynków główkowych. Dodatkowo Szymon Czyż został "przetasowany" ordynarnie wręcz w środku pola. Ilić był cały czas w toku meczowym, grał u siebie w klubie. Widzieliśmy go na wideo, robił rzeczy imponujące, jak na przykład zasięg długiego podania. W bramce też jest skuteczny. Rozmawiałem z Maciejem Kikolskim, przedstawiłem moją propozycję, zachował się jak profesjonalista - zdradził szkoleniowiec.
A nie wszyscy, jak się okazało, byli w niedzielę gotowi do gry.
- Na sobotnim treningu Lindon Selahi poczuł ból szyi i powiedział dla mnie bardzo ważne słowa, że nie jest w stanie dać z siebie 100 procent. To świadczy moim zdaniem w dużej mierze, że zaczynamy myśleć o zespole. Z kolei Dion Gallapeni miał delikatny uraz. Ale od kolejnego mikrocyklu wszystko powinno być już w porządku - zapewnił Czubak.
Widzew wskoczył na siódmą lokatę w tabeli PKO Ekstraklasy. Po ośmiu kolejkach ma na koncie 10 punktów. W następnej serii gier łódzki zespół pojedzie do Zabrza na mecz z Górnikiem (niedziela, 21 września, godz. 17:30).